O jeden most za daleko
Padał deszcz. Miejsce, które Leszek Miller wybrał do rozprawy z Ryszardem Kaliszem, pełne było rozmokłego śniegu i brudnych kałuż. Przewodniczący SLD czekał na niepokornego posła na czele całego klubu.
– Czego chcecie? – spytał podejrzliwie Kalisz.
– Podobno zamierzasz startować do europarlamentu z konkurencyjnej listy... – rzucił od niechcenia Miller, oglądając swoje paznokcie. – Czy to prawda?
– Tak! – Kalisz wypiął dumnie pierś. – Tylko szeroki front centrolewicowy jest gwarancją zwycięstwa! Dlatego chcę być mostem między Sojuszem Lewicy Demokratycznej i Ruchem Palikota!
– I bardzo dobrze – zapewnił go Miller z ironicznym uśmieszkiem. – Popieramy tę inicjatywę.
– Poważnie? – zdziwił się poseł. – Nie macie nic przeciwko?
– Skądże! Musimy się tylko upewnić, że masz dostateczną nośność. – Przewodniczący wskazał na pierwszą z brzegu kałużę. – Kładź się!
Rad nierad Kalisz położył się na brzuchu w niecce pełnej zimnej i brudnej wody. – Przechodzimy! – zarządził Miller. Dwudziestu sześciu członków klubu przemaszerowało po plecach Kalisza, coraz bardziej wbijając go w błotnistą breję.
– No i jak? – spytał ciekawie szef SLD. – Pękasz?
– Nigdy! – zabulgotał Kalisz. – Aleksander Kwaśniewski chce, żebym był łącznikiem między nim a środowiskami kobiecymi! Nie zawiodę go!
– Tak? – spytał z przekąsem Miller. – Zaraz to sprawdzimy.
Zza jego pleców wysunęła się Joanna Senyszyn w szpileczkach.
– Jaki piękny most! – zaskrzeczała. – Pontonowy?
Gdy powoli, nie spiesząc się, zaczęła dreptać po szerokich plecach Kalisza, ten nawet nie jęknął, tylko w jego oczach zaszkliły się łzy.
– Twardziel! – mruknął z uznaniem szef SLD. – Szkoda, że chcesz nas zdradzić.
Wreszcie próba nośności skończyła się i obolały, przemoczony poseł stanął na drżących z wysiłku nogach.
– Nie możecie wyrzucić mnie z partii, którą sam tworzyłem! – rzucił prosto w twarz Millerowi. – Znam statut.
Przewodniczący wytrzymał spojrzenie.
– Ale zawsze możemy cię zawiesić – odparł spokojnie. – Powiedz, Rysiu... Czy widziałeś kiedyś most wiszący?