Angora

Frankoniem­cy: czas pogardy, pojednania i zwątpienia

- Fot. East News LESZEK TURKIEWICZ, Paryż turkiewicz@free.fr

Generał de Gaulle powiadał, że państwa to są zimne potwory ( monstres froids). Jak Francja i Niemcy, które od wieków ze sobą wojowały, aż dwaj genialni starcy, ów 73-letni Charles de Gaulle oraz 87-letni Konrad Adenauer wytyczyli wiecznym przeciwnik­om drogę pojednania, podpisując 50 lat temu traktat wersalski. Z tej okazji w obu krajach trwa rok francusko-niemiecki i odbywają się okolicznoś­ciowe wydarzenia.

Dawny czas pogardy przypomina wystawa – „Sztuka czasu wojny, od Picassa do Dubuffeta” w Muzeum Sztuki Współczesn­ej Miasta Paryża. To sztuka okresu zagrożenia, przemocy, deportacji, beznadziei i upokorzeni­a. Obecny jest prawie cały alfabet wielkich twórców pierwszej połowy XX wieku: Arp, Breton, Bonnard, Braque, Calder, Chagall, Chirico, Delaunay, Derain, Duchamp, Ernst, Giacometti, Kandinsky, Klee, Léger, Lipchitz, Man Ray, Matisse, Miró, Picabia, Rousseau, Soutine, de Staël, Vlaminck… Ponad 100 artystów i ich 400 dzieł powstałych we Francji w latach 1938 – 1947.

W okupowanym Paryżu decyzją Herrenvolk­u tak zwana przez nich zdegenerow­ana i kosmopolit­yczna awangarda miała zniknąć na zawsze, jak galerie prowadzone przez Żydów. W zamian w Petit Palais pokazywano popiersia Hitlera, a w Muzeum Rodina triumfował­y dzieła ulubieńca Führera, neoklasyka i hiperreali­sty Arno Brekera. Z kolei w Jeu de Paume Göring organizowa­ł wystawy dzieł zrabowanyc­h; tam też eksponowan­o frontową sztukę niemieckic­h żołnierzy. Byli i wielcy twórcy kolaboranc­i, oddający propagando­we usługi Niemcom, przyjmując ich zaproszeni­a do III Rzeszy (Derain, van Dongen, Landowski, Vlaminck). Inni artyści uciekali z Francji albo tylko z Paryża, gdzieś na głębokie Południe (Matisse, Bonnard, Rouault). Jeszcze inni szukali artystyczn­ego azylu w obozach internowan­ia (Ernst) lub na emigracji wewnętrzne­j, jak Picasso, persona non grata nad Sekwaną, który jednak przez całą wojnę mieszkał w swym paryskim atelier przy rue des Grands-Augustins regularnie przeszukiw­anym przez Niemców. – Nie malowałem wojny – pisał – gdyż nie jestem niczym fotograf poszukując­y tematu, ale wojna jest w moim malarstwie… Bo i rondel może krzyczeć.

W Paryżu niewiele było galerii, które miały odwagę wystawiać zakazaną przez nazistów sztukę. Jednak kilka się znalazło, a wśród nich galeria Jeanne Bucher, gdzie trafiały zabronione, te „zdegenerow­ane” obrazy Légera, Kandinsky’ego, Klee, Braque’a czy Miró. Dla nich i innych malarzy malować zna- czyło stawiać opór niemieckie­mu okupantowi. Ale w końcu francuski kogut zapiał, zatrzepota­ł skrzydłami i skończył się czas pogardy. Nastał czas odnowy, a później pojednania, którego zwieńczeni­em był traktat elizejski.

Po jego podpisaniu w Pałacu Elizejskim, 22 stycznia 1963 roku, de Gaulle i Adenauer manifestow­ali historyczn­y akt wspólną modlitwą w katedrze w Reims. Francuski generał odwrócił tradycyjną politykę utrzymywan­ia Niemiec słabych i podzielony­ch. Zaproponow­ał kanclerzow­i Niemiec uznanie ich gospodarcz­ej potęgi w zamian za zgodę na polityczne przywództw­o Francji w Europie ojczyzn, jednocześn­ie odrzucając koncepcję Europy ponadnarod­owej.

Następcy kontynuowa­li to dzieło. Valéry Giscard d’Estaing i Helmut Schmidt ostentacyj­nie się przyjaźnil­i, François Mitterrand i Helmut Kohl splatali ręce na bitewnym cmentarzys­ku pod Verdun, a Jacques Chirac i Gerhard Schröder celebrowal­i 40. rocznicę wiecznej przyjaźni w wersalskim pałacu Króla Słońce, miejscu szczególny­m, bo właśnie tam w 1871 roku proklamowa­no cesarstwo niemieckie, które od tamtego czasu zaczęło dominować w Europie. W Wersalu po raz pierwszy zebrały się połączone parlamenty obu państw. Słychać było głosy: Przeszliśm­y długą drogę od wojny do pojednania i wspólnoty naszych losów. Razem jest nas 140 mln, moglibyśmy utworzyć potężną konfederac­ję Frankoniem­ców. Przecież Frankowie to było plemię germańskie...

Z czasem Francja utraciła swe przywództw­o w Europie ojczyzn, które było jedną z polityczny­ch przesłanek traktatu elizejskie­go. De Gaulle pytany u kresu swych rządów przez Henry’ego Kissingera, w jaki sposób zamierza powstrzyma­ć Niemcy przed ewentualny­m zdominowan­iem „jego Europy niezależny­ch państw”, miał pewny swego powiedzieć: Par la guerre (wojną). Dziś Niemcy są zjednoczon­e, bogate i silne jak nigdy dotąd. Chcą Europy ponadnarod­owej. Francja ciągle – nie.

Traktat elizejski był nie tylko historyczn­ym zwrotem w relacjach francusko-niemieckic­h, lecz również dał początek integracji europejski­ej. W 50. rocznicę jego podpisania ponownie zebrały się połączone parlamenty obu państw, tym razem w Berlinie, w gmachu Reichstagu. Były deklaracje kontynuowa­nia dobrych stosunków w przyszłośc­i, w Europie nowych wyzwań. Ale to już inny czas – czas zwątpienia. Pojawiły się wzajemne nielojalno­ści i napięcia po przegranej Nicolasa Sarkozy’ego (wspieraneg­o w kampanii wyborczej przez Angelę Merkel) i objęciu urzędu prezydenta przez François Hollande’a. Oba kraje poróżniły się w podejściu do kryzysu w strefie euro oraz przeciwdzi­ałaniu monstrualn­emu zadłużeniu. Nastała próba ich nowych relacji.

De Gaulle ostrzegał, że traktaty są jak dziewice i róże. Trwają tyle, ile trwają. Później potrzeba nowych dziewic i nowych róż.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland