Pan Toaleta
W koreańskim mieście Suwon, 30 kilometrów na południe od Seulu, stoi niezwykły budynek. Ma kształt gigantycznego sedesu, a jego dach z lotu ptaka wygląda jak wielka biała deska klozetowa. Wzniesiono go w 2007 roku na zamówienie ówczesnego burmistrza Sim Jae-ducka, który jednak niedługo cieszył się oryginalnym domem, gdyż zmarł dwa lata później na raka prostaty. Sim Jae-duck był sympatycznym oryginałem. Mieszkańcy miasta zwali go pieszczotliwie Panem Toaletą. Nie tylko ze względu na dziwaczny kształt domu. Burmistrz, jak sam twierdził, przyszedł na świat w toalecie i fakt ten odcisnął piętno na całym jego późniejszym życiu. Sin Jae-duck miał misję – wyposażyć świat w lśniące czystością nowoczesne ubikacje publiczne. Był jednym z założycieli Światowej Organizacji Toaletowej, do której należy dziś 58 krajów. To szacowne stowarzyszenie powstało w 2001 roku w Singapurze i postawiło sobie za zadanie upowszechnienie kultury załatwiania się i promowanie czystości sanitariatów na świecie. Pomysł sprawdził się szczególnie w państwach azjatyckich, gdzie ta sfera ludzkiej aktywności fizjologicznej była szczególnie zaniedbana. – Toaleta – mawiał Sin Jae-duck – latami postrzegana jako brudne i śmierdzące miejsce, powinna być azylem chroniącym nasze zdrowie. Po śmierci burmistrza, zgodnie z jego życzeniem, w domu sedesie urządzono muzeum toalet, a w 2012 obiekt wraz z przylegającym ogrodem przekształcono w park rozrywki. Turyści mogą tam poznać historię ubikacji począwszy od starożytnego Rzymu, spuścić wodę za pomocą tysiącletniej koreańskiej spłuczki, podziwiać obrazy i rzeźby o toaletowej tematyce, dowiedzieć się, co oznacza sen z kupką w roli głównej, a także przymierzyć się do sedesów wszystkich wielkości i kształtów. Mogą obejrzeć też nafaszerowaną elektroniką toaletę swojego burmistrza ze szklanym sufitem umożliwiającym kontemplację chmur. Pracownicy parku nie zabraniają dotykania eksponatów. Zachęcają nawet do nieskrępowanej interakcji z nimi. Na pamiątkę oferują gadżety – gówienka we wszystkich kolorach tęczy. Wizyta w parku rozrywki jest darmowa. Turyści namawiani są jedynie do przekazania datku na działalność Organizacji Toaletowej. Suwon pamięta o Panu Toalecie i jest dumne ze swojego dziedzictwa, a jego wzorowe ubikacje słyną w całej Korei Południowej. Co miesiąc tutejsze firmy konkurują o tytuł najczystszego publicznego WC. częto sobie przypominać o faktach, które ginęły w codziennym szumie informacyjnym. Estońska Federacja Piłkarska alarmowała władze FIFA o zachowaniu węgierskiego arbitra w czasie towarzyskiego spotkania reprezentacji tego kraju. Podejrzenie wywołało podyktowanie przez Krisztiana Selmecziego dwóch wątpliwych karnych dla… Estonii.
Wynik można było zamienić na brzęczącą monetę. Wartość fikcyjnych zakładów szacowano na kilkanaście, potem na kilkaset milionów, a ostatecznie uważa się, że 55 miliardów euro (tyle jest wart koncern Coca-Coli) to nie jest pułap puli, o którą toczyła się gra. To, że świat przestępczy nie przejdzie wobec zjawiska piłki nożnej obojętnie, było dla wszystkich oczywiste. Mecz piłkarski to największy rytuał na naszym globie. Bieganinę dwudziestu dwóch dorosłych mężczyzn za skórzanym workiem wypełnionym powietrzem z zapartym tchem oglądają miliony ludzi, od Papuasów z Nowej Gwinei, po mieszkańców Patagonii i mnichów z klasztorów tybetańskich. A taki rozmiar imprezy to góra złota. W 2009 roku sekretarz generalny UEFA, Włoch Gianni Infatino, ostrzegał, że system lewych zakładów działa „24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w ro- ku”. Wątpi w to Peter Gilieron, prezes Szwajcarskiego Związku Piłki Nożnej, ale nie komisarz Friedhelm Althaus, szef dochodzeniowy prokuratury w Bochum, który stoi na czele „Operation Veto”. Tamtejsza policja ma spore sukcesy w ściganiu podobnych afer z „ustawianymi” meczami. Bo też Bochum to „stolica przekrętów” w niemieckiej piłce nożnej. Tamtejszy prokurator zajmował się sposobem sędziowania meczu pucharowego, w którym czwartoligowy Paderborn wygrał ze słynnym HSV Hamburg. Arbiter Robert Hoyzer miał wprawdzie złamaną karierę sędziowską, ale nie kasę, bo jego opiekunem był szef chorwackich bukmacherów Ante Szapina. Miał przynajmniej do czasu, gdy Chorwat wylądował za
– kwituje skandal były piłkarz Manschaftu, obecnie dyrektor reprezentacji Niemiec Oliver Birhoff.
Niektórzy nie czekają na wyniki śledztwa. Rząd Albanii woli uprzedzić fakty i kieruje do UEFA list, w którym przyznaje, że prezes reprezentacji tego kraju „sprzedał” dwa mecze w eliminacjach do Euro 2008, ale odrzuca zarzuty, jakoby miałyby to być wzięte przez UEFA i Europol pod lupę dwa ostatnie spotkania w grupie, z Białorusią w Tiranie (2:4) i Rumunią w Bukareszcie (1:6).
Europol twierdzi, że „azjatycka ośmiornica futbolowa” działała co najmniej w 30 państwach – Europy, Azji, Ameryki Południowej i Afryki. kratkami. „Chińsko-singapurski przekręt” nabrał rozgłosu. Mówiły o tym wszystkie media, ale władze piłkarskie na świecie i bukmacherzy zachowywali się powściągliwie, tak jakby ten proceder nie był dla nich niczym zaskakującym. – Jak będą konkretne liczby, to rzeczywiście będzie to przerażające
Czerwoni z Anfield Road
i inni
Niemcy odetchnęli z ulgą, gdy okazało się, że Bundesliga jest „czysta”, a przekręty odbywały się głównie na boiskach IV ligi. Francuzi też nie kryli zadowolenia, że ich drakońskie prze- pisy dotyczące zakładów piłkarskich uchroniły Ligue 1 przed katastrofą, ale już w II lidze dwa mecze podpadły, bo astronomicznie wysoka pula zakładów była nieproporcjonalna do stawki spotkań Tours – Grenoble i Lens – Istres.
A oto Wyspy Brytyjskie. Rozgrywki grupy A Champions League. Liverpool gości na Anfield Road Turków z Besiktasu Stambuł. Liga turecka to nie europejska ekstraklasa, ale swoją siłę ma. Besiktas to zespół, z którym trzeba się liczyć. W przededniu spotkania „Sueddeutsche Zeitung” pisze, że mecz toczy się także o ogromne pieniądze, bo zakłady idą w miliony. „Czerwoni” od Rafaela Beniteza gromią Besiktas 8:0. Najwyższe zwycięstwo w Lidze Mistrzów oznacza dziesiątki milionów euro wygranych w podstawionych zakładach. Nie chodziło o wynik, obstawiano „wysokie zwycięstwo”. Duński „Extra Bladed” twierdzi, że „przekręcony” był także wynik meczu Liverpoolu z Debreczynem. Gazeta powołuje się na bramkarza węgierskiego zespołu Vukaszina Polekszicza. Szefowie klubu przyznają przed mikrofonem BBC, że Europol prowadzi śledztwo w tej sprawie. Polekszicz był przez UEFA zawieszony na dwa lata w osobnej aferze za próbę „ustawiania” wyników w innym meczu – Debreczynu z włoską Fiorentiną. Na Anfield Road nie udało mu się spełnić „zobowiązań”. Miał wpuścić trzy gole. Liverpool grał tak niemrawo, że wygrał tylko 1:0. Można sobie wyobrazić jęk zawodu w Singapurze iw Chinach. Selekcjoner „niebieskich” Didier Deschamp powiedział z zadumą, że „przy obecnych technologiach można stawiać wszędzie na wszystko, nawet na byle co”.
Pascal Boniface, dyrektor francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych, znany wielbiciel futbolu, któremu poświęcił kilka książek, uważa, że z jednej strony rewelacje ujawnione przez Europol nie są czymś zaskakującym, bo od dawna wiadomo było o powiązaniach azjatyckiej mafii z europejską piłką nożną, ale to, co go niepokoi, to rozmiary zjawiska, które sprawiają, że „ustawianie” meczów jest sprawą tak palącą, jak walka ze stosowaniem dopingu. – Futbol nie daje sobie rady w walce z korupcją – stwierdził charyzmatyczny trener londyńskiego Arsenalu Arsen Wenger i dodał ze smutkiem, że „sport jest pełen legendarnych postaci, które tak naprawdę, oszukiwały”.