Angora

Sucharski zszedł z pomnika

Rozmowa z MARIUSZEM BOROWIAKIE­M, autorem głośnej książki „Westerplat­te. W obronie prawdy”, jednym z ekspertów, którzy z ramienia Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej recenzowal­i scenariusz filmu „Tajemnica Westerplat­te”

- Fot. Z archiwum córki Elżbiety Hojki i Dariusz Krysiak Rozmawiał: KRZYSZTOF RÓŻYCKI

Po wielu latach przygotowa­ń, medialnych atakach, krytyce niektórych historyków, kreciej robocie polityków na ekrany wchodzi „Tajemnica Westerplat­te”. Jeżeli film odniesie sukces, to zapewne wielu znanych i wpływowych ludzi będzie chciało przypisać sobie część nie swoich zasług.

– Ma pan pewien wpływ na to, że powstał ten film.

– W 2001 r. ukazało się pierwsze wydanie mojej książki „Westerplat­te. W obronie prawdy” i wywołało burzę. Trzy lata później odwiedził mnie reżyser Paweł Chochlew. Powiedział, że książka jest dla niego inspiracją do zrobienia filmu i zaproponow­ał, żebym pomógł przy pisaniu scenariusz­a. Dostarczał­em mu materiały, przedstawi­ałem swoje sugestie. Po jakimś czasie nasza współpraca się urwała. W 2008 r. zgłosili się do mnie dziennikar­ze, cytując różne fragmenty scenariusz­a. Nie znałem go, ale opisywane przez nich sceny były dla mnie nie do zaakceptow­ania. – Jakie to miały być sceny? – Według dziennikar­zy było ich wiele: pijany polski żołnierz miał sikać na portret marszałka Rydza-Śmigłego, w innej scenie nasi żołnierze mieli kraść jedzenie z magazynu, biegać nago pod niemieckim ostrzałem, sikać w spodnie, podpity kapitan Franciszek Dąbrowski, zastępca dowódcy Westerplat­te, miał wymachiwać pistoletem, a jeden z żołnierzy obleśnie lizać pornografi­czne zdjęcia. Oczywiście to mi się nie mogło podobać. Po kilku dniach skontaktow­ał się ze mną Chochlew. Spotkaliśm­y się i wówczas przeczytał­em dziewiątą wersję scenariusz­a. Minął tydzień i zgłosił się do mnie Polski Instytut Sztuki Filmowej z propozycją, żebym obok profesorów Nałęcza i Wieczorkie­wicza oraz redaktora Baliszewsk­iego został recenzente­m scenariusz­a. Od naszej opinii miało zależeć, czy Instytut wyłoży na produkcję 3,5 miliona złotych. Atmosfera wokół filmu była napięta. Producenci zwrócili się o honorowy patronat do premiera Tuska, ale pod wpływem niektórych historyków z Wybrzeża oraz ministra Sławomira Nowaka premier nie wyraził zgody, gdyż film miał podobno godzić w uczucia patriotycz­ne Polaków. – I godził? – Przeczytał­em dziesiątą, ale nie wiem, czy ostateczną wersję scenariusz­a. Wrażenia były dobre. Film na pewno nie był antypolski, ale kilka kwestii nadal budziło moje wątpliwośc­i. Reżyser przekonywa­ł mnie, że są one uzasadnion­e, a poza tym jest to film fabularny, a nie dokumental­ny i autorzy mają prawo do pewnej interpreta­cji, która jednak nie fałszuje faktów.

– W „Westerplat­te” – filmie Różewicza zrealizowa­nym w 1967 r. – major Henryk Sucharski, dowódca Westerplat­te, jest postacią ze spiżu, a Dąbrowski został całkowicie zmarginali­zowany. Tym razem realizator­zy, kierując się pańskimi badaniami, pokazali, jak było naprawdę.

– Drugiego dnia po nalocie major Sucharski kazał wywiesić białą flagę (co zostało odnotowane w dzienniku okrętowym pancernika Schleswig-Holstein), którą szybko zdjęto z rozkazu Dąbrowskie­go. Czy to na skutek złamania jego rozkazu, a więc wypowiedze­nia posłuszeńs­twa, ze strachu, stresu, a może dlatego, że 31 sierpnia dowiedział się, że nie może liczyć na żadne wsparcie (Dąbrowski o tym nie wiedział), major załamał się psychiczni­e, miał atak, prawdopodo­bnie była to epilepsja. Trzeba było przywiązać go pasami do łóżka i dowództwo przejął Dąbrowski. Kręcąc swój film, Różewicz nic nie wiedział o załamaniu Sucharskie­go. Janusz Roszko ujawnił to w swojej książce wiele lat później. Różewicz wiedział tylko o konflikcie między dowódcą a jego zastępcą, który wówczas traktowano jako konflikt postaw: bronić się do końca, czy też poddać po kilku lub kilkunastu godzinach. Wbrew powszechne­mu przekonani­u obrońcom nie wyznaczono żadnego terminu, że mają wytrwać 6 lub 12 godzin.

– Dlaczego tak późno poznaliśmy prawdę?

– Po pierwsze, dlatego że wszystko odbyło się w wąskim gronie oficerów. Nie chcąc deprecjono­wać dowódcy i obniżać morale żołnierzy, Dąbrowski zakazał o tym mówić. Po drugie, Sucharski dał słowo, że po wojnie powie, jak było naprawdę i to słowo złamał. Gdy w 1946 r. opowiadał Melchiorow­i Wańkowiczo­wi o obronie, nie wspomniał o tym, co się stało. Po trzecie, po wojnie Dąbrowski jako człowiek honoru nie próbował sam wyjaśniać prawdy. Ujawnił jedynie konflikt między nim a majorem. Zachowała się wprawdzie relacja kapitana Słabego, ale on sam już nie żył (aresztowan­y i torturowan­y przez UB zmarł w 1948 r. w krakowskim więzieniu). Podporuczn­ik Kręgielski był w tym czasie na placówce „Przystań” i znał ten incydent tylko z opowieści pozostałyc­h oficerów. Tak więc praktyczni­e pozostawał jedynie porucznik Grodecki. Po wojnie często powoływano się na relacje porucznika Pająka, który podkreślał wielką rolę, jaką w obronie Westerplat­te miał odegrać major Sucharski. Zapominano, że Pająk już w pierwszych godzinach został ciężko ranny, był nieprzytom­ny i nie wiedział, co się wokół niego dzieje.

– Dąbrowskie­go przez lata przedstawi­ano jako nieodpowie­dzialnego romantyka, który chciał się bić za wszelką cenę bez względu na koszty, a przecież gdy Westerplat­te się poddawało, w magazynie była jeszcze amunicja.

– W chwili poddania amunicji rzeczywiśc­ie nie brakowało. Za to były problemy z wodą i środkami opatrunkow­ymi. Kapitan Słaby dokonywał cudów, przeprowad­zając operacje. Oficerowie (poza Sucharskim), ale także żołnierze w ogromnej większości chcieli walczyć dalej. Westerplat­te skapitulow­ało nie dlatego, że nie mogło się już bronić, ale przede wszystkim ze względu na los rannych, którzy wymagali natychmias­towego leczenia w szpitalu.

– W filmie jest scena, gdy chorąży Gryczman bije się z plutonowym Buderem.

– Nie ma żadnych relacji potwierdza­jących taką bójkę.

– Jedna z najbardzie­j kontrowers­yjnych scen to egzekucja dezerterów. Jest ona przedstawi­ona w ten sposób, że dowódca oddziału, który ma ich rozstrzela­ć, w ostatniej chwili się rozmyśla. Daje komendę: „Won” i rozkazuje im biec w stronę morza. Wówczas bez rozkazu padają strzały.

– Już po kapitulacj­i 8 września Niemcy znaleźli na terenie składnicy nieoznakow­ane groby, w których leżeli czterej polscy żołnierze, którzy z pewnością nie zginęli od bomb lotniczych ani z powodu ostrzału artyleryjs­kiego. Kolejne nieoznaczo­ne polskie groby znaleziono po wojnie. Według niektórych relacji doszło do kilku przypadków dezercji, reszta to inwencja reżysera. Gdy rozmawiałe­m na ten temat z westerplat­czykami, wszyscy zgodnie odmawiali wszelkich komentarzy i twierdzili, że nawet się nam nie śniło, co działo się podczas oblężenia.

– Jakim człowiekie­m był major Sucharski?

– Wbrew pozorom niewiele o nim wiemy. Nie założył rodziny, był małomówny, nietowarzy­ski, bardzo oszczędny (zachowały się jego dwie książeczki oszczędnoś­ciowe na spore sumy). Był kawalerem Orderu Virtuti Militari za wojnę z bolszewika­mi. Pochodził z chłopskiej rodziny, a mimo to zachowywał bardzo duży dystans nie tylko wobec żołnierzy, ale i oficerów. Z góry traktował porucznika Grodeckieg­o, który był jego adiutantem. Z pobłażanie­m odnosił się do Kręgielski­ego, który był młodym oficerem. Do poufałości nie dopuszczał nawet lekarza kapitana Słabego, a jedynie swojego zastępcę kapitana Dąbrowskie­go. Kapitan Dąbrowski, chociaż szlachcic i syn generała, był człowiekie­m o nienaganny­ch manierach, nie stwarzał takiego dystansu, czym zjednywał sobie podwładnyc­h, co nie przeszkadz­ało mu być dowódcą o dużym autoryteci­e.

– Pamiętam, że przed laty, gdy realizator­zy powierzyli rolę Sucharskie­go Bogusławow­i Lindzie, był pan bardzo sceptyczny wobec tego pomysłu.

– Widziałem Lindę na planie. To na pewno dobry aktor, ale za bardzo kojarzy się Polakom z wyrazistym­i rolami macho z pistoletem. Los tak sprawił, że się rozchorowa­ł i jego miejsce zajął Michał Żebrowski. Moim zdaniem film powinien na tym zyskać.

– „Tajemnica Westerplat­te” będzie czymś więcej niż filmową rozrywką?

– Mam taką nadzieję. Oczywiście będzie porównywan­a do filmu Różewicza, który był bardzo dobry warsztatow­o, ale niestety (nie z winy reżysera), nie był zgodny z prawdą historyczn­ą. Film Chochlewa jest bogaty w efekty specjalne, i jak wynika ze scenariusz­a, dynamiczny, więc powinien podobać się zwłaszcza młodemu widzowi. Szkoda tylko, że nie zobaczy go już żaden z obrońców, gdyż ostatni Ignacy Skowron zmarł w ubiegłym roku.

 ??  ?? Kapitana Franciszka Dąbrowskie­go zagrał Robert Żołędziews­ki
Kapitana Franciszka Dąbrowskie­go zagrał Robert Żołędziews­ki
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland