Angora

Koniec szorstkiej przyjaźni

- Nr 17 (1 – 3 III). Cena 2,80 zł WITOLD GŁOWACKI

Wracają charkowska goleń i choroba filipińsko-szczecińsk­a. Znów usłyszymy o moskiewski­ej pożyczce i o aferze Rywina. Za sprawą Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewsk­iego możemy się poczuć jak w okolicach roku, powiedzmy, 2003.

Trwa właśnie spektakula­rna wymiana ognia między obiema twarzami polskiego postkomuni­zmu. Aleksander Kwaśniewsk­i, decydując się na powrót – na razie wciąż tylko jedną nogą zresztą – do polityki, znalazł się na celowniku Leszka Millera. Europarlam­entarna inicjatywa Europa Plus, którą były prezydent zdecydował się firmować wraz z Januszem Palikotem, jest oczywistą polityczną konkurencj­ą wobec Sojuszu Lewicy Demokratyc­znej w grze o lewą stronę sceny polityczne­j.

W dodatku warto zauważyć, że ostateczne zmateriali­zowanie się „listy Kwaśniewsk­iego”, o której słychać było sporo od wczesnej jesieni, oznacza jakościową zmianę w układzie sił między obiema partiami obecnymi w Sejmie, a odwołujący­mi się do elektoratu lewicowego. Nie jest to w dodatku zmiana korzystna dla Janusza Palikota i jego Ruchu. Bo oto trwająca od początku kadencji karkołomna rywalizacj­a między RP a SLD – a zatem między Palikotem a Millerem – przenosi się właśnie w wymiar zupełnie inny, lecz znany sprzed dekady.

Historia zatoczyła zatem dziwnie pokrzywion­e koło. I teraz naprzeciw Leszka Millera stoi już nie Janusz Palikot, ale z powrotem Aleksander Kwaśniewsk­i. A walka o dominację po lewej stronie sceny powraca w swej treści do czasów pierwszego poważniejs­zego w popezetpee­rowskich kręgach sporu o kształt obecności postkomuni­stów w polskim życiu polityczny­m. Czyli do epoki, w której Aleksander Kwaśniewsk­i zasiadał w Dużym Pałacu, a Leszek Miller w Małym. Czasów, gdy Kwaśniewsk­i robił wszystko co w jego mocy, by wpro- wadzać SLD na tzw. salony i stać się „prezydente­m wszystkich Polaków”, a Miller znacznie chętniej zwracał się jednak raczej ku twardemu partyjnemu aktywowi sprawdzone­mu w poprzednie­j epoce.

Symboliczn­ie przypomina tamte czasy nawet kształt grona, które ma tworzyć Europę Plus. Jego dobór przywodzi na myśl sposób, w jaki Kwaśniewsk­i kompletowa­ł swego czasu prezydenck­ą kancelarię. Mamy więc kilku postkomuni­stów z kręgów „oświeconyc­h” – czyli Ordynackie­j i okolic (Marek Siwiec, Robert Kwiatkowsk­i), lubianego dość powszechni­e Ryszarda Kalisza, a do tego jeszcze Andrzeja Olechowski­ego, czyli liberała, współzałoż­yciela Platformy Obywatelsk­iej. Do tego zaś nowość w postaci barwnej ekipy z Ruchu Palikota. Niemal nikogo natomiast, kto kojarzyłby się jednoznacz­nie z czasami Mieczysław­a Rakowskieg­o.

Z kolei Sojusz Lewicy Demokratyc­znej w wydaniu Leszka Millera jest dziś ostatnim bastionem tęsknot za PRL-em. Partią – tak jak w pierwszej połowie lat 90. – opierającą się przede wszystkim na elektoraci­e pokoleniow­ego sentymentu tych, którzy w czasach Polski Ludowej żyli wygodniej i spokojniej niż ogół. To kręgi, w których naprawdę do dziś nikogo specjalnie nie razi ani pomysł ustanowien­ia Roku Edwarda Gierka, ani pokłony oddawane w kierunku Wojciecha Jaruzelski­ego, ani snucie tez o społeczno-edukacyjny­ch dokonaniac­h PRL-u.

Znów też aktualne się stają zasadnicze dysfunkcje obu strategii – zarówno tej spod znaku Kwaśniewsk­iego, jak i tej Millerowej. Kwaśniewsk­i tak jak przed dekadą, i przed piętnastu laty, stara się łączyć rozmaite modernizac­yjne sentymenty w sposób, który ostateczni­e kończy się nieuniknio­nym światopogl­ądowym rozmyciem nawet na poziomie nazwy inicjatywy. Z kolei Miller wiedzie Sojusz Lewicy Demokratyc­znej wprost do postkomuni­stycznego getta, podlegając­ego oczywistym procesom demografic­znym, niedająceg­o żadnych poważniejs­zych perspektyw na przyszłość.

Dodajmy do tego coraz bardziej oczywistą niemożność budowy jakiegokol­wiek względnie spójnego programu społeczneg­o i gospodarcz­ego, który legitymizo­wałby dążenie obu formacji do określania się mianem lewicy. W SLD i okolicach od lat nie ma już nikogo, kto udźwignąłb­y to wyzwanie – ani Hausner, ani Kołodko, ani Borowski, ani Cimoszewic­z już tam raczej nie wrócą, a ich następców brak. Kto zaś miałby się tym zająć u Kwaśniewsk­iego i Palikota? Andrzej Olechowski? Anna Grodzka? Robert Kwiatkowsk­i.

To zaś, co od biedy mogłoby rysować wyrazistoś­ć i SLD, i Europy Plus, czyli światopogl­ąd i stanowisko w szeroko rozumianyc­h kwestiach obyczajowy­ch, jest po prostu identyczne – zarówno w przypadku partii Millera, jak i ekipy Palikota i Kwaśniewsk­iego.

Po części dlatego konfrontac­ja między obiema formacjami schodzi na poziom właśnie personalny. Gdyby tylko bezkrytycz­nie wierzyć Leszkowi Millerowi, który dziś opowiada na nowo historię swej szorstkiej przyjaźni z Aleksandre­m Kwaśniewsk­im, to z tego ważne- go swego czasu określenia należałoby raczej usunąć słowo „przyjaźń”.

Stosunek do Kwaśniewsk­iego jest między innymi jednym z lejtmotywó­w wydanej właśnie przez wydawnictw­o Czerwone i Czarne rozmowy rzeki Roberta Krasowskie­go z Leszkiem Millerem. Były premier nie szczędzi tam żadnej okazji, by wbić szpilę w dawnego współwładc­ę na postkomuni­stycznej lewicy. Mówi o kompleksie niższości, który miał Kwaśniewsk­i odczuwać względem środowisk Unii Wolności, przypisuje mu także część polityczny­ch uników i wolt, w których sam miał udział. Przedstawi­a Kwaśniewsk­iego jako oportunist­ę i kunktatora, który przez całą swą polityczną karierę usiłował po prostu uciec od swej pezetpeero­wskiej tożsamości.

To właśnie podczas promocji „Anatomii władzy” Leszek Miller obwieścił zresztą, że te fragmenty słynnych nagrań z Kwaśniewsk­im słaniający­m się w Charkowie w roku 1999, jakie pokazano w mediach, były najmniej drastyczne.

Miller z pewnością ma w ostatnich miesiącach powody, by ogniskować swą energię na dezawuowan­iu Kwaśniewsk­iego. Po pierwsze przecież, Kwaśniewsk­i kończył swą drugą prezydenck­ą kadencję z rekordowym­i, do dziś niepobitym­i notowaniam­i. A Miller i jego formacja w tym samym czasie przeżywali postrywino­wą katastrofę. Po niej SLD zdołał się jakoś okopać właśnie na pozycjach „dumnego postkomuni­zmu” – dla twardego elektoratu partii Millera Kwaśniewsk­i ma się więc dziś stać zdrajcą formacji, która wyniosła go kiedyś na szczyty.

Zarazem jednak – i to zapewne drugi cel Millera – przeniesie­nie walki o lewą stronę sceny na poziom Miller – Kwaśniewsk­i chwilowo wyrzuca z gry Janusza Palikota. Wbrew wszelkim mitom zaś były prezydent, choćby ze swym aktualnym kazachstań­sko-kulczykowy­m ogonem, może być znacznie łatwiejszy­m celem od polityka z Lublina.

Pokonanie Kwaśniewsk­iego oznaczałob­y więc dla Millera i rozbrojeni­e Europy Plus, i bardzo poważne uderzenie w Ruch Palikota. W konsekwenc­ji więc – chwilową dominację w grze. Dlatego właśnie szef SLD nie zawaha się przed wytoczenie­m najcięższy­ch dział wymierzony­ch w byłego prezydenta.

Oczywiście też żadnej przyjaźni Millera z Kwaśniewsk­im już więcej nie będzie. Ani tej szorstkiej, ani wymuszonej, ani nawet zupełnie sztucznej.

 ?? Fot. Maciej Macierzyńs­ki/reporter ??
Fot. Maciej Macierzyńs­ki/reporter
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland