Czy to by wypadało
Rozdział 10
Adolf Hitler był jednym z największych zbrodniarzy w dziejach świata. Do dziś traktowany jest jako archetyp zła, diabeł w ludzkiej skórze. Kierowana przez niego III Rzesza dokonała zbrodni na olbrzymią skalę. Jej ofiarą padły miliony ludzi, między innymi europejscy Żydzi uduszeni w komorach gazowych. Nasuwa się więc pytanie, czy zawarcie sojuszu z takim „partnerem” nie skompromitowałoby Polski po wsze czasy?
Tak właśnie sądzi większość historyków i publicystów – niezależnie od ich sympatii politycznych – którzy pisali o podobnej możliwości. Na przykład Tomasz Łubieński, starając się w 2009 roku odpowiedzieć na pytanie, czy siedemdziesiąt lat wcześniej należało „bić się czy nie bić” z III Rzeszą, pisał: „Przymierze z Hitlerem skończyłoby się dla Polski nie tylko klęską, ale i hańbą współudziału w walce z całą cywilizacją europejską, do której Polacy przecież się poczuwali. Ów związek to, dzięki Bogu, tylko perwersyjna, alternatywna fikcja historyczna”.
Powtórzę jeszcze raz: Łubieński to publicysta znany z niezwykle trzeźwej oceny powstania warszawskiego, który oceniając ten zryw, odrzucał argumenty emocjonalne na rzecz trzeźwego myślenia i twardej logiki. Tym razem jednak sięga właśnie po emocje. „Hańba”, „perwersja” – takich słów w eseju Łubieńskiego 1939. Zaczęło się we wrześniu jest znacznie więcej. Pokazuje to, jak delikatnej i niezwykle drażliwej materii dotykamy, rozważając możliwość sojuszu z Niemcami.
Naturalnie przymierze z Hitlerem byłoby bardzo nieprzyjemne. Trudne i wątpliwe moralnie. Tyle że omawiamy sprawę, która leży w domenie polityki, a ta – jak pisał Jerzy Giedroyc – stanowi najbardziej niemoralną dziedzinę ludzkiej aktywności. To, co teraz napiszę, może być dla wielu Polaków szokujące: zadaniem władz państwowych nie jest wcale obrona „narodowego honoru”, jak się zdawało Beckowi, władze państwowe nie mają też być nieskazitelnie czyste, prawe, cnotliwe i przyzwoite. Władze państwowe mają walczyć o interes narodowy. Robić wszystko, by zapewnić swojemu państwu i swoim obywatelom bezpieczeństwo.
Świetnie to rozumieją inne narody europejskie, zwłaszcza Niemcy i Francuzi, a już szczególnie Brytyj- czycy. Słabo rozumieją to Polacy. Jeszcze raz przytoczę tu słowa Winstona Churchilla, które stały się mottem tej książki: „Polacy mają wszelkie przymioty oprócz zmysłu politycznego”. To przecież brytyjscy dyplomaci najbardziej dziwili się Beckowi, gdy w 1939 roku przyjął złożoną przez nich ofertę sojuszu i zdecydował się na konfrontację z III Rzeszą. Otwarcie przyznawali, że oni nigdy nie zrobiliby czegoś tak lekkomyślnego.
Niech więc będzie i tak, że sojusz z III Rzeszą oznaczałby dla nas hańbę. Proszę wybaczyć, ale „zhańbienie” Polski przez pułkownika Józefa Becka i marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego wydaje mi się dość małą ceną za uratowanie ojczyzny przed niszczącym sowiecko-niemieckim najazdem, olbrzymimi stratami w ludności, wymordowaniem elit, spustoszeniem kraju, utratą połowy terytorium i niepodległości na pół wieku. Lepiej było się „zhańbić”, niż narazić naród i państwo na to wszystko.
Tak naprawdę jednak wydaje się, że ta „hańba” nie byłaby wcale znowu tak olbrzymia, jak przedstawiają to nasi patriotycznie poprawni (myślę, że to wymyślone na potrzeby tej książki określenie dobrze oddaje istotę postawy, o której mowa) historycy i publicyści. Przypomnijmy bowiem, że podczas drugiej wojny światowej Hitler wcale nie był osamotniony. Sprzymierzyły się z nim między innymi Włochy, Japonia, Węgry, Rumunia, Słowacja, Bułgaria, Finlandia, Chorwacja i Francja. Hiszpania, Irlandia i Szwecja zachowywały zaś przez kilka lat życzliwą wobec Rzeszy neutralność. W latach 1939 – 1941 aliantem Hitlera był zaś Związek Sowiecki.
U boku Niemców na froncie wschodnim bili się również: Łotysze, Estończycy, Ukraińcy, Rosjanie, Gruzini, Azerowie, Kozacy, Turkmeni, Hiszpanie, Belgowie, Holendrzy, Norwegowie, Duńczycy i przedstawiciele tuzina innych nacji. Do tego trzeba dodać tak bardzo pogardzanych przez Polaków Czechów, którzy ustąpili Hitlerowi, poddali się bez jednego wystrzału i spokojnie – idąc na dość spore ustępstwa – przetrwali całą wojnę.
Część z tych państw nie tylko sprzymierzyła się z Hitlerem taktycznie, tak jak winna była sprzymierzyć się Polska, ale również ideologicznie. I co? I nic. Jakoś wcale nie są „zhańbione po wsze czasy”. Wcale nie są dziś pariasami społeczności międzynarodowej. Przeciwnie – funkcjonują w niej zupełnie normalnie. Należą do ONZ, UNESCO, NATO, UE, Rady Europy i dziesiątek innych szacownych organizacji.
Nie są poddawane międzynarodowemu ostracyzmowi. Nie płacą nikomu odszkodowań. Nikt im nie wypomina „brudnego aliansu” z Adolfem Hitlerem. Mało tego, coraz mniej wypomina się to nawet samym Niemcom. Jeżeli zaś jakiś naród rzeczywiście stawiany jest obecnie pod pręgierzem za swoje rzekome winy z czasu drugiej wojny światowej, to są nim… Polacy.
Charakterystyczna jest opinia znawcy dyplomacji II Rzeczypospolitej Marka Kornata. Według niego, „gdyby Polska stała u boku Trzeciej Rzeszy, to naród polski byłby dzisiaj innym narodem, mającym inną psychologię, narodem z poczuciem winy, obciążonym traumatycznym doświadczeniem udziału w złej sprawie, które w naszych czasach –w okresie rosnącego znaczenia historii w życiu społeczeństw – nie pozwalałoby spoglądać we własną przeszłość z uczuciem słusznej satysfakcji. Pojednanie polsko-rosyjskie dzisiaj, tak bardzo pożądane i zarazem tak trudne, byłoby zapewne niemożliwe”.
Jak państwo widzą, historyk uderza w wysokie tony. Sporo w tym emocji, ale znacznie mniej sensu. Naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego bardziej traumatyczne dla narodu miałoby być to, że na kilka lat zawarł sojusz z nieprzyjemnym partnerem, niż to, że na jego ziemi dwaj okupanci niezwykle brutalnie zamordowali kilka milionów ludzi, w tym wiele kobiet i dzieci, a setki tysięcy deportowali. „Spojrzeć we własną przeszłość z uczuciem słusznej satysfakcji”? Ja z tego powodu żadnej satysfakcji nie czuję.
Najciekawszy jest jednak ostatni passus. Otóż według profesora Kornata, gdybyśmy poszli z Hitlerem na Sowiety, to niemożliwe byłoby dziś pojednanie polsko-rosyjskie. No cóż, wygląda na to, że żyjemy w innych rzeczywistościach. Wedle mojej wiedzy, choć przez całą wojnę dzielnie praliśmy się z Niemcami, a po 1941 roku kolaborowaliśmy z Sowietami, nasze obecne stosunki z Rosjanami są wręcz katastrofalne. Natomiast relacje między Moskwą i Berlinem kwitną, a pojednanie rosyjsko-niemieckie już dawno się dokonało. Chyba więc jednak nie od postawy z czasu drugiej wojny światowej to zależy.
Argumenty o kompromitacji, jaką miałby być dla Rzeczypospolitej alians z III Rzeszą, są całkowicie oderwane od historycznej rzeczywistości. Są raczej efektem emocji niż spokojnej analizy i namysłu. Sprawia to niestety wrażenie, że wysuwający je ludzie wierzą w obowiązującą na Zachodzie infantylną wizję drugiej wojny światowej, według której konflikt ten był starciem dobra ze złem. Dobro miały reprezentować demokracje zachodnie i ich sojusznicy, a zło Niemcy i ich sojusznicy.
Pozwolę więc sobie nieśmiało zapytać – a czy przypadkiem w tej wojnie udziału nie brał Związek Sowiecki? Mowa o reżimie o wiele bardziej totalitarnym i ludobójczym niż III Rzesza. Reżimie kierowanym przez Józefa Stalina, masowego mordercę, który dla Hitlera był niedościgłym mistrzem. Właśnie z tym reżimem bez mrugnięcia okiem związały się sojuszem zachodnie społeczeństwa demokratyczne: Brytyjczycy, Amerykanie, Wolni Francuzi, Kanadyjczycy, Nowozelandczycy, Australijczycy, Norwegowie, a także Jugosłowianie, Chińczycy, narody Ameryki Południowej itd.
I jakoś mieszkańcy tych krajów nie mają żadnego problemu z tym, że – cytując Marka Kornata – „brali udział w złej sprawie”. Mimo aliansu ze Stalinem „spoglądają również we własną przeszłość z uczuciem słusznej satysfakcji”. Gdyby ktoś próbował dziś powiedzieć w Londynie czy w Waszyngtonie, że sojusz ze Stalinem był niemoralny i splamił honor obu narodów po wsze czasy, uznano by go za szaleńca. Oczywiście bolszewizm był paskudny, usłyszałby, ale trzeba było się z nim związać, aby wygrać drugą wojnę światową i pokonać Hitlera.
Taki sam pogląd mam w sprawie naszych tragicznych wyborów w roku 1939. Tylko odwrotny. Oczywiście, że hitleryzm był paskudny, ale należało się z nim związać, aby wygrać drugą wojnę światową i uniknąć politycznej katastrofy oraz hekatomby naszych obywateli. Ostatni wielki światowy konflikt był konfliktem „brudnych aliansów”. W sytuacji, w której Hitler i Stalin stanęli po przeciwnych stronach barykady, żadne państwo biorące udział w działaniach wojennych nie mogło pozostać „czyste”. Każde musiałoby się związać z którymś z ludobójczych reżimów.
I tu docieramy do najbardziej drażliwej sprawy. Również Polska, która przez całą wojnę walczyła w koalicji antyniemieckiej, nie zachowała cnoty. My także – od podpisania 30 lipca 1941 roku układu Sikorski – Majski aż do 26 kwietnia