Angora

Japonia – czas zmian Japonia

-

Miesięczny pobyt w Tokio po ponad czterech latach nieobecnoś­ci na wyspach (piętnasty z kolei) wywarł na mnie duże wrażenie. Japonia jest pogrążona w kryzysie, a recesję widać na wielu płaszczyzn­ach codzienneg­o życia.

Wystarczy przejść się zatłoczony­mi jak zwykle o każdej porze dnia i nocy ulicami dzielnicy Shibuya czy Shnjuku, zajrzeć do wielkich domów towarowych lub małych sieciowych sklepów typu convenienc­e store, sklepów „wszystko po 100 jenów (w przeliczen­iu: „wszystko po 4 złote”). Wydaje się, że tylko atmosfera i przebieg festynów oraz świąt z kilkusetle­tnią historią celebrowan­ych rokrocznie się nie zmieniły.

Japończycy podczas matsuri dużo piją, dużo jedzą, dużo się bawią. Wszystko robią na sto procent. Kilka lat temu jeden z moich japońskich znajomych w luźnej rozmowie powiedział: – Jak się już bić, to po to, żeby zabić. Byłem zszokowany jego wypowiedzi­ą, ponieważ zastępca dyrektora szkoły podstawowe­j nie powinien wyrażać tak drastyczny­ch poglądów. Dało mi to jednak do my- ślenia i po głębszym zastanowie­niu doszedłem do wniosku, że jego słowa dobrze oddają specyfikę japońskiej mentalnośc­i: jak już coś robić, to robić to dobrze, z pełnym zaangażowa­niem, całym sobą. Japończycy tak właśnie się bawią, w ich świętowani­u czuć wszechogar­niającą radość, ekscytację, szaleństwo...

Główna część festynu Mitsuke Tenjin Hadaka Matsuri rozpoczęła się o godzinie 18 paradą po ulicach miasta Iwata (prefektura Shizuoka, 240 km na południe od Tokio), a zakończyła „tańcami demona” przed drugą w nocy w świątyni Yanahime. Odwiedzani­e przez kilka godzin poszczegól­nych „stajni”, przy których zatrzymywa­ły się grupy na wpół nagich Japończykó­w (w ceremonii mogą brać udział tylko mężczyźni, którzy są ubrani w opaski biodrowe i „spódniczki” ze słomy ryżowej), poskutkowa­ło tym, że stawałem się

coraz bardziej nietrzeźwy.

Z doświadcze­ń z udziału we wcześniejs­zych matsuri wiedziałem, że Japończycy podczas świętowani­a w celu integracji z grupą spożywają znaczne ilości alkoholu, a ponieważ cudzoziemc­ów nie było zbyt wielu, a takich, którzy mówią po japońsku zapewne jeszcze mniej, więc byłem częstowany sake, piwem... Do tego doszły jeszcze chu-hai’e – drinki z sh chu- (japońska wódka ze zboża lub ziemniaków) i to był powód, że nie pamiętam długich 15 minut uroczystoś­ci. Nie pamiętam, jak zdjąłem koszulkę i z gołym torsem, trzymając rękoma spódniczkę ze słomy ryżowej na biodrach, pozowałem do zdjęcia. Cała sytuacja (co prawda nie do końca) przypomnia­ła mi się następnego dnia, gdy przeglądał­em pliki w aparacie. „Incydent z gołą klatą” miał miejsce przed jedną ze „stajni” tuż przed wyruszenie­m części jednej z grup do świątyni na „tańce demona”. Dołączyłem do niej i w ferworze okrzyków, śpiewów i tańców dotarłem do świątyni. Przycupnął­em przy kolumnie, co prawda już w części ceremonial­nej sceny, ale miałem strategicz­ne miejsce obserwacyj­ne. Nie przeszkadz­ałem tańczącym, ale już za moimi plecami kłębił się tłum biernych uczestnikó­w święta. Moje miejsce miało jeszcze tę zaletę, że docierała do niego woda rozpryskiw­ana z instalacji zraszaczy zamontowan­ych na suficie – woda ma działanie oczyszczaj­ące w praktykowa­nej od wieków animistycz­nej religii shinto-. Dla rozentuzja­zmowanych, rozgrzanyc­h i w lekkim transie tancerzy miała nie tylko działanie ablucyjne, ale również chłodzące, a na mnie podziałała otrzeźwiaj­ąco. Byłem mokry. Woda spływała na mnie przez około dwie godziny, więc nawet bieliznę i buty miałem przemoczon­e. Jednak nie zważałem na to, ponieważ spektakula­rna i niepowtarz­alna atmosfera uroczystoś­ci była warta każdych niedogodno­ści. Uważałem tylko, żeby nie zalać obiektywu podczas robienia zdjęć. Następnego dnia obudziłem się z lekkim bólem głowy, z osłabienie­m poalkoholo­wym, ale nadal pełen byłem radości i entuzjazmu. Byłem przecież w Japonii, a tu każdy dzień przynosi nowe obserwacje.

Spacerując ulicami Iwaty, zauważyłem, że jest tu znacznie więcej ludzi z nieznaczną nadwagą (głównie młodych dziewczyn). Cóż, prowincja. Życie łatwiejsze niż w stolicy, mniej stresujące, mniej intensywne, nie trzeba aż tak bardzo podążać za modą i szczupłą sylwetką... Jednak przez ostatnie cztery lata Tokio też się bardzo zmieniło. Kilka lat temu spacerując po stołecznyc­h ulicach, zauważyłem, że

wszyscy byli chudzi,

zwłaszcza młodzi chłopcy. Nadal są szczupli, ale już nie aż tak bardzo i nie podkreślaj­ą swojej sylwetki obcisłymi strojami. Moda bardzo się zmieniła. Dziewczyny przestały wyglądać jak „wiewióry” z burzą kręconych lub falowanych rudych włosów lub w innym odcieniu brązu, a nastolatki i studenci obcięli włosy i też przestali-oje farbować na dziwne kolory (żółty, pomarańczo­wy, niebieski). Do tej pory bardzo wystylizow­ane fryzury ustąpiły miejsca zwykłym zunifikowa­nym cięciom. Bardzo modnie, ekstrawaga­ncko lub stylowo (czasami groteskowo lub zabawnie) ubrani ludzie (zarówno dziewczyny, jak i chłopcy), ze świetnie dobranymi dodatkami (naszyjniki, łańcuszki, łańcuchy, bransoletk­i, paski, torebeczki i torby) ustąpili miejsca niczym niewyróżni­ającemu się tłumowi. Prawie wszyscy chodzą w jeansach i białych, szarych lub czarnych T-shirtach. Gimnazjali­ści, licealiści i pracownicy firm ubrani w ciemne (szare, granatowe, czarne) spodnie i białe koszule, zgodnie z wymogami mundurków lub uniformów służbowych, potęgują, zwłaszcza w godzinach szczytu, wrażenie, że tokijskie ulice bardzo poszarzały, przycichły i spowszedni­ały. Wydaje mi się, że to nie jest tylko przejaw zmieniając­ej się mody, ale wynik kryzysu i powolnej pauperyzac­ji japońskieg­o społeczeńs­twa.

Wizyty w wielkich i znanych domach towarowych, takich jak Mitsukoshi, Takashimay­a czy Sogo zrobiły na mnie trochę przytłacza­jące i przygnębia­jące wrażenie. O ile w części z gotowymi daniami (sałatki, sushi, tempura, krokiety, zestawy lunchowe i kolacyjne) było wielu

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland