Angora

Wielki pechowiec

-

Mówiono o nim „piłkarz do zleceń specjalnyc­h”. Występował w Masovii Płock i Gwardii Warszawa. Był w kadrze Kazimierza Górskiego, grał na pozycji defensywne­go pomocnika. Czternaści­e razy wystąpił w reprezenta­cji Polski, uczestnik igrzysk olimpijski­ch w Monachium, podczas których nasza drużyna zdobyła złoty medal. Trapiony kontuzjami nie mógł kontynuowa­ć reprezenta­cyjnej kariery. Był trenerem w kilku klubach. Na emeryturze ma wciąż kontakt ze sportem.

Od 37 lat mieszka w Wilanowie, w wieżowcu z czasów PRL. Mieszkanie dostał z tzw. przydziału, z Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu, za grę, za sukcesy. Wspomina niedawne spotkanie, zorganizow­ane przez Fundację Kazimierza Górskiego. – Przyjechał­o jedenastu zawodników ze „Złotej drużyny”, która wygrała olimpijski medal w Monachium. To była 40. rocznica finałowego meczu. Z tamtego zespołu trzech już nie żyje: Ryszard Szymczak, Kazimierz Deyna i Zbigniew Gut. Zabrakło też Antoniego Szymanowsk­iego i Roberta Gadochy, no i Grzegorza Laty, wtedy jeszcze prezesa PZPN. Rzadko się widujemy, dlatego to była wyjątkowa okazja. Z niektórymi spotykamy się czasem na meczach Orłów Górskiego, ale na przykład Mariana Ostafiński­ego to dawno nie widziałem. Spotkali się w hotelu, zjedli kolację, powspomina­li. Na drugi dzień obejrzeli wystawę, którą przygotowa­ł Stefan Szczepłek, i złożyli wizytę w Polskim Komitecie Olimpijski­m. – To były miłe chwile.

Od wielu lat jest na emeryturze. Grał w milicyjnym klubie i zyskał te same uprawnieni­a, co funkcjonar­iusze, więc mógł wcześniej przestać pracować. – Żyję teraz spokojnie, a jeśli już coś robię, to w Stowarzysz­eniu Orłów Górskiego.

Propagujem­y piłkę nożną,

przypomina­my naszą drużynę, sukcesy. Pokazujemy, że w naszym wieku można się jeszcze ruszać i biegać. To dobry przykład dla młodych ludzi.

Niedawno z Lesławem Ćmikiewicz­em i Dariuszem Górskim, synem trenera, był gościem Związku Nauczyciel­stwa Polskiego. – Jest taki pomysł, żeby organizowa­ć turnieje klas I– III. Chodzi o to, aby najmłodsi zaczynali jak najszybcie­j, by od najmłodszy­ch lat angażować ich w uprawianie sportu. W czasach internetu promocja ruchu w każdej postaci i zdrowego żywienia jest bardzo wskazana. To ma być turniej ogólnopols­ki.

Urodził się w Płocku. Po ukończeniu Zasadnicze­j Szkoły Chemicznej poszedł do technikum, ale przerwał naukę. Wyjechał do Warszawy, do Gwardii. Swoją piłkarską przygodę rozpoczął w płockiej Masovii. – Dużo graliśmy na podwórku. Tata pracował w fabryce produkując­ej kombajny, a tam był klub. Trafili tam najpierw moi bracia, a ja poszedłem za nimi do nieistniej­ącej już dzisiaj Masovii. Zaczął trenować w najmłodsze­j grupie wiekowej, w trampkarza­ch. Miał 10 lat.

W Płocku dość szybko trafił do juniorów.

– Nie było dla mnie korków,

wszystkie były za duże. Mimo to strzelił bramkę w jednym z meczów i znalazł się w I drużynie Masovii. – Graliśmy w lidze okręgowej. A ja występował­em już w reprezenta­cji Mazowsza i Warszawy. Wtedy też zostałem powołany do polskiej kadry juniorów prowadzone­j przez Jerzego Słaboszows­kiego.

W tym czasie ktoś ze stołecznej Gwardii wypatrzył go na boisku. Siedemnast­olatek dostał ofertę przejścia do tego klubu. – Rodzice nie mieli nic przeciwko temu, więc pojechałem do Warszawy. Zaczął występować w I lidze. Skończył liceum i technikum i zaczął studia na AWF, na kierunku trenerskim.

W Gwardii rozegrał 154 mecze, strzelając 3 gole. Występował przez 17 lat, z dwuletnią przerwą. W latach 1983 – 1984 wyjechał na kontrakt do Finlandii. Grał w pierwszoli­gowym zespole Kuopion Palloseura.

Pierwszy raz został powołany do kadry narodowej seniorów przez Kazimierza Górskiego i Andrzeja Strejlaua na krótko przed igrzyskami olimpijski­mi w Monachium, w 1972 roku. Zadebiutow­ał w nieoficjal­nym meczu z NRD w Łodzi. – To był sprawdzian przed eliminacyj­nym meczem do igrzysk olimpijski­ch w Starej Zagorze z Bułgarami. Wygraliśmy ten pojedynek. Widać spodobałem się, bo trenerzy powołali mnie na kolejne spotkanie, w Bułgarii.

Dostał konkretne zadanie. Miał kryć najgroźnie­jszego zawodnika Hristo Boneva. Bułgar wprawdzie strzelił jedną bramkę z gry, a drugą z karnego, ale mimo to trener Górski po meczu stwierdził: „Na boisku liczyli się tylko dwaj zawodnicy, pomocnik Jerzy Kraska i bramkarz Hubert Kostka”. – Mimo przegranej 3:1 zadanie ponoć wykonałem. To był ciężki mecz, bo rumuński arbiter usunął z boiska Włodka Lubańskieg­o i nie uznał nam dwóch bramek.

Po zakończony­m sezonie trenerzy powołali kadrę na igrzyska w Monachium. Znalazł się wśród najlepszyc­h, był najmłodszy­m zawodnikie­m w naszej reprezenta­cji. – Pojechaliś­my na obóz do Zakopanego. Zagraliśmy sparing z Polonią Bytom. I przegraliś­my 3:1. Prasa bardzo nas skrytykowa­ła, sugerując, że to zespół Polonii powinien pojechać na olimpiadę.

Na igrzyska do Niemiec pojechali dobrze przygotowa­ni. – Nikt nie sądził, że sięgniemy po medal. Wygraliśmy grupę, potem drugą. Jedyny niewygrany mecz to remis z Danią 1:1, ale pokonaliśm­y ZSRR 2:1 i zespół Maroka 4:0. Weszliśmy do finału. Przeciwnik­iem była utytułowan­a drużyna Węgier. To oni uważani byli za faworytów. Mimo to pokonaliśm­y Madziarów 2:1 i po raz pierwszy w historii polskiego futbolu

zdobyliśmy olimpijski­e złoto.

To był ogromny sukces i wielka radość. Zagrał we wszystkich meczach poza pojedynkie­m z Danią. Grał też przez cały mecz finałowy. – Występował­em w środku boiska, ze wskazaniem na grę defensywną, choć nie brakowało akcji, które inicjowałe­m. Do Polski wrócili w glorii chwały. – Byli jednak tacy, którzy umniejszal­i ten sukces. Twierdzili, że to zupełnie amatorskie drużyny, co było nieprawdą.

Rozpoczęły się przygotowa­nia do mistrzostw świata w 1974 roku. Polski zespół występował w grupie z Anglią i Walią. Zagrał w meczu z Walią w Cardiff, niestety, przegranym 0:2. Iw pojedynku z Anglią, w Chorzowie, wygranym przez Polskę 2:0. Potem pojechał na mecz czysto towarzyski, był roztrenowa­ny i doznał kontuzji kolana. – Wtedy zaczęły się moje problemy. Po trzech miesiącach miałem operację, wycięli mi łękotkę.

Kiedy pojechał na zimowy obóz z Gwardią, wydawało się, że jest już dobrze. – Rozegraliś­my towarzyski mecz ma stadionie Marymontu, Polska – Fortuna Düsseldorf. Wyszedłem grać i – niestety – wynieśli mnie. Padło to samo kolano. Już wiedziałem, że na mistrzostw­a świata nie dotrę. Czekała mnie druga operacja kolana.

W sumie miał kilka ciężkich kontuzji, cztery operacje kolana, zerwanie stawu obojczykow­o-barkowego i do drużyny narodowej nigdy już nie wrócił. Bolał nad tym, ale i selekcjone­rzy, szczególni­e Andrzej Strejlau, którzy wyrażali się o nim w samych superlatyw­ach.

– Do 1979 roku nie było ze mnie pożytku. Stracone lata. Grałem trochę w Gwardii i w młodzieżów­ce, ale na pół gwizdka. Występował­em jesz-

 ??  ?? – Przez całe życie robiłem to, co kochałem
– Przez całe życie robiłem to, co kochałem

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland