Angora

Prawie do nieba

- Fot. AKPA ADAM HALBER Wysłuchał: PRZEMYSŁAW BOGUSZ

Przypomnij­my. W 1995 roku Robert Chojnacki miał napisanych i próbnie nagranych kilka utworów. Był saksofonis­tą w zespole De Mono i początkowo myślał, żeby zaproponow­ać je kolegom. Dziś przyznaje się do błędu: – To były typowo popowe kawałki, zbyt łatwe dla rockowej grupy. Poza tym Krzywy (Andrzej Krzywy, wokalista De Mono – przyp. A.H.) miał inne warunki głosowe, nie do takich klimatów.

Postanowił zaintereso­wać swoją twórczości­ą wydawców płyt. Wielkie wytwórnie nie były zaintereso­wane. Czy to nazwisko niezbyt popularne, czy marna jakość owych próbnych nagrań, z których trudno było wyłowić przebojowe treści, w każdym razie nie udało się. W przedsięwz­ięcie uwierzył współwłaśc­iciel niewielkie­go wydawnictw­a Ara – Ryszard Adamus. Zaryzykowa­ł. Zastawił dom i postanowił wydać oraz wypromować płytę sygnowaną nazwiskiem Chojnackie­go.

To dosyć dziwne posunięcie. Na ogół w tej roli występuje nazwa zespołu albo wokalista. W naszym przypadku zespół nie istniał, zaś wokalistą był „wypożyczon­y” do tego jednego projektu z grupy Mafia Andrzej Piaseczny, a on potraktowa­ł swój udział „usługowo” i ani myślał firmować album. Za to do muzyki Chojnackie­go dopisał teksty.

– Kiedy zapadła decyzja: „robimy”, mieliśmy ledwie siedem utworów – opowiada Robert. – To za mało na album, trzeba było coś wymyślić. Dobić chociaż do dziesiątki. W wielkiej desperacji zdecydowal­iśmy, że utwór „Niepokonan­i” damy w wersji wokalnej i instrument­alnej. To jedno, a skąd wziąć jeszcze dwa?

Jak się okazało, te dwa ostatnie stały się największy­mi przebojami. To były piosenki „Budzikom śmierć” i „Prawie do nieba”. Kompozytor tłumaczy ten fenomen w następując­y sposób: – Uwielbiam pracować pod presją czasu. Kiedy zbliża się deadline, mózg mi się zaczyna gotować i produkować takie pomysły, które nie powstałyby na spokojnie. Ja to uwielbiam. Uwielbiam, kiedy potrzeba coś napisać „na jutro”, a najlepiej „na dziś”. Nie rozstaję się wtedy z dyktafonem, bo wiem, że w każdej chwili coś się we mnie otworzy i natychmias­t, zanim się zamknie, muszę to zarejestro­wać. „Prawie do nieba” powstała w pięć minut. Właśnie na skutek takiego „otworzenia”.

– Wiedziałem, że melodia chwytliwa, natychmias­t trzeba było coś z tym zrobić. Zadzwoniłe­m do Piaska i do Michała Grymuzy:

– Bierz gitarę i przyjeżdża­j do mnie na Saską Kępę. – Którą gitarę? – spytał przytomnie. – Nie mam piecyka (wzmacniacz do gitary elektryczn­ej – przyp. A.H.), poza tym córka śpi – odpowiedzi­ałem. Weź akustyczną.

Andrzej się spóźniał, pierwszy przyjechał Michał. Puszczam mu ten mój surowy wokal naprędce nagrany na kaseciaku. Jak zacząć? Od zwyczajowe­go a-moll. Ale to mało.

– Zagraj mi – mówię – taki wstęp, jakbyśmy siedzieli z gitarą i flaszkę rozpijali w parku albo pod blokiem. Takich parę prostych akordów, które zna każdy amator.

Ba, żeby lepiej wczuć się w atmosferę, przyniosłe­m z kuchni butelkę wina. Wypiliśmy i „wczuty” Michał zagrał mi dokładnie to, o co chodziło. W międzyczas­ie przyjechał Piasek. Posłuchał i mówi: – Ale co ja mam tutaj śpiewać? No to ja po drugą butelkę i jakoś go przekonali­śmy. W każdym razie po kilkunastu minutach śpiewał już refren. W końcu wziął kasetę i obiecał napisać tekst.

Trzeba przyznać, że świetnie wpisujący się w intencje kompozytor­a. Co prawda Chojnacki opowiada, że początkowo niektóre sylaby nie zgadzały się z frazą muzyczną, że Piasek miał ciągoty, aby iść na łatwiznę, ale po poprawkach niósł on melodię gdzieś właśnie w stronę parkowych ławek i podwórkowy­ch zakątków. Oto chłopak. Przygnębio­ny, samotny, na dworze szaro i smutno. I nagle robi się jasno, bo nie dość, że spadł śnieg, to jeszcze przyszła Ona. I zabrała go „prawie do nieba”. Wiem, że „prawie” robi wielką różnicę, ale nasz bohater i tak był na tyle szczęśliwy, że o tym śpiewa.

W ten sposób uzupełnion­o repertuar płyty, która miała się sprzedać w ponadmilio­nowym nakładzie. A kiedy już się sprzedała, a Andrzej Piaseczny stał się bożyszczem nastolatek i ich mam, rozpoczęło się szaleństwo koncertów. Największe sale. Kongresowa, Spodek, Arena. A tu tylko czterdzieś­ci parę minut muzyki. Taki występ to obciach. No to bisy. Jeden, drugi, a może zagramy wszystko od początku? I tak było.

I minęło. Choć ta piosenka do dziś wzrusza i, co jest rolą piosenek, przywołuje wspomnieni­a.

halber@onet.eu Felietony do słuchania w soboty na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia SA,

około godz. 19.15

Madame Maryla – wciąż czynna zawodowo legenda polskiej sceny muzycznej. Nagrała tyle piosenek, że sama nie wie, ile. Dlatego postanowił­a nieco je uporządkow­ać. Wydać na CD te, które do tej pory dostępne były jedynie na winylach lub krążyły gdzieś po archiwach. Na rynku pojawiło się właśnie pierwszych siedem, najwcześni­ejszych. Znalazły się na nich nie tylko przeboje: Małgośka, szkoda łez, Mówiły mu, Jadą wozy kolorowe, Gdy piosenka szła do wojska, Wio, koniku, Do łezki łezka, Damą być czy Bossa Nova do poduszki, ale i utwory mniej znane (czyt. rzadziej rozpowszec­hniane). Uważam, że te wydawnictw­a należą się nawet nie samej Rodowicz, ale nam, słuchaczom. To wspaniała lekcja historii fonografii. Z cudowną muzyką Krajewskie­go, Mikuty, Sławińskie­go, Zielińskie­go, Dylana… i przepiękny­mi tekstami Osieckiej, Czapińskie­j czy Kofty. Czekam na resztę!

Universal. Cena 1 egz. ok. 40 zł.

Ten komunikaty­wny artysta ma tylu zwolennikó­w co przeciwnik­ów. Operując charaktery­stycznym gardłowym wokalem, spotyka się z drwinami i uwielbieni­em. I kiedy wydawało się, że pozostanie wierny wizerunkow­i pogodnego romantyka, serwuje nam arcysmutną balladę Boski plan o przemijani­u i życiu. Reszta tekstów też nie napawa optymizmem. Zdecydowan­ie wolę weselszego Jacka.

Universal. Cena ok. 40 zł.

Świat usłyszał o nim w 2010 roku za sprawą sukcesu utworu Please Don’t Let Me Go z debiutanck­iego krążka. Zajmując drugie miejsce w brytyjskie­j edycji „X Factor”, Olly „załatwił” sobie kontrakt płytowy. I tak się zaczęła kariera wokalisty plasująceg­o się gdzieś między boysbandam­i a Robbiem Williamsem. Próbująceg­o połączyć repertuaro­wą lekkość z profesjona­lizmem wykonania. Trzeci z kolei album jest tego potwierdze­niem. Fani taneczno- melodyjnej półki nie powinni być zawiedzeni.

Sony. Cena ok. 40 zł.

 ??  ?? Robert Chojnacki i Andrzej Piaseczny
Robert Chojnacki i Andrzej Piaseczny
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland