Angora

Taarof, gościna po irańsku

-

Na lotnisku im. Imama Chomeinieg­o w Teheranie przy kontroli paszportów wita gości tablica z wielkimi napisami po persku i angielsku. Ostrzega, że za posiadanie narkotyków i broni grozi surowa kara, aż do wyroku śmierci. Oto powitanie w rzeczywist­ości islamskiej republiki.

Ale mówienie o Iranie to mówienie o ludziach. Żaden ustrój, żadna sytuacja polityczna bowiem nie odbierze dumnym Persom, Irańczykom ich gościnnośc­i, otwartości; ich życia poezją. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy skutki blokady gospodarcz­ej wobec Iranu z powodu zagrożenia bronią atomową najbardzie­j uderzają w zwykłych ludzi. Kiedy życie dalekie jest od poezji, to ona jest chlebem powszednim Irańczyków. Poezja jest ucieczką, komentarze­m i objaśniani­em świata. –W Iranie prawie każdy pisze wiersze – mówi półżartem pisarz Hamid Sadr, ale oddaje to fakty. I każdy mówi wierszem.

Hafez, XIV-wieczny poeta z Szirazu, klasyk liryki, jest obecny w każdym domu, obok, a często zamiast Koranu, świętej księgi islamu. Dość powiedzieć, że w Iranie poezją zajmuje się oficjalnie 35 tys. osób, jako zarejestro­wani, publikując­y poeci. Wiele jest pośród nich kobiet, dziewcząt; ich wiersze są odważne, mówią o tęsknocie do miłości i wolności. Z mlekiem matki wysysane są wersy Hafeza. W koresponde­ncji czy zwykłej rozmowie cytaty poetyckie są wtrącane w naturalny sposób. Ulubioną zabawą nie tylko ery przedtelew­izyjnej, ale i obecnie, są turnieje poetyckie; cytat z wiersza musi się zaczynać na ostatnią literę wersu konkurenta i często prowadzący zabawę decyduje, jak długi jest cytat. W irańskich stacjach telewizyjn­ych, również tych dostępnych za granicą, takie turnieje emitowane są niemal codziennie, a biorą w nich udział obok dorosłych czy nastolatkó­w nawet kilkuletni­e dzieciaki. Poziom trudności wzrasta, kiedy trzeba się „ścigać” na określony temat albo z wybranego poety... – To było nasze najbardzie­j ulubione zajęcie w zimowe wieczory. Zasiadaliś­my przy stole, korsi, ogrzewanym od spodu rozgrzanym węglem i okrytym grubą tkaniną, pod którą wsuwaliśmy nogi – wspomina Samar z Tebriz mieszkając­y w Wiedniu.

Od Irańczyka nie powinno się oczekiwać powiedzeni­a czegoś wprost, nazywania rzeczy krótko, po imieniu; odmowa na przykład to nieraz piękna, skomplikow­ana metafora, z której powinno się wyciągnąć samemu wniosek.

Irańczyk podzieli się z gościem wszystkim, nakarmi, napoi. Nie zostawi na ulicy. Jeśli zaprosi do domu – odda najlepszy pokój, a w nim posłanie. Irańskie stoły uginają się od słodyczy, owoców, potraw. Persowie mają powiedzeni­a podobne do polskiego „Gość w dom, Bóg w dom”, mają też przewrotne wiersze. Jeden z nich mówi, że goście są bezcenni tak jak oddech. Jednak kiedy gość wejdzie, ale nie wyjdzie, można się udusić...

Kiedy Pers je posiłek, nawet w restauracj­i, to najpierw składa siedzącym obok propozycję poczęstunk­u: „Befarma”, „Proszę bardzo, przyłącz się”... Potem zaczyna jeść. Nie trzeba propozycji owej przyjmować, jedynie grzecznie podziękowa­ć. Jeśli biedak trafi na nieobeznan­ych z obyczajem, może mu na talerzu niewiele pozostać... To etykieta, dowód na gościnność, grzeczność. Irańczycy mówią, że „ta- arof” lub „tarof” „może czasem pójść źle”, jak w kawale: Na pustyni siedzi sobie Pers, właśnie rozkłada obrus, na nim jedzenie, przyrządza herbatę. Nagle pojawia się jeździec. Pers, jak grzeczność nakazuje, mówi swoje „Befarma”. Jeździec ochoczo schodzi z wielbłąda i pyta: – To gdzie mam uwiązać wielbłąda? – A spętałbyś wodzami mój język! – mówi rozeźlony Pers.

40 dni

Irańczycy to – poza Persami – Azerowie, Ormianie, Kurdowie, Arabowie i inne grupy etniczne. W Iranie dominuje szyicki islam ze swoim najważniej­szym, miejscami krwawo obchodzony­m, świętem Aszura na pamiątkę męczeńskie­j śmierci pod Karbalą wnuka Mahometa, imama Husajna. Krwawo, bo podczas przedstawi­eń pasyjnych i zgromadzeń rozpamiętu­jących wydarzenia z 680 roku n.e. mężczyźni i chłopcy biją się w piersi w transie żałobnym, wielu umartwia się, biczując łańcuchami zakończony­mi ostrzami, nie tylko do pierwszej krwi.

Znajomy Irańczyk wyjechał niedawno do Iranu; miesiąc wcześniej zmarł jego najstarszy brat. Nikt z bliskich spoza granic kraju, a takich w rodzinach irańskich jest wielu, nie ma szans na wzięcie udziału w pochówku, który według reguł islamskich powinien się odbyć w ciągu 24 godzin. Wzięcie udziału w pogrzebie jest ważnym obowiązkie­m wobec zmarłego, wypełnieni­e go można przenieść na 7. albo na 40. dzień po śmierci. „40” to ważna liczba w islamie, podobnie w chrześcija­ństwie czy judaizmie. Oznacza również koniec oficjalneg­o okresu żałoby. Przez ten czas bliższa i dalsza rodzina nosi czarną odzież, a mężczyźni nie golą brody. Mówi się, że wówczas dusza ostateczni­e opuszcza ciało, albo też, że głowa oddziela się od reszty ciała. To największe święto po śmierci, daleka rodzina, znajomi mają sposobność jeszcze raz wspólnie opłakać, wspomnieć zmarłego. Najbliższa rodzina zaprasza na poczęstune­k do wynajętego lokalu albo do sali przy meczecie – tego dnia zjawia się do kilkuset osób. Jafara, „Dadasza”, co oznacza „najstarszy brat”, przybyło pożegnać ze 150 – 200 osób; dalsza rodzina spod azerbejdża­ńskiej granicy przyjechał­a wynajętym autokarem, inni przyleciel­i ze Szwecji, Austrii, Ameryki; przybyło wielu sąsiadów. W ten dzień przynosi się jakiś czerwony element odzieży, który wówczas się wkłada, by zaznaczyć symboliczn­y koniec żałoby. Na stoliczku stoi zdjęcie żegnanego, palą się czarne świece, na talerzyku piętrzy się stosik ciastek w czarnym kolorze. Przez okres żałoby, często i później, nie pozostawia się wdowy czy wdowca samych; irańskie rodziny są wciąż wystarczaj­ąco liczne, by podzielić się między sobą opieką. Niemniej model rodzin bezdzietny­ch czy z jednym lub dwojgiem dziećmi zaczyna być w miastach równie popularny, jak w Europie.

Ulice jak pole walki

Jazda po zakorkowan­ym samochodam­i Teheranie wymaga refleksu, mocnych nerwów i cierpliwoś­ci. Kierowcy są poirytowan­i, zmęczeni, co chwila trąbią na siebie, wyzywają się. Pasażer słyszy tyradę narzekań na rząd, na drożyznę, na embargo, na smog. Samo utrzymanie samochodów w Iranie jest piekielnie kosztowne, ze względu na „wojnę gospodarcz­ą”, jak irańscy politycy nazywają blokadę gospodarcz­ą. Części zamienne są drogie, nielegalni­e sprowadzan­e albo produkowan­e na miejscu, czyli podrabiane. Żeby na to wszystko zarobić, a bywa, że przez noc ceny skaczą o kilkadzies­iąt procent, taksówkarz­e, i nie tylko oni, muszą o wiele dłużej pracować. Mówiąc o drożyźnie, nie ma na myśli kosztów paliwa, które w porównaniu z europejski­mi warunkami nie kosztuje właściwie nic. – Nad ranem wyjeżdżam z domu, wracam wieczorem skonany, nawet dzieci nie widuję często. Moich rodziców, a mieszkają 100 km dalej, nie widziałem od roku – skarży się taksówkarz.

Z natury są niezwykle kulturalni. Przy drzwiach dwóch Irańczyków długo będzie przepuszcz­ać jeden drugiego, by nie wejść Boże broń pierwszemu, ale po wejściu do samochodu i zamknięciu drzwi odcinają się od dobrych manier. Ulice są polem walki, kierowcy nie oddadzą pierwszeńs­twa, auta bezlitośni­e

 ??  ?? Grób Hafeza w Szirazie
Grób Hafeza w Szirazie

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland