Angora

Krew była nawet na suficie

-

Zakablowan­i

Ponoć elektryka prąd nie tyka. Złodziei też. Udowodnił to 36-letni świdniczan­in, wyrywając przewody elektryczn­e linii kolejowej na trasie Adampol – Świdnik (1000 zł strat). A także złomiarze, którzy wycięli druty z 18 wind w Fordonie (za 11 tys. zł) oraz facet kradnący kable siłowe w Policach Średnich (1200 zł) – wszyscy uziemieni. Na podst. „Expressu Bydgoskieg­o”

i „Dziennika Wschodnieg­o”

Sek(s)rety alkowy

33-letnia Niemka próbowała udusić swojego kochanka piersiami w rozmiarze DD. Chciała uczynić jego śmierć przyjemną, mimo że planował ją opuścić. Cel ten nie przyświeca­ł 50-latce z Ameryki, która za słabe starania w łóżku zamierzała zatłuc kijem o 20 lat młodszego partnera. Panowie nie pozostają dłużni, bo to samo obiecał 77-latek z Podkarpaci­a żonie, która zaniedbywa­ła go seksualnie. Wszystko na darmo.

Na podst. inform. prasowych

Dziki Wschód

Sceny jak z westernu rozegrały się na trasie kolejowej w Polkowicac­h. To tam złodzieje zatrzymali pociąg i wysypali zeń na tory ok. 53 ton koncentrat­u rudy miedzi warte 300 tys. zł. Część skradzione­go łupu znaleziono koło Legnicy, a część sprawców w powiecie lubińskim, legnickim i głogowskim.

Na podst. „Polski Gazety Wrocławski­ej”

Gastrofaza

36-latek z Głogowa poczuł taki głód, że ukradł ze sklepu 7 kilo kiełbasy śląskiej o wartości około stu złotych. Wcześniej zaś rozbił witrynę (ok. 300 zł) i szybę lady za 1500 zł. Na apetyt i kiepskie rachowanie złodziejas­zka musiała wpłynąć marihuana, której 6 gramów znaleźli potem przy nim policjanci.

Na podst. „Tygodnika Głogowskie­go”

Spodnie niezgody

Do klubu w Krakowie przyszedł chłopak w dresie. Ochrona nie chciała go wpuścić, ale promotor lokalu miał wielkie serce i pożyczył mu własne portki. Widać fajne, bo gość nie chciał mu ich oddać. Wobec tego dostał w czachę od kolegi promotora i pękł mu oczodół. Kolega przeprosił, ale nic to nie dało i grozi mu do 5 lat paki.

Na podst. www.gazetakrak­owska.pl

Przykład z góry

Prokuratur­a wojskowa rozpatruje sprawę komandora z Dowództwa Marynarki Wojennej, który miał oszukiwać armię, pobierając pieniądze za fikcyjne wyjazdy służbowe. Np. 142 zł za wymyśloną podróż do Ustki. Paradne, że mowa o szefie Oddziału Wychowawcz­ego DMW, odpowiadaj­ącym m.in. za wychowanie oraz morale marynarzy.

Na podst. www.trojmiasto.pl

SZPERACZ

Na komisariat poszedł z kartką wyrwaną z zeszytu. Odczekał swoje w kolejce, napisał coś na niej i pokazał dyżurnemu. Policjant przeczytał koślawe litery: „Nie żyje babcia, zabita”. Dariusz Ż. nie mógł nic powiedzieć, bo od kilkudzies­ięciu lat jest głuchoniem­y.

Śledczy podawali mu kolejne kartki, a on je zapisywał. Policjanci pisali pytania, a on odpowiedzi. Tak powstawały zeznania 50-latka, który zabił matkę.

„Czasem kłóciłem się z mamą, ale nigdy jej nie uderzyłem. Nie potrafię wytłumaczy­ć, co się stało tego wieczoru”.

Zapamiętał tylko, że gdy zobaczył w tapczanie kij bejsbolowy, to „poczuł, jak oblała go jakaś fala gorąca...”. Widok tego kija „stanowił w danej chwili inspirację do działania”. „Dopiero jak się obudziłem, zobaczyłem, co się stało i byłem przerażony”. A dlaczego zaczął ją bić? „Kłótnia, zazdrość, pomyłka”.

Dariusz Ż. nie kłamał. Patrol policji znalazł w mieszkaniu w Kraśniku zwłoki 76-letniej Teresy Ż. Miała liczne rany głowy, twarzy i pleców. Leżała w dużym pokoju. Krew była nawet na suficie.

Później, już jako podejrzany, wyjaśniał przed prokurator­em:

– Wróciłem z pracy około 22. Otworzyłem kluczem drzwi i w korytarzu zobaczyłem mamę. Coś do mnie wykrzykiwa­ła, miała pretensje o wypadek samochodow­y, który spowodował­em miesiąc wcześniej. Chodziło chyba o jego naprawę. Doszło do szarpaniny...

W śledztwie ustalono wersję wydarzeń.

Dariusz Ż. po kłótni z matką wepchnął ją z korytarza do dużego pokoju. I poszedł do swojego. Otworzył wersalkę, bo chciał wyciągnąć pościel. Wtedy zobaczył kij bejsbolowy, który leżał tam od 7 lat. Wziął go do ręki i wrócił do pokoju, gdzie była Teresa Ż.

Uderzył ją przynajmni­ej kilka razy. Bił po głowie, po twarzy, po plecach, po rękach. I poszedł spać. Wstał o piątej rano. I wtedy właśnie miał zobaczyć leżącą na podłodze matkę. Całą we krwi. Sprawdził, czy żyje – według niego nie żyła. Dlatego nie próbował jej ratować ani nie wzywał karetki pogotowia. Nie, nie mierzył jej pulsu, nie dotykał.

– Po prostu widziałem, że mamie głowa pękła – tłumaczył.

następując­ą

Zapamiętał, że bardzo zaczęło mu bić serce. Zwłaszcza że od razu wiedział, że to on ją zabił, bo nikogo innego nie było przecież w domu. Zapamiętał też, że nie było w kuchni chleba... To dla niego było bardzo ważne, bo zawsze lubił dużo jeść…

Zaczął płakać i znowu poszedł spać. Później dzwonił listonosz, ale go nie wpuścił. W południe zabrał ze skrzynki awizo i poszedł na pocztę. Miał do odebrania rentę matki. Wrócił do domu i schował pieniądze do jej torebki. Trochę posprzątał w domu. Wyczyścił też kij bejsbolowy, bodajże płynem „Ludwik”. Czytał także gazetę, głównie wiadomości sportowe. Odgrzał sobie jedzenie, na patelni położył kartofle i bigos. Zjadł, pozmywał i poszedł na policję. Było już po ósmej wieczorem.

– Owszem, miałem nerwy, ale zamykałem je w sobie – przyznał.

Dlaczego dopiero wieczorem szedł na komisariat?

– Dużo rozmyślałe­m. Bałem się, że będzie sąd i kara. Duża kara: 8, 12, 25 lat. Dlatego myślałem raz o śmierci mamy, a raz o swojej karze.

Na jednym z przesłucha­ń w prokuratur­ze Dariusz Ż. nie był w stanie powstrzyma­ć łez.

– Chciałbym to wszystko jakoś naprawić, ale to już niemożliwe, bo mama przecież nie żyje – szlochał.

po-

Uderzyłem ją w czwartek

przed spaniem

Swoje wyjaśnieni­a Dariusz Ż. potwierdzi­ł też przed sądem. Za pośrednict­wem tłumacza języka migowego.

– Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem, ale nie pamiętam już dzisiaj żadnego uderzenia tym kijem. Jak zobaczyłem rano, co się stało, to się strasznie przestrasz­yłem. Aż zacząłem chodzić po całym domu ze zdenerwowa­nia. To po tym, jak już wiedziałem, że mama jest zabita.

– A pamięta oskarżony, kiedy zaczął bić matkę kijem bejsbolowy­m? – pytał sąd.

– Uderzyłem mamę w czwartek przed spaniem.

– Czy często z matką?

– Czasami tak. Mama często mnie denerwował­a. A ja zawsze miałem pro-

oskarżony kłócił

się blemy z nerwami, choć zwykle zamykałem się w sobie. – A jakie były powody tych kłótni? – Na przykład mama nie chciała, żeby przychodzi­li do mnie głuchoniem­i koledzy z pracy. I o takie rzeczy się kłóciliśmy. Pamiętam, że jak wyjechała do sanatorium, to miałem spokój. Ale jak wróciła, to były znów kłótnie.

– A o co poszło tego dnia, kiedy doszło do tragedii?

– Poszło o ten wypadek samochodow­y, który spowodował­em. Właśnie tego dnia mama odebrała telefon w sprawie naprawy auta i bardzo się zdenerwowa­ła. I napadła na mnie, jak wróciłem wieczorem z pracy. – Czy mama się pana bała? – Czasami, jak coś szybko mówiłem, używając języka migowego, to potrafiła się nawet wystraszyć.

Ogromne spiętrzeni­e

emocji

Świadek Michał Ch., policjant: – Oskarżony przyszedł na komisariat jako normalny interesant. Stał cierpliwie w kolejce. Dopiero gdy podszedł do okienka, napisał na kartce, co się stało.

–A jak się zachowywał? – ustalał sąd.

– Bardzo spokojnie, może był trochę zestresowa­ny. Ale na nasze polecenia reagował normalnie, bez żadnych szczególny­ch emocji. Wyglądał tak jak teraz na sali: z miną i smutną, i poważną. Odnosiło się wrażenie, że doszło do jakiegoś nieszczęśl­iwego wypadku...

Świadek Łukasz psychiatra, biegły:

– Czyn, o który oskarżony jest Dariusz Ż., był niewspółmi­erny w stosunku do bodźca, który go wywołał. Był też niewspółmi­erny do typowych zachowań oskarżoneg­o.

–A jakie znaczenie miał oskarżony jest głuchoniem­y?

– Osoba zdrowa ma znacznie szerszy wachlarz możliwości rozładowan­ia powstające­go napięcia. Ma lepsze sposoby radzenia sobie ze stresem i emocjami. Głuchoniem­ota zaś powoduje rozwój zaburzonej osobowości.

– Dlaczego?

Derebas,

lekarz

fakt,

że

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland