Projekt, skandal i kuriozum
Ale Drajewski w tym samym tekście wprowadza kolejne chwasty językowe, zapraszając na „premierę opery familijnej Jaś i Małgosia” (są opery seria, buffa, ale familijne?) i Festiwal Atelier Polskiego Teatru Tańca (a cóż to takiego?).
Od dłuższego czasu trwa prokuratorski skandal w Śląskim Teatrze Tańca. Nie moje to małpy, nie mój cyrk. Ostrzegam tylko, aby to wszystko nie skończyło się tak, jak przed kilkoma laty próba samobójcza ucznia bytomskiej Szkoły Baletowej, którego podobno molestowała profesorka. Chłopiec do dziś nie odzyskał przytomności, sprawczyni nadal działa w swoim zawodzie, a ówczesna dyrektorka artystyczna szkoły zbiera obecnie w Warszawie datki na budowę pomnika Nieznanego Tancerza (to nie anegdota!), od czego przytyła wręcz nie do poznania.
Mimo wykrycia licznych nieprawidłowości, braku nadzoru, rozrzutności, bałaganu, naruszania praw pracowniczych, lobbingu, fałszowania dokumentów i zagarnięcia dużej kwoty pieniędzy, długoletni „dyrektor ge- neralny” niegdysiejszej grupki tanecznej nawołuje z pomocą kilku znanych w kulturze nazwisk do ratowania idei tej enterpryzy.
„Nie jestem w stanie kontrolować wszystkiego, powiada, nie brałem udziału w tym procederze… nie czuję się zbyt krystalicznie czysty, chcę ponieść odpowiedzialność… naprawię sytuację w placówce w ciągu trzech lat”. Tymczasem kontrole wykazały, że pieniądze na międzynarodowy projekt „Taneczny Most” wydane zostały na coś zupełnie innego i kwotę około 800 tys. zł przypisano do zwrotu. W ubiegłym roku dyrekcja, zatrudniająca już tylko 10 pracowników i ani jednego tancerza, przejeździła taksówkami aż ponad 22 tys. zł. Niedawno za zgodą Ministerstwa Kultury twórcę tego bałaganu (był także choreografem) wymieniono na nowego lidera. Tym razem został nim… bankowiec i specjalista od funduszy europejskich. Słusznie! Skoro nie ma już tancerzy, to i choreograf jest niepotrzebny.
Zdymisjonowany dyrektor jest teraz dziekanem utworzonego właśnie Wydziału Teatru Tańca bytomskiej filii