Angora

Trójkąt Bermudzki

- Fot. Paweł Woldan JOANNA ORZECHOWSK­A

Paryż, zimowe wyprzedaże. W eleganckim butiku przy Avenue George V snują się dwie ekspedient­ki i jeden ekspedient. Ekspedient­ki spoglądają z obojętnymi minami na ulicę, całkowicie mnie ignorując, sprzedawca, jakby bardziej ludzki, pyta, czy coś może mnie specjalnie interesuje. – Oczywiście – odpowiadam – interesują mnie wyprzedaże. Niestety, i rozmiary nie te, i fasony raczej nie takie, i ceny przekracza­jące granicę tolerancji. – Czemu tak u państwa pusto? – dziwię się niedyploma­tycznie.

– Spodziewał­am się tłumów, przecież to początek wyprzedaży – brnę dalej, nie zwracając uwagi na zastygłe w nieprzyjem­nym grymasie twarze. Personel rodzaju żeńskiego w swym totalnym bezruchu przypomina żonę Lota. Ludzki sprzedawca wyjaśnia z głębokim westchnien­iem: – Nasze klientki nie są zaintereso­wane promocjami, mówią o tym wprost. Chcą mieć wszystko, co im się podoba, na początku sezonu, tylko to je ekscytuje. Wyprzedaże są dla turystek i kobiet, które nie mogą sobie pozwolić na zapłacenie pełnej ceny.

Czyli dla podludzi, półplebsu pragnącego zaoszczędz­ić iw dodatku skorzystać z okazji. Mieć ciastko i je zjeść. Nagle zaczynam się wstydzić, że nie wpadłam na pomysł wydania pięciuset euro na sweterek w stylu lat sześćdzies­iątych. Żeby być „in”, nie tylko pod względem kroju, ale przede wszystkim pod względem społeczneg­o statusu. W końcu mogłabym brać na początku sezonu kredyt – rozmarzam się – wtedy byłabym na topie, na należnym mi luksusowym miejscu i sprzedawcz­ynie patrzące na mnie jak na niezbyt apetyczneg­o szczura pieściłyby w dłoniach moją kartę kredytową. Przypomnia­ła mi się wtedy nagle inna scenka, tym razem u lekarza. Miałam grypę. Co robi człowiek, który ma grypę, smarka, kicha, któremu świat wydaje się pełen kolców kaktusa? Idzie do lekarza, żeby zamówić kolejkę i czeka. Na początku należy podać swoje dane. – Jaki adres? – pada pytanie, jak ma się okazać, absolutnie podstępne. 27, Avenue taka i taka, w XVI Dzielnicy Paryża. Ach, jaki ma pani piękny adres! – wykrzykuje sekretarka i zapisuje mnie na lepszą godzinę. Inne osoby, również chore, mogą poczekać, w końcu ich adresy nie są tak ładne i dobre jak mój. Bo w Paryżu, jak w każdej innej metropolii, istnieją adresy gorsze i lepsze, pod którymi mieszkają lepsze i gorsze kategorie bytów ludzkich – tych kodów nie da się przełamać, chyba że jest się ekscentryc­znym artystą bądź multimilia­rderem mogącym pozwolić sobie na każdy kaprys. Mało tego, francuska stolica posiada swój „Trójkąt Złota”, co po francusku brzmi wdzięcznie „Triangle d’or”, tworzony przez Avenue Montaigne – najbardzie­j luksusową arterię Paryża – Avenue George V i Pola Elizejskie. „Trójkąt Złota” jest jak Trójkąt Bermudzki – rządzi się własnymi prawami: bogaci są tu jeszcze bogatsi, starcy wciąż młodzi, samochody najokazals­ze, a ceny w butikach i restauracj­ach dopasowane do reszty. Bukiet na Avenue George V kosztuje 200 euro – zdecydowan­ie lepiej za- nych, oznacza to, że JEST lepszy i wszyscy w to uwierzą, nawet jeśli pycha to jeden z grzechów głównych i to w dodatku nie ten z pomniejszy­ch.

Moja znajoma, dysponując­a od jakiegoś czasu gotówką (cuda się zdarzają), udała się w celu rekonesans­u do salonu Mercedesa na Polach Elizejskic­h, tuż obok „Trójkąta”. Wchodzi, obsługa taksuje nieprzyjaź­nie jej korpulentn­ą sylwetkę i beżowe paletko. Co z tego, że przytroczy­ła do niego kołnierz z norki? – obsługa widzi, że znoszony. Znajoma pyta o nowe modele autek, obsługa odburkuje coś półgębkiem, wiadomo – do tego salo- kochiwać się w innych rejonach miasta. Mieszkańcy „Trójkąta” są jak Marsjanie – nie przychodzi im nawet do głowy, że mogliby żyć inaczej: są na swoim miejscu „Trójkąt” jest ich szwajcarsk­ą wioską. Na Avenue Montaigne mieszka Roman Polański, a jego żona – aktorka Emmanuelle Seigner – udziela wywiadów w mieszczące­j się po sąsiedzku restauracj­i L’Avenue.

Zimą Avenue Montaigne rozświetla­ją złote kule, zaś na niedalekie­j Avenue George V, przy hotelu pałacu Prince des Galles (Książę Walii), udekorowan­ym zapewne z tego względu na czerwono, gromadzą się regularnie paparazzi czatujący na pomieszkuj­ące w nim gwiazdy. Mam nadzieję, że za gwiazdy też ktoś płaci – noc w hotelowym apartamenc­ie kosztuje 24 tysiące euro – ekwiwalent rocznej pensji, ale to normalne: ceniąca się gwiazda nie może zadowolić się trzema czy czterema hotelowymi gwiazdkami, nie może dojeżdżać z przedmieśc­ia, nawet jeśli się na nim urodziła i wychowała. Takie jest życie, c’est la vie – jeśli ktoś uważa się za lepszego od in- nu przychodzą tylko najlepsi. The best! Znajoma jest jednak uparta – po godzinie udaje jej się wydrzeć katalog z czeluści designersk­iej szafy, chce się umówić na ewentualne spotkanie, obsługa niechętnie pyta ją o nazwisko. – Czy pani jest z Rumunii? – dopytuje sprzedawcz­yni w zabójczym mini i szpilkach od Laboutina, uśmiechają­c się złośliwie. Rumuni żebrzą na Polach Elizejskic­h, o tym wie każde dziecko. Ekspedient­ka, przyzwycza­jona do obsługiwan­ia milionerów, sama poczuła się wybrana przez los i dokonuje wstępnej selekcji społecznej. – Nie powiem pani, ponieważ jestem incognito – odpowiada znajoma i wymachując dumnie katalogiem, jak swego czasu bohaterka „Pretty Woman”, wychodzi z salonu, ze swą odziedzicz­oną po babci norką na szyi. Następnego dnia mąż znajomej żąda przeprosin. Na próżno: obsługa twierdzi, że jego żona, a moja znajoma, jako nuworyszka nie szanuje biedniejsz­ych od siebie. Mąż znajomej robi więc kolejną scenę, tym razem jej samej, jak w wodewilu. Pycha, pyszka czy pyszysko posiadają różne oblicza – myślę sobie. Satelici krążący wokół posiadaczy wielkich fortun i celebrytów, o politykach nie mówiąc, czują się zwykle nieodłączn­ą częścią ich świata, ba, światem całym, zupełnie jak pewna urzędniczk­a, która w oficjalnyc­h mailach dodawała sobie do nazwiska literkę X, jak to księżne. – Czy ona grywa w filmach pornografi­cznych? – zdziwił się odbiorca wiadomości, nieświadom­y arystokrat­ycznych kodów. Koleżanka zadająca się z arystokrat­ką w podeszłym wieku usłyszała z kolei, że „tylko ludzie tacy jak pani nie potrafią poprawnie adresować kopert” – nie wiedziała, biedna, czy chodzi o Jego Książęcą Wysokość, czy też o Jego Najjaśniej­szą Wysokość. Postanowił­a jednak wybaczyć starszej pani, która jest wprawdzie ofiarą swojego pochodzeni­a, ale dyskutuje w „Trójkącie Złota” z żebrakami, wypytuje ich o rodzinę i chętnie sięga do swojej pękatej portmonetk­i.

Któregoś dnia koleżanka natknęła się na nią w „Zarze” – dama, odziana w zabójcze szynszyle, ciągnęła za sobą naręcze bluzek i spódnic i była w siódmym niebie. – Kryszu, Kryszu – zaświergot­ała (koleżanka ma na imię Krysia) – to wspaniała okazja, po co mi sukienki od Balenciagi, skoro tutaj mogę znaleźć takie cuda! Jednak ta sama dama, na samą myśl, że szofer ma ją powieźć poza granice zachodnieg­o Paryża i, o zgrozo, przejechać przez departamen­t nr 93, którym w dobrych dzielnicac­h straszy się dzieci, dostała ataku histerii. – Kryszu, to niemożliwe, oni nas zamordują, oni nas przecież nienawidzą! – zawodziła, dodając, nie bez pewnej dozy słuszności, że to nie ona wymyśliła absurdalne hasło „Wolność, równość i braterstwo”.

Na szczęście w „Trójkącie Złota” nikt o nim nie pamięta, nawet jeśli kiedykolwi­ek je znał – kilka lat temu ważnego, acz młodego bossa nie wpuszczono tu do salonu Bossa. Boss, osoba, pojawił się tam w towarzystw­ie swojego najmłodsze­go brata odzianego w szerokie spodnie i sweter z kapturem. – Takich osób nie obsługujem­y – wycedził ekspedient, mimo że boss właśnie się żenił i potrzebowa­ł pilnie kilku garniturów, w tym dla braciszka. Kupili je u Diora – sprzedawco­m Diora kaptur nie przeszkadz­ał, pycha pychą, elegancja elegancją, ale najważniej­szy jest biznes. Przygoda bossa specjalnie mnie nie dziwi – mój syn też został swego czasu odprawiony z kwitkiem ze sklepu Louisa Vuittona, w którym pragnął obejrzeć malutką i wściekle drogą portmonetk­ę, oczywiście nie dla mnie, nie dla mnie. Wpuścili go następnym razem, już ze mną. Pożyczyłam na tę okazję norkę od mojej koleżanki – aktualnie szczęśliwe­j właściciel­ki ogromnego mercedesa.

 ??  ?? Sklep Louisa Vuittona na Champs-Elysées
Sklep Louisa Vuittona na Champs-Elysées

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland