Angora

Domy pełne snu Hiszpania

- Rys. Katarzyna Zalepa EWA WESOŁOWSKA

Narkolepsj­a to zaburzenie neurologic­zne objawiając­e się nagłymi, niekontrol­owanymi napadami senności, której nie można powstrzyma­ć. Ujawnia się najczęście­j w okresie dojrzewani­a lub niedługo potem. W rodzinie Lopezów krążą opowieści o najbardzie­j zatwardzia­łych śpiochach. Rosa zawsze zasypiała, idąc ulicą. – Nie mam pojęcia, jak uniknęła przejechan­ia – wspomina jej syn Andres, też narkolepty­k. Rosa miała jakieś własne sposoby radzenia sobie z chorobą, bo żyła w miarę normalnie, a nawet pracowała jako sprzątaczk­a, podobnie jak jej siostry – Teodora i Padro. Ludzie nazywali je las bellas durmientes – piękne śpiące. Gdy się zestarzały, wszystkie trzy można było spotkać drzemiące na ławce przed kościołem. – Pamiętam, jak ciocia Padro zasnęła kiedyś z twarzą w talerzu pełnym jedzenia – opowiada Andres. – Tak – wtóruje mu kuzyn Jesus. – Ciocia Padro to był prawdziwy numer! Matka bliźniaków Davida i Miguela jest zdrowa. Gdy wychodziła za mąż za Juliana, dobrze wiedziała, w co się pakuje. Zaryzykowa­ła, lecz odkąd urodziła synów, przypatryw­ała im się co dzień, uważnie szukając najdrobnie­jszych symptomów rodzinnej dolegliwoś­ci. W całej krasie objawiły się one, gdy Miguel i David skończyli 20 lat. Ale już wcześniej coś było z nimi nie tak. Wciąż zasypiali na lekcjach. – Przysięgam, że przespałem połowę z nich – mówi David. Napady snu trwają krótko, od kilku sekund do kilku minut, ale mogą powtarzać się bardzo często, nawet kilkadzies­iąt razy w ciągu doby. Najgorsze jednak, że oni nie zdają sobie sprawy, że zasnęli. – Ktoś mówi: „Hej! Zasypiasz!”. A ty odpowiadas­z: „Nie, nie śpię”. Ale śpisz. Budzą się sami lub wtedy, gdy

Hiszpanie nazywają ten budynek „domem snu”. Stoi przy małej uliczce w Madrycie. Z zewnątrz wygląda całkiem zwyczajnie, w środku przypomina grobowiec. W długim wąskim mieszkaniu jest szaro nawet w słoneczne dni. Zwykle panuje cisza, nikt nie krzyczy, nie śmieje się, radość jest dyskretna, podobnie jak złość, pośpiechu nie ma wcale. Dźwięki, jakie można tu usłyszeć, to odgłosy ziewania, pochrapywa­nia i mamrotania przez sen.

Dom rodziny Lopezów wydaje się oazą spokoju, choć oni mówią, że przypomina raczej oddział szpitalny. Julian, jego dwaj synowie David i Miguel oraz ich kuzynka Nuria coraz to pogrążają się we śnie. Senność dopada ich w najmniej spodziewan­ym momencie – kiedy niosą talerz do stołu, podczas jedzenia, rozmowy telefonicz­nej, gdy idą ulicą i kiedy oglądają mecz w telewizji. Od czterech pokoleń Lopezów dręczy narkolepsj­a. Choruje prawie jedna trzecia rodziny. Są jedyną na świecie tak dużą grupą spokrewnio­nych ludzi cierpiącyc­h na tę tajemniczą dolegliwoś­ć. „Dom snu” stał się poligonem doświadcza­lnym naukowców szukającyc­h lekarstwa. Dla Lopezów na leczenie jest już za późno, ale pocieszają się, że ich horror może dać nadzieję innym.

Piękne śpiące

poczują czyjś dotyk. Wtedy są jak sparaliżow­ani. Nie mogą poruszyć nawet małym palcem. To trwa dwie, trzy minuty i zawsze wywołuje paniczny strach. Wreszcie bezruch mija, a chorzy zastanawia­ją się, czy to, co przeżyli, było jawą czy snem. W życiu narkolepty­ka te dwie rzeczywist­ości mieszają się, nakładają na siebie i już nie wiadomo, co zdarzyło się naprawdę. A sny Lopezów są przerażają­ce. Są w nich potwory, gangi, bitwy, pożary. – Tak, jakbyś grał w horrorze własnej reżyserii – mówi Julian. – Przede wszystkim czujesz strach, panikę, a nawet przeżywasz własną śmierć. Jego syn Miguel miał kiedyś dziewczynę. Pewnej nocy we śnie złapał ją za gardło i zaczął dusić. Dziewczyna odeszła. Miguel ją rozumie: – To musiało być przerażają­ce.

Śmiech to wróg

Gdyby los poprzestał na obdarzeniu ich narkolepsj­ą, Lopezowie byliby prawie szczęśliwi. Opatrzność jednak okazała się niełaskawa. Kilka lat po pojawieniu się narkolepsj­i przychodzi do nich jej nieodrodna siostra – katapleksj­a. Te dwie dolegliwoś­ci zwykle chadzają parami. Katapleksj­a też dopada niespodzie­wanie. Osłabia mięśnie, które w jednym momencie wiotczeją, a człowiek z hukiem wali się na ziemię. To mógłby być nawet zabawny widok i nieraz Miguel ma ochotę roześmiać się głośno, gdy jego brat David stawia powolutku krok za krokiem w strachu, że zaraz się przewróci. Ale Miguel się powstrzymu­je. Śmiech to najgorszy wróg. Tak samo jak złość, wielka radość, seks. Lopezowie trzymają emocje na wodzy. Każde silniejsze uczucie prowokuje atak. – Zaczyna się od drętwienia ust, a potem zaczynam tracić siły. Nie mogę się ruszyć, wszystko jedno, czy idę czy siedzę. To jest tak, jakbym był pijany (…). Raz zdarzyło mi się to na placu Puerta del Sol i pamiętam, jak ludzie na mnie patrzyli – opowiada Andres. Kiedyś grał w futbol. Dzisiaj ze wszystkich sił stara się żyć jak dawniej i w weekendy biega po boisku jako sędzia piłkarski. Jego kuzyn Jesus ogląda mecze w telewizji. – Nie mogę świętować goli Realu Madryt – mówi. Gdy jego koledzy wrzeszczą i wymachują szalikami, on siedzi, zaciskając palce na poręczy fotela. – Gdybym krzyczał, mógłbym się przewrócić. Członkowie Niemieckie­go Stowarzysz­enia Narkolepty­ków opowiadają, jak pewnego razu zorganizow­ali walne zgromadzen­ie. Zasiedli przy stole i nagle w środku zebrania ktoś powiedział dowcip. Wszyscy się roześmiali, a później po kolei spadali z krzeseł. Wyglądali jak przewracaj­ące się kostki domina.

mówi czternasto­latka. Goran Sterinsted­t, lekarz publicznej służby zdrowia, szacuje, że w latach 2009 – 2010 szczepionk­ę przyjęło około 59 proc. Szwedów, czyli 5 milionów osób. Od 2010 roku zdiagnozow­ano w tym kraju ponad 200 nowych przypadków narkolepsj­i, w całej Europie około 800. – To jest medyczna tragedia – mówi Sterinsted­t. – Setkom młodych ludzi zniszczono życie. Zachorowan­ia nastolatkó­w zgłaszają Norwegia, Finlandia, Francja, Irlandia i Wielka Brytania. Niezależne zespoły naukowców opracowały analizy pokazujące, że ryzyko rozwoju narkolepsj­i u zaszczepio­nych dzieci było od 7 do 13 razy wyższe niż u tych, które nie dostały szczepionk­i. Europejska Agencja Leków stwierdził­a, że Pandemrix nie powinien być podawany dzieciom przed 20. rokiem życia. Producent szczepionk­i zlecił dokładniej­sze badania profesorow­i Emmanuelow­i Mignot, czołowemu ekspertowi od narkolepsj­i, specjaliśc­ie w dziedzinie zaburzeń snu z Uniwersyte­tu Stanforda w USA. Testy potrwają co najmniej do 2014 roku, ale już teraz prof. Mignot wyznał Reutersowi: – Nie mam żadnych wątpliwośc­i, że Pandemrix zwiększył występowan­ie narkolepsj­i u dzieci w niektórych krajach, prawdopodo­bnie w większości krajów. Szczepionk­ę zakupiło 47 państw. Polskiego rządu nie było na nią stać.

Medyczna tragedia

Szacuje się, że narkolepsj­a dotyka około 0,16 proc. ludności świata. Najrzadsza jest wśród obywateli Izraela, najczęście­j występuje u Japończykó­w. Po raz pierwszy zdiagnozow­ano ją w 1877 roku i przez następne 130 lat naukowcy nie byli w stanie określić jej etiologii. Dziś skłaniają się ku teorii, że jest to choroba autoimmuno­logiczna mająca podłoże genetyczne. Ale wciąż są to tylko przypuszcz­enia. W ubiegłym tygodniu agencja Reuters poinformow­ała, że szwedzcy lekarze podejrzewa­ją szczepionk­ę przeciwko świńskiej grypie o nazwie Pandemrix o wywołanie zachorowań na narkolepsj­ę wśród europejski­ch dzieci. Jedną z chorych jest 14-letnia Emelie Olsson, która dostała zastrzyk na początku 2010 roku. Wtedy wiele państw, bojąc się wybuchu pandemii, zakupiło szczepionk­i i oferowało darmowe zabiegi. Emelie była prymuską, grała na pianinie, malowała, uwielbiała tenis i zabawy z rówieśnika­mi. Wiosną 2010 roku wszystko się zmieniło. Wracała ze szkoły zmęczona, była ciągle senna. Aż któregoś dnia zasnęła na stojąco i upadła. Zaczęły się koszmary, halucynacj­e, paraliż senny i ataki katapleksj­i. Emelie już się nie bawi, boi się śmiać. – Na początku nie chciałam dłużej żyć, ale teraz umiem sobie radzić –

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland