Wolność, szybkość, braterstwo Z ŻYCIA SFER POLSKICH
Nareszcie pojmujemy powody, dla których poseł europejski Jacek Kurski łamie przepisy drogowe z wdziękiem Augusta II Mocnego, łamiącego podkowy. Wspomnijmy choćby epizod, gdy poseł – wtedy jeszcze tylko krajowy – Kurski podłączył się pod konwój policji i gnał pod cudzym kogutem, ile pod maską miał, na znaki nie zważając. Dziś wiemy, dlaczego tak pędził. Poseł pędził na zebranie kółka rolniczego!
Kurski stara się, z sobie tylko znanego powodu, ukryć swe związki z kółkami rolniczymi, nawet za cenę wywołania skandalu moralnego. Jaki rewolucyjny plan polityczny kreuje ten błyskotliwy polityk, skoro rzutem na taśmę skierował podejrzenia, że to nie partyjna strategia, lecz plebejska – bo chłopska! – erekcja, goni go, jak wariata, po kraju. Tropiący posła dziennikarze musieli jednak znaleźć się za blisko rozwiązania, bo Kurski desperacko sięgnął po pomoc sądu. Ten, potulny i szybki – wszak sprawność sądów jest cechą nowoczesnej Polski! – natychmiast posłowi pomógł, zakazując pisania, gadania, tym bardziej pokazywania, iżby Jacek Kurski gonił do obcej baby. Ponieważ takie przaśne podejrzenie wobec kryształowego jak cukier brukselskiego posła jest absurdalne i tak nikt nie dał wiary, by gość mógł – jak zwykły chrześcijanin – grzeszyć cudzołóstwem. O nie, mili państwo, ludzie kochani… Takiej potwarzy nawet ciemny lud nie kupi.
Nikt nie dowiedziałby się o rolniczej konspiracji Kurskiego, gdyby nie przypadkowy patrol drogówki, nękający kierowców na zadupiu głuchym, acz zabudowanym. Tamże zatrzymano za (dwukrotne!) przekroczenie prędkości polityka rolniczego Serafina Władka. Już mieli się z nim funkcjonariusze podroczyć w specyficznie wyszukany sposób (– A dokąd to, odkąd, panie Władku, pan tak pędzi…?), gdy pan Władek machnął im przed nosami opieczętowanymi zagranicznymi papierami i z wdziękiem rzucił czarodziejskie słowa dwa: poselski immunitet! I mogli go gliniarze cmoknąć w mandat! Władek dodał więc gazu i zniknął za opłotkami, niczym Kurski w sądowej zasłonie dymnej. Ale gliniarze drogowi w ciemię bici nie byli. Jak tylko komisariat popłacił rachunek za prąd i włączono policyjny komputer, okazało się, że z Serafina taki poseł, jak z Kurskiego transwestyta. Do tego bez prawa jazdy, jak nie przymierzając, prezes. Teraz, przyciśnięty do płotu Serafin stęka, że spieszył się, bo kółko już mu się kręciło. Jakie kółko? Rolnicze oczywiście, bo Serafin całe życie jedzie na kółkach.
Czy mogła to być przypadkowa zbieżność? Dwaj tak wybitni reprezentanci klasy politycznej złapani na identycznym przewinieniu? Przecież z daleka śmierdzi to konspirą, a więc tajnym zgromadzeniem w głębokim terenie, gdzie wszystko się zwykle zaczyna… Ale być może nie idzie tu o przygotowywanie w Polsce przewrotu. I Serafin, i Kurski, owszem, wyglądają na takich, co przewrót zrobić mogą, ale tylko w przód, choć bez pomocy sami nie powstaną. Rebelianci na wuefie.
Załóżmy zatem, że obaj są tylko skrzętnymi domokrążcami, dorabiającymi do cienkich poselskich diet handlem bezpośrednim. To nawet brzmi wiarygodnie, bo po pierwsze, zawsze brakuje im kasy, o czym mówią otwarcie, po drugie, zakaz pisania o romansie Kurskiego zbyt przypomina sądowy zakaz dla filmu Henryka Dederki „Witajcie w życiu” o firmie handlowej Amway. Niestety, i tu i tam, formalny zakaz sprawił wzrost zainteresowania „owocem zakazanym”, czyli wywołał skutek odwrotny od zakładanego. W efekcie, partyjne demony szybkości, Serafin i Kurski, mogą oczekiwać najżywszego zainteresowania kółkami rolniczymi, do których pędzili uniesieni testosteronowym szałem, nie bacząc na przepisy. Może to i dla nich lepiej, gdyż każdy rodak zrozumie, że bracia w potrzebie, lecieli jak na skrzydłach (archanielskich, serafińskich), bo czekały na nich oddane partyjne funkcjonariuszki, zaś ich mętne tłumaczenie, że spieszyli na plenum, sprawi, że lud uzna ich za zwykłych czubków i zacznie na czole kręcić kółka. Różne od rolniczych.
henryk.martenka@angora.com.pl