Zachowanie twarzy
klientów (poziom -1), to im wyżej, tym trudniej było spotkać jakichkolwiek kupujących. Część pięter dawniej oferująca ekskluzywne i wyselekcjonowane towary została wynajęta sieciom sklepowym z niezbyt drogimi lub wręcz tanimi ubraniami (np. Uniclo – japoński odpowiednik H&M) bądź tanią elektroniką. Wydaje się, że Japończycy przestali wydawać pieniądze na luksusowe dobra i zadowalają się niezbyt wyszukaną, masową i znacznie tańszą produkcją. O zwracaniu uwagi na wydatki świadczyć też może liczba sklepów „wszystko po 100 jenów”, które oferują bardzo szeroki asortyment – od paczkowanej i puszkowanej żywności, przez akcesoria kuchenne, chemię gospodarczą, po artykuły biurowe i dekoracyjne. Bardzo niska cena 100 jenów (z podatkiem: 105 jenów – VAT wynosi tylko 5 proc.) jest bardzo kusząca i mimo że prawie wszystkie artykuły są produkcji chińskiej, to jakość jest zadowalająco wysoka.
W Japonii potrzeby konsumpcyjne zostały wykreowane na bardzo wysokim poziomie. Nowy Rok, walentynki (dziewczyny wręczają chłopakom słodkości, nie tylko ukochanemu, ale również wykładowcom, kolegom z pracy, szefowi – czekoladki z obowiązku), Biały Dzień (chłopcy rewanżują się dziewczynom), Dzień Matki, Halloween, Boże Narodzenie... W ciągu roku są jeszcze dwa główne okresy wręczania prezentów, które mają wyrażać wdzięczność osobom, którym ta wdzięczność według nas się należy, a więc nauczycielom, profesorom, współpracownikom o dłuższym stażu pracy, kontrahentom. Są to: pośrodku lata ochu-gen i pod koniec roku – oseibo. Podarunki wtedy wręczane nie powinny mieć osobistego charakteru, ponieważ traktowane są wręcz jako obywatelski obowiązek i w związku z tym obwarowane są licznymi ograniczeniami. Często ważniejsza jest forma niż zawartość, a użyteczność upominku świadczy o jego wartości. Komplety ręczników, mydeł, zestawy suszonych wodorostów, herbat, kaw, dżemów, piw, win, a nawet olejów, makaronów, czy owoców i warzyw są najbezpieczniejsze z punktu widzenia prezentowej etykiety. Każdy produkt musi być niecodzienny, lśniący i piękny. Owoce i warzywa muszą mieć idealny kształt, wielkość, kolor i blask. Opakowanie jest bardzo, bardzo ważne. Te same cztery perfekcyjnie wybarwione jabłka z rumieńcem tej samej wielkości i koloru na każdym z nich, melon o nieskazitelnej, połyskującej skórce mają zupełnie inną wartość dla obdarowanego w zależności od tego, czy będą zapakowane w papier domu to- warowego Mitsukoshi, czy w bardzo gustowne i ozdobne (acz bez logo) opakowanie innego sklepu. W czasach kryzysu od ulicznych sprzedawców można kupić papier pakowy z nadrukiem poszczególnych ekskluzywnych sieci handlowych – umiejętnie owinięty w niego prezent ogromnie zyska na wartości. Przyjmowanie, rozpakowywanie i odwzajemnianie prezentów również wiąże się z wieloma regulacjami. Japończycy bardzo dbają, żeby nie narazić ani siebie, ani innych na potencjalnie kłopotliwą sytuację, w której konieczne byłoby jednoznaczne określenie swojej postawy, uczuć lub konfrontacja albo nieuchronność przyznania się do winy.
jest najważniejsze. Nawet bezdomni, liczący na wsparcie od przechodniów, dbają o to, żeby nie stawiać nikogo w niekomfortowych okolicznościach odmowy.
Schody przy wejściu na dworzec Ikebukuro w Tokio. Właśnie zaczęło padać. I tak zwykle zatłoczone przejście zapełnia się jeszcze bardziej tymi, którzy wcześniej stali przed dworcem, palili papierosy lub czekali na kogoś. Stoję i martwię się, że moja znajoma się spóźnia. Podchodzi do mnie starszy mężczyzna, nieogolony, w bardzo znoszonych, trochę brudnych ubraniach. Kłania się, wyciąga rękę na powitanie i mówi: – Przepraszam. Pan na kogoś czeka? Odpowiadam twierdząco i w pierwszej chwili zastanawiam się, dlaczego podszedł właśnie do mnie, skoro wokół jest tylu Japończyków. Przecież nie miał pewności, że mówię po japońsku, że zrozumiem, co do mnie mówił. Uświadomiłem sobie jednak, że czuł się na pewno bardziej komfortowo, podchodząc do nieznajomego, to znaczy wszyscy byliśmy nieznajomymi, ale cudzoziemiec jest bardziej nieznajomy niż inni tokijczycy. Jest obcy i nie zalicza się nawet do tej najliczniejszej grupy, czyli rdzennych mieszkańców archipelagu. Liczył zapewne na to, że podejście do mnie wywoła w nim samym mniejszą obawę konfrontacji niż podejście i postawienie nawet nieznajomego Japończyka w niezręcznej dla niego sytuacji. Nawet mnie, obcego – gaijin, nie chciał poddać nieprzyjemnościom związanym z koniecznością wyrażania jakiejkolwiek deklaracji lub wymogiem podjęcia, nie mówiąc już o wymuszeniu, jakiejkolwiek decyzji, aprobaty czy sprzeciwu. Spytał o godzinę. Było 20 minut po 13. Usłyszawszy odpowiedź, stwierdził: – Oj, już jest tak późno, a ja jeszcze nie jadłem śniadania. Włożył rękę do kieszeni i wyjął monetę. Na jego zniszczonej dłoni leżało 10 jenów. – Mam tylko tyle. Chyba nie wystarczy na śniadanie? Nie poprosił o pieniądze, żebym nie czuł się skrępowany ewentualną odmową. Najtańsza bułeczka jest droższa niż 10 jenów, a odpowiedź na jego pytanie: – Tak, nie wystarczy jest jedynie odpowiedzią, a to, co skrywa się za słowami, co pozostaje w tle, nie do końca wypowiedziane, to już zupełnie inna kwestia.
Mimo objawów kryzysu i wielu zmian, jakie zostały nim wywołane, wydaje się, że Japończycy dość dobrze radzą sobie w tych trudniejszych czasach. Dla mnie Japonia nadal jest fascynującym krajem, a jej mieszkańcy niezmiennie zadziwiają mnie swoimi sprzecznościami i pozostają obiektem nieprzerwanych, ekscytujących obserwacji.