Pochowali zmarłego w cudzym garniturze
Nie dość, że zapłacili za ubranie ciała taty, to w kaplicy pogrzebowej okazało się, że zmarły ma na sobie inny garnitur, niż przekazała rodzina! – Pan z prosektorium bez mrugnięcia okiem powiedział nam, że płaci się 150 złotych. Później w naszej obecności napisał imię i nazwisko taty na kartce, którą włożył do torby z przyniesionym przez nas garniturem. A kiedy okazało się, że się pomylił, nie powiedział nawet przepraszam – opowiadała rodzina zmarłego.
Kilka dni temu zmarł ojciec pani Ewy. Pogrążona w żałobie, razem ze swoją siostrą, poszła do prosektorium w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Koninie, przy ul. Szpitalnej. – Tam rozmawialiśmy z pewnym panem. Po chwili bez zająknięcia powiedział, że tutaj jest tak przyjęte, iż za ubranie zmarłego płaci się 150 złotych – opowiadała kobieta. – Bez żadnych wstępnych pytań. Bez zainteresowania się, czy nas na to stać. Zero delikatności i wyczucia. Ja rozumiem, że zawsze coś się płaci. Tak z uprzejmości ludzie dają. Ja też byłam przygotowana, ale nie na taką kwotę, jaką wymienił ten człowiek. Pamiętam, kiedy dwa miesiące temu zmarł teść. Zabieraliśmy go z Poznania. Nie było czegoś takiego. Mąż wręcz na siłę włożył pracownikowi prosektorium do kieszeni pieniądze z prośbą, by potraktował zmarłego z godnością. A tutaj było obcesowo, że mamy zapłacić i już. Po przykrych przeżyciach w prosektorium przyszedł czas na kolejne zaskoczenie. Jeszcze bardziej bulwersujące.
Gdy zmarłego przewieziono ze szpitala do kaplicy pogrzebowej, okazało się, że ma na sobie... cudze ubranie. – To ja przyjmowałam tatę w kaplicy. Zauważyłam, że garnitur jest trochę jaśniejszy, ale zrzuciłam to na karb stresu. Zresztą zaraz zaczęłam płakać. Myślałam, że mi się przywidziało. Zastanowiła mnie tylko jedna rzecz. Dlaczego tata jest w czapce, takiej z daszkiem. Nigdy czegoś takiego nie nosił. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może siostra włożyła to do torby – mówiła pani Ewa.
Gdy rodzina zmarłego wieczorem spotkała się na modlitwie w kaplicy, zamianę ubrań zauważyły inne osoby. – Siostra zwróciła uwagę, że tata ma jaśniejszy garnitur. My zanieśliśmy do prosektorium grafitowy, a ten był ciemnosiwy. Zajrzeliśmy pod nogawkę. By- ły białe kalesony, a my przygotowaliśmy ciemne. No i jeszcze buty. Zamiast rozmiaru 43 miał na nogach 45 – opowiadała córka zmarłego.
Zdenerwowani – od razu zadzwonili do zakładu pogrzebowego, który interweniował u pracownika prosektorium. Po chwili do żałobników zadzwonił pan przyjmujący rzeczy od rodziny. – Powiedział, że on jest gotowy przyjechać od razu i przebrać. Bez żadnego wyjaśnienia, bez słowa przepraszam – tłumaczyła pani Ewa. Bliscy zmarłego nie wyrazili na to zgody. Nie chcieli, by tata ponownie miał łamane ręce. – On już był ułożony w trumnie. Drugi raz robić to samo, to jest coś strasznego. Nie mogliśmy na to pozwolić – mówiła córka zmarłego.
Tata pani Ewy został więc pochowany w cudzym ubraniu. – Zabrałam tylko czapkę. Oddałam ją do zakładu pogrzebowego. Okazało się, że ktoś po nią przyjechał. Wiem, że tamta rodzina też zauważyła zamianę. Przez cały czas zastanawiam się, jak mogło dojść do takiej pomyłki. Przy nas pan z prosektorium pisał na kartce imię i nazwisko, a potem włożył do reklamówki z rzeczami taty. I skąd wzięła się ta kwota 150 złotych. To chyba jakiś lewy zarobek tego człowieka – podkreślała kobieta.
O komentarz do tego zajścia poprosiliśmy Grzegorza Wronę, dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Koninie. Trwa wyjaśnianie tego zdarzenia.