Na Kaukazie bez zmian Rozmowa z KARENEM HOVSEPYANEM, prezesem Kongresu Ormian w Polsce
– Wtych dniach minęło 25 lat od masakry Ormian dokonanej przez Azerów w miejscowości Sumgait. Ambasada Armenii w Warszawie nadała tej rocznicy duży rozgłos. Nie mam wątpliwości, że ofiarom tamtej tragedii należy się pamięć, ale zastanawiam się, czy w sytuacji, gdy na granicy Armenii z Azerbejdżanem nadal dochodzi do wymiany ognia, warto podsycać to, co dzieli, zamiast starać się szukać sposobów na życie w pokoju.
– Najważniejsza jest prawda. Gdy istniał jeszcze Związek Radziecki, naczelnym hasłem tego kraju było: braterstwo narodów. Reformy Gorbaczowa, zwłaszcza „głasnost – jawność”, sprawiły, że w każdej republice związkowej zaczęły toczyć się dyskusje na temat samostanowienia, praw obywatelskich, odkłamywania historii. Ormianie potraktowali to poważnie i zaczęli dopominać się o to, żeby Autonomiczny Obwód Górskiego Karabachu, który znajdował się w granicach Azerbejdżanu, wrócił do Armenii. Karabach był armeński od tysięcy lat. Ormianie zawsze stanowili tam większość. Dopiero Stalin, realizując swoją politykę „dziel i rządź”, w latach dwudziestych ubiegłego wieku włączył Karabach do Azerbejdżanu. Parlament Górskiego Karabachu wystąpił więc ze skargą konstytucyjną do władz w Moskwie, które w lutym 1988 r. skargę odrzuciły. W odpowiedzi na nasze pokojowe kroki w dniach 27 – 29 lutego w mieście Sumgait w Azerbejdżanie doszło do masakry Ormian. Według radzieckich danych zginęło 26 Ormian i 6 Azerów. Według danych niezależnych Azerowie zabili kilkuset Ormian. Wielu spalono żywcem, gwałcono małe dziewczynki, zabijano starców. Do kolejnych pogromów doszło w Kirowabadzie i w 1990 r. w Baku. Podczas wielotysięcznych wieców w całym kraju Azerowie wzywali do mordowania Ormian. W efekcie w czasie kilku miesięcy uciekło z Azerbejdżanu 380 tys. Ormian, a do 1991 r. zostało wysiedlone lub zmuszone do ucieczki kolejne kilkadziesiąt tysięcy. Tak więc zaledwie w trzy lata swoje domy na zawsze opuściło blisko 450 tys. Ormian i nasza diaspora w Azerbejdżanie właściwie przestała istnieć. Azerowie zapomnieli, jak duże zasługi wnieśli Ormianie w rozwój ich kraju. Gdy w XIX wieku nad Morzem Kaspijskim zaczęto wydobywać ropę, Baku stało się ważnym ośrodkiem przemysłu. Mieli w tym swój udział przede wszystkim Rosjanie, Ormianie, Polacy, a także przedstawiciele wielu europejskich narodów (na kaspijskiej ropie zbił fortunę Alfred Nobel), a w niewielkim stopniu sami Azerowie.
– Gdy wydawało się, że konflikt ormiański-azerski przycichł, w 2004 roku w Budapeszcie, podczas szkolenia NATO, oficer armii azerbejdżańskiej zabił oficera armii armeńskiej.
– To było szkolenie w ramach „Partnerstwa dla pokoju”. Azer Ramil Safarow wszedł w nocy do pokoju ormiańskiego oficera Gurgena Margaryana i śpiącemu odrąbał głowę siekierą. Za swój czyn został skazany na dożywotnie więzienie. W tym samym czasie w Baku powstał komitet obrony Safarowa, który apelował do Azerów, żeby rodzice dawali nowo narodzonym chłopcom imię Ramil. Safarow nie siedział zbyt długo. Władze Węgier zgodziły się, żeby dalszą część kary zabójca odbył w Azerbejdżanie. 31 sierpnia 2012 roku wrócił do kraju. Tego samego dnia prezydent Alijew ułaskawił Safarowa, uznał za bohatera i stwierdził, że powinien być przykładem dla młodych ludzi, a 1 września morderca został awansowany z porucznika na majora.
– Niektóre źródła podają, że Safarowa wypuszczono za obietnicę wykupienia przez Azerbejdżan węgierskich obligacji na sumę około 2,5 miliarda dolarów. Inne mówią, że Budapeszt nie chciał drażnić Baku z uwagi na plany budowy gazociągu Nabucco, którym z Azerbejdżanuna na Węgry ma płynąć gaz.
– W internecie i w prasie można było także przeczytać doniesienia, że ktoś z węgierskich szczytów władzy wziął od Azerów wielkie pieniądze.
– Mówił pan, że dziś nie ma już diaspory ormiańskiej w Azerbejdżanie, ale w Górskim Karabachu nie ma też już Azerów.
– To prawda. Ale to nie my rozpoczęliśmy ten konflikt. Azerowie zabijali nasze kobiety i dzieci, więc trudno się dziwić, że ich rodacy porzucili swoje domy w Karabachu i wyjechali do Azerbejdżanu.
– Ostatnie sto lat było dla Ormian szczególnie tragiczne. Oprócz wspomnianych już masakr dokonanych przez Azerów były stalinowskie represje w czasie wielkiej czystki i przede wszystkim Rzeź Ormian (1915 – 1917), pierwsze w nowożytnej historii ludobójstwo dokonane przez Turków na ludności ormiańskiej.
– Na trzy miliony Ormian żyjących wówczas w imperium osmańskim zabito 1,5 miliona Ormian, a więc aż 50 proc. populacji. To skala nienotowana zapewne w całej historii. Nie zapominajmy też, że już w latach 1894 – 1896 Turcy zabili około 300 tys. Ormian.
– Co pana zdaniem zdecydowało o tym, że Turcy z taką nienawiścią zwrócili się właśnie przeciwko Ormianom?
– Myślę, że główną przyczyną było to, że na tych ziemiach Ormianie mieszkali od zawsze, czyli od blisko 5 tysięcy lat, gdy Turcy przywędrowali tu z Azji Centralnej, podbijając kolejne ziemie ogniem i mieczem. Proszę zobaczyć, że kilka lat później Turcy wypędzili 1,5 miliona Greków, którzy na wschodnim wybrzeżu Morza Egejskiego, Anatolii, w Poncie żyli prawie od 3 tysięcy lat. Żeby uzasadnić swoje prawa do jakiejś ziemi, najprościej jest usunąć z niej prawowitych mieszkańców.
– W ludobójstwie pomagali Turkom Kurdowie, którzy dziś są śmiertelnymi wrogami rządu w Ankarze.
– W historii często tak się zdarza. Dlatego zanim podniesie się rękę na drugiego człowieka lub inny naród, powinno się zastanowić, jakie to przyniesie konsekwencje, czy kiedyś los za to nie odpłaci. Niestety, ludzie rzadko wyciągają wnioski z tragicznych lekcji, które daje nam historia, i dlatego tak często popełniają nowe zbrodnie.
– Turcja nadal nie chce uznać rzezi sprzed stu lat za ludobójstwo.
– Ale zrobiła to większość cywilizowanego świata. Jako pierwszy uczynił to Urugwaj. Polski Sejm w 2005 r. uznał, że mordowanie Ormian w Turcji w czasie pierwszej wojny światowej było ludobójstwem. We Francji każdy, kto publicznie dopuszcza się kłamstwa negującego ludobójstwo Ormian, popełnia przestępstwo.
– Od wielu lat Turcja stara się o przyjęcie do Unii Europejskiej. Prócz spełnienia warunków ekonomicznych musi jednak sprostać kryteriom, które są wyznacznikiem demokratycznego państwa prawa, na co na razie się nie zanosi. Czy pana zdaniem Armenia będzie przeciwna przyjęciu Turcji do Unii?
– Lepiej mieć za sąsiada członka Unii Europejskiej niż kraj, który jest nieprzewidywalny w swoich zachowaniach. Przed laty było to państwo niedemokratyczne, w którym decydujące znaczenia miała armia. Dziś Turcja powoli się demokratyzuje, ale pojawiają się kolejne zagrożenia w postaci fundamentalizmu islamskiego. Unijne standardy w dłuższej perspektywie zapewne wpłynęłyby na zahamowanie różnych ekstremizmów i sprawiły, że Turcja mogłaby się kiedyś stać pozbawionym agresji sąsiadem.
– W minionym stuleciu na Armenię spadały ciosy nie tylko ze strony sąsiadów, ale także żywiołów. Trzęsienie ziemi z 7 grudnia 1988 r. zebrało straszliwe żniwo.
– W XX wieku Armenię dotknęły cztery wielkie trzęsienia ziemi. To z 1988 r. było chyba najgorsze. Ponad 25 tysięcy zabitych, 15 tysięcy rannych, przeszło pół miliona bez dachu nad głową, straty materialne przekraczające 17 miliardów dolarów. Jak na niewielki kraj, te liczby muszą robić wrażenie. Ale na szczęście szybko się podnieśliśmy i dziś jedyne ślady, jakie pozostały po tamtym trzęsieniu ziemi, są w naszych sercach.
– Ormianie obok Żydów i Irlandczyków należą do tych narodów, gdzie w diasporze żyje znacznie więcej ludzi niż w ojczyźnie.
– To wynika z naszej burzliwej historii. Gdy w Armenii żyje nas niewiele ponad 3 miliony, to za granicą ponad 11 milionów. W Polsce ormiańska diaspora nie jest specjalnie liczna (około 50 tys. ludzi), ale za to jej historia jest niezwykle bogata i długa. Pierwsi Ormianie zamieszkali w Polsce już na początku XII wieku. W XV w. największe skupiska występowały we Lwowie i Kamieńcu Podolskim. Wtedy też otrzymaliśmy od króla polskiego przywileje, które gwarantowały nam sporą autonomię. Ostatnia fala ormiańskich emigrantów osiedliła się w Polsce po rozpadzie Związku Radzieckiego 20 lat temu.
– Ormiańska diaspora nieraz dawała dowód na to, że ojczyzna może na nich liczyć.
– To prawda, ale Ormianie przede wszystkim nigdy nie zapominali o kraju, który udzielił im gościny. Polscy Ormianie zawsze byli lojalnymi obywatelami i polskimi patriotami. Wnieśli też spory wkład w polską kulturę i naukę. Wystarczy, że przypomnę, iż ormiańskie korzenie mają: Teodor Axentowicz, Anna Dymna, Zbigniew Herbert, Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Jerzy Kawalerowicz, Ignacy Łukasiewicz, Krzysztof Penderecki, Grzegorz Piramowicz, Juliusz Słowacki, Szymon Szymonowic.