Teatrzyk Palikot
Janusz Palikot, przewodniczący partii własnego imienia, leżał na służbowej kozetce i przeżuwał gorycz artystycznej porażki.
– Powiedz mi, jak pracować w takich warunkach?! – spytał z wyrzutem posła Artura Dębskiego. – Napisałem wspaniały scenariusz, dobrałem obsadę, a tymczasem główna aktorka odmówiła współpracy!
– Spieprzył pan casting – bąknął Dębski. – Od razu mówiłem, że Wanda Nowicka nie nadaje się do swojej roli.
– A co tu jest do grania? – zdziwił się Palikot. – Miała odejść z wdziękiem i tyle. Prawdziwy spektakl miał zacząć się później, gdy jej miejsce zajmie Anka Grodzka. Widzisz tych wszystkich Gowinów i Godsonów, jak mówią do niej: „Pani marszałek, czy mogę prosić o głos?” – i może nawet całują ją w rękę? – Niezłe jaja – zgodził się Dębski. – Oszołomom z PiS-u byłoby nawet trudniej... – rozmarzył się Palikot. – Wybuchłaby niejedna awantura, ktoś dałby komuś po mordzie, ktoś by kogoś zwymyślał... Taka Pawłowicz prędzej by jajo zniosła, niż zwróciła się do naszej Ani: „Proszę pani!”.
– Nic z tego – sprowadził go na ziemię Dębski. – Nowicka odmówiła rezygnacji z funkcji.
– Zapomniała, kto tu jest reżyserem! – żachnął się Palikot. – Przez jedną rozkapryszoną babę upadło całe przedstawienie! Na szczęście mam plan B!
Chciał jeszcze coś dodać, ale nie zdążył, bo do gabinetu wpadła Anna Grodzka, a tuż za nią Robert Biedroń.
– Co to ma znaczyć?! – krzyczała od progu transseksualna posłanka. – Obiecał pan mi tę rolę! Tak się cieszyłam!
– Przepraszam cię, moja droga – zaćwierkał Palikot. – To wszystko przez Nowicką! Mam nadzieję, że nie pozwolisz, żeby uszło jej to na sucho...
– Niech pan nie zwala winy na Wandę! – tupnęła nóżką Grodzka. – My dziewczyny trzymamy się razem! Głosowałam przeciwko jej dymisji!
– Tak? – zdziwił się nieprzyjemnie Palikot. – Więc nie mam co liczyć na zapasy w kisielu w waszym wykonaniu?
– Sam się taplaj, łobuzie! – Grodzka obróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu.
– Właśnie upadł mój plan B – westchnął gorzko Palikot. – Czy ktoś zrozumie artystę?
Nagle poczuł na ramieniu czyjąś ciepłą, krzepiącą dłoń.
– Jeśli tak bardzo zależy panu na tych zapasach – szepnął poseł Biedroń. – To ja jestem do dyspozycji!