Pocałunek...
69
W sierpniu zeszłego roku klub Kiss stracił wymagane zezwolenia na prowadzenie imprez masowych. Według pułkownika, właścicieli lokalu w odpowiednim czasie poinformowano o konieczności odnowienia wymaganych przepisami uprawnień. Lokal nie miał też wyjścia bezpieczeństwa, a oświetlenie ewakuacyjne nie zadziałało. To dlatego gorączkowo poszukujący wyjścia goście mieli trudności ze zlokalizowaniem wyjściowych drzwi i pchali się do łazienek. Niestety, okna w łazienkach były z zewnątrz zamknięte drewnianymi okiennicami w obawie przed intruzami. To właśnie z powodu jedynego otworu drzwiowego służącego zarazem za wejście i wyjście lokal otrzymał zezwolenie na organizowanie imprez z ograniczoną liczbą uczestników. W jednym momencie mogło tam przebywać 691 osób. Eksperci wyliczyli, że ostatniej niedzieli na zabawę wpuszczono ponad półtora tysiąca młodych ludzi. Świadkowie zeznają, że w pierwszym momencie po wybuchu paniki, przebywający na zewnątrz ochroniarze zamknęli drzwi wyjściowe w obawie przed tłumem ludzi wybiegających z klubu bez płacenia za konsumpcję. Drzwi otwarto dopiero po chwili, kiedy ze środka zaczynał się już wydobywać śmiertelnie trujący gaz.
Klub Kiss znany był z organizowania kultowych zabaw dla młodzieży studenckiej. Większość ofiar pożaru to dwudziestolatki. Ponad setka to studenci miejscowego uniwersytetu federalnego. Inni to ich znajomi i goście, spędzający letnie wakacje w malowniczym miasteczku Santa Maria. Dwóch wspólników klubu kreowało się też na przyjaciół młodzieży i znawców wyluzowanego sposobu bycia.
Jednak 19-letnia Janaina Portela nie była studentką. Dziewczyna z biednej rodziny rzadko wychodziła z domu w sobotnie noce, a w płonącym klubie znalazła się w zastępstwie chorej matki. Zatrudniona w kuchni nocnego klubu Natalicia Moraes da Silva pracowała na zmywaku. Jej zadaniem było uporanie się z umyciem tysięcy szklaneczek zużywanych podczas imprez. – Czułam się źle, od samego rana łamało mnie w kościach, więc poprosiłam córkę, żeby wzięła za mnie nocną zmianę w klubie – przypomina sobie Natalicia. – Chętnie mnie zamieniała, nigdy nie robiła trudności. To była złota dziewczyna – wspomina matka.
Znajomi Janainy twierdzą, że dziewczynie udało się wydostać z płonącego lokalu. Wróciła jednak do środka, żeby pomóc gościom, którzy, błądząc w ciemnościach, nie znajdywali drogi do wyjścia. – Widziałam, że wracała do środka trzy razy – zaświadcza detektyw Fatima Nascimento, która bywała na nocnych imprezach w klubie, żeby zbierać informacje o sprzedających narkotyki. – Za pierwszym i drugim razem Janaina wyprowadziła na zewnątrz kilka osób. Wyrzucam sobie, że nie zdecydowałam się na wejście razem z nią – wyznaje policjantka. – Nie miałam sił, byłam wyczerpana. Fatima ma poparzone plecy, szyję, ramiona i dłonie. Mówi z wysiłkiem, przyciszonym głosem, cierpi wciąż po wchłonięciu ogromnej dawki toksycznego dymu.
Matka Janainy nie wierzy w winę właścicieli lokalu. – Dobrze znam jednego z nich – twierdzi. – Kiko za- wsze nam pomagał, pożyczał pieniądze i cierpliwie czekał, aż będę w stanie oddać długi. To fantastyczny młody człowiek – dodaje. Fabio, starszy brat Janainy, nie zgadza się z tym, co mówi matka. Twierdzi też, że matka nie przestaje obwiniać samej siebie, twierdząc, iż posłała córkę na straszną śmierć. Starszy o pięć lat od swojej siostry Fabio założył rodzinę, mieszka i pracuje w Florianopolis. – Od samego początku w sposób szczególny byłem związany z siostrą – wspomina. – Janaina była wcześniakiem, urodziła się w szóstym miesiącu ciąży, mierzyła jedynie 25 centymetrów. Moim pierwszym wspomnieniem jest to, że chodziłem ją oglądać do szpitala, żeby trzymać za nią kciuki. Matka utrzymywała nas sama, pracowała od rana do wieczora – wspomina Fabio. – Ja zajmowałem się młodszą siostrą, a nawet kupowałem jej ubranka. W niedzielę rano, kiedy dowiedział się o pożarze w klubie, Fabio wsiadł do samochodu iw dziesięć godzin przebył 800-kilometrową trasę. – Za kierownicą płakałem i modliłem się, żeby Janaina wyszła z pożaru żywa – mówi. Telefon z wiadomością o śmierci siostry dostał od matki. – Właśnie wjeżdżałem do miasta – opowiada. – Miałem wrażenie, jakby ktoś wyrwał mi serce! W odróżnieniu od matki Fabio winą za wypadek obciąża właścicieli lokalu.
Cztery osoby zostały zatrzymane przez policję do wyjaśnienia sprawy – obaj współwłaściciele klubu oraz muzycy, którzy odpalali race. Liczba ofiar stale rośnie. W pożarze zginęło 234 młodych ludzi, 118 osób przebywa w szpitalach, 75 z nich w stanie ciężkim.