Buntował się, ale milcząco…
prosił, żebym przyszła na następne widzenie. Dopiero wówczas opowiedział mi o wszystkim.
Od świadka sąd chciał się dowiedzieć, jakie były relacje pomiędzy Dariuszem Ż. a matką.
– Układały się raczej dobrze, ale mama była nadopiekuńcza i przewrażliwiona. A bratu to nie odpowiadało. Denerwował się, że mama była apodyktyczna, że dyrygowała jego życiem i brutalnie się w nie wdzierała. Można powiedzieć, że z buciorami. – Jak to należy rozumieć? – Mama zawsze traktowała Darka jak małego chłopczyka. Pamiętam, że była taka sytuacja, że powiedziałam jej, że Darek jest ciągle sam i może byłoby dobrze, żeby znalazł sobie jakąś przyjaciółkę. Wtedy usłyszałam, że mama nie chce, żeby się ożenił. – Dlaczego? – Uznała, że jak ona umrze, to nie będzie miał się kto zajmować nimi i ich dziećmi. Ta nadopiekuńczość to nawet była dobra do pewnego czasu, ale później brat się buntował przeciwko temu. Ale tak milcząco, można powiedzieć. – To znaczy? – Po prostu jej ustępował. Jak ona na niego krzyczała, to raczej zamy- kał się w swoim pokoju. Ale w rezultacie mama była dobrą matką, tylko czasami przesadzała. – Na przykład? – Tak jak już mówiłam, narzucała się wiecznie ze swoim zdaniem i nie liczyła z potrzebami brata. Uważam też, że błędem moich rodziców było to, że nigdy nie chcieli nauczyć się języka migowego. Kiedyś proponowałam, żeby poszli na kurs, ale mama nie chciała nawet o tym słyszeć. – A pani zna język migowy? –W stopniu podstawowym, ale potrafię się w ten sposób porozumiewać.
– Czy brat miał jakichś przyjaciół, spotykał się z kimś. Wie pani coś na ten temat? – pytał oskarżyciel.
– Z tego, co wiem, to głównie z kolegami z pracy. Czasami ponoć nadużywali alkoholu i mama tego nie akceptowała. Ale Darek raczej nie pił dużo, a w domu to w ogóle.
–A miał jakieś zainteresowania, hobby?
– Oglądał filmy, czasami do późna w nocy. Miał pełno kaset, były ułożone „pod milimetr”. Taki miał u siebie porządek. Aż za bardzo. – A jak się odnosił do mamy? – Normalnie, choć ostatnio skarżyła się, że jest zbyt nerwowy. Panicznie się bał, na przykład, utraty pracy. A zawsze pomagał mamie: robił zakupy, woził ją sprzątał w mieszkaniu.
Adwokat Leszek Mierzwa chciał się dowiedzieć, kto był inicjatorem kłótni, kiedy do nich dochodziło.
– Zawsze mama. Ona była dobrą osobą, ale chciała Darka we wszystkim wyręczać. Były takie dni, że była bardzo sympatyczna, ale też takie, kiedy stawała się bardzo chimeryczna. Natomiast nic mi nie wiadomo, żeby brat kiedykolwiek sprowokował jakąś kłótnię.
– A czy mama skarżyła się, że ją kiedykolwiek uderzył?
– Nie, nigdy. Mówiła tylko, że Darek ma czasami humory. Pewnie wynikało to z tego, że on zawsze miał lepszy kontakt z ojcem. To do taty chodził ze wszystkimi problemami. A po jego śmierci jakby zamknął się w sobie. Wydaje mi się, że teraz to najbardziej był jednak przywiązany do mnie. Pewnie dlatego, że ja z nim normalnie rozmawiałam, tak na luzie.
do lekarza,
Będę teraz czuwała nad swoim bratem
Anna P. jest przekonana, że doszło do tragicznego wypadku.
– Nie wierzę, że Darek coś planował. Wiem, że stało się coś, co nie powinno się stać, że nie da się tego odwrócić, ale proszę wysoki sąd o najniższy wymiar kary dla mojego brata. Bo to jest golgota dla mnie. I mam nadzieję, że jeśli sąd mi pomoże i nie da Darkowi zbyt wysokiej kary, to my z tego wyjdziemy. Wezmę brata do siebie i zaopiekuję się nim. Będę nad nim już cały czas czuwała. Bo ja, proszę wysokiego sądu, bardziej go zawsze traktowałam jak trzeciego syna niż brata…
Prokurator zażądał dla Dariusza Ż. kary 12 lat więzienia. Adwokat wnioskował o przyjęcie – jako okoliczności łagodzącej – ograniczenie poczytalności oskarżonego i zastosowanie nadzwyczajnego złagodzenia kary. Sąd Okręgowy w Lublinie skazał go na 5 lat więzienia. Tak niską karę uzasadniał tym, że w chwili zabójstwa Dariusz Ż. miał znacznie ograniczoną zdolność rozpoznania tego, co wtedy robił. Wyrok jest już prawomocny.
Za tydzień: Marta K., studentka prawa, ma taki problem, że często nie mówi prawdy. Niby nic wielkiego, ale zaprowadziło ją to na ławę oskarżonych, gdzie stanęła pod zarzutem oszustwa. Teraz musi oddać ponad milion złotych tym, którzy uwierzyli w jej słowa. Czy hojność naiwnych miała związek z tym, że Marta K. powoływała się na znajomość z bogatym biznesmenem?