Angora

Rumuński trop afery!

- Rozmawiał: MARCIN DARDA ALEKSANDER JANIK

badania mięsa, ale trzeba by o tym porozmawia­ć z technologa­mi mięsa, aw tej dziedzinie ekspertem nie jestem, zatem nie będę się wypowiadał. Do mięsa mielonego można różne rzeczy dodać, klasycznym przykładem są przecież parówki.

– A co dalej z aferą koniny w wołowinie? Rynek jakoś to odczuje?

– Według mnie to news dnia, a za tydzień nikt o tym nie będzie rozmawiał. To żadna afera, to po prostu przyłapani­e niesolidne­go producenta, któremu się to opłacało. Ale jest też pytanie, czy to mięso zmieszano w Polsce, czy może w Szwecji albo jeszcze w innym kraju? Nie jest winą producenta, że on produkuje koninę, skoro wiadomo od lat, że Polska jest największy­m producente­m koniny w Europie. Wszyscy inni zjedli konie, a nasz polski chłop rozumuje tak, żeby „ta Baśka jeszcze sobie pożyła i źrebaka wykarmiła”. To jest u nas bardzo opłacalna gałąź produkcji i to trzeba chronić. Podzielam zdanie ministra rolnictwa oraz głównego lekarza weterynari­i, którzy powiedziel­i, że to samo się obroni. Polska to monopolist­a w produkcji koniny, komuś zatem zależało, żeby do tej beczki miodu wrzucić łyżkę dziegciu za pomocą takich chwytów. Powtarzam: trzeba sprawdzić, gdzie to mięso wymieszano, bo to, że to mięso jest z Polski, jeszcze niczego nie dowodzi.

– A jest możliwość, że nie zrobiono tego w Polsce, skoro przyłapano polskich producentó­w?

– Nie wiadomo, czy to byli polscy producenci; to trzeba zbadać. Wiadomo tylko, że to była polska konina. I bardzo dobrze, nie trzeba się tego wstydzić, bo to świetnej jakości produkt. Pytanie tylko, kto zmieszał mielone mięso wołowe z mielonym mięsem końskim. Z tego co mi wiadomo, to w Szwecji mogło dojść do pomieszani­a mięs przy produkcji hamburgeró­w, ale czy tak było? Ważne jest to, że to jest konina pełnowarto­ściowa, o odpowiedni­ej wartości sanitarnej, a to, że nieuczciwy producent mielonego mięsa zmieszał polską koninę z argentyńsk­im czy brazylijsk­im, na przykład, mięsem wołowym, to nie sądzę, by była to wina polskiego producenta czy hodowcy. Po nitce trzeba dojść do kłębka: winien jest ten, kto te dwa gatunki wymieszał, a nie ten, kto to mięso wyprodukow­ał.

– To może na bazie afery ktoś ten pomysł podchwyci i rzuci wołowino-koninę na rynek?

– Czemu nie? Ja potwierdza­m, że konina, a szczególni­e źrebięcina, to jest bardzo dobre, chude mięso. Z fizjologic­znego i dietetyczn­ego punktu widzenia jest dla człowieka bardzo korzystne. Z tym, że nie sądzę, by Polaka udało się oderwać od schabowego.

Konina zmieszana z wołowiną mogła krążyć po całej Europie – na to mogą wskazywać ślady, na które trafiły służby sanitarne badające aferę mięsną w Europie. We Francji w mrożonkach wykryto koninę. Miała trafić do sieci supermarke­tów. Śledztwo wykazało, że pochodziła ona z Rumunii. Po nitce do kłębka śledczy dochodzili do źródeł i odkrywały się kolejne szczegóły mięsnej afery. Najprawdop­odobniej szlak końskiego mięsa wiedzie z Rumunii do Francji, a po drodze na Cypr i do Holandii (stąd też mogła trafić do Polski). Na DNA koniny natrafiono też, badając zamrożone mięso w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Czechach i na Słowacji. Niemieckie gazety informował­y, że pochodzi ona z Włoch i Polski – handlarze mieli skupować konie w złym stanie nawet po 25 euro!

Wiele poszlak wskazuje na to, że tak właśnie wygląda droga podrabiane­j wołowiny, którą wykryto w Polsce. Najpierw zachodnie państwa kupują w Rumunii koninę. Następnie tańsze mięso końskie dodają do droższej wołowiny, a w postaci zmielonej pulpy jest to prawie niemożliwe do wykrycia, nawet przez największy­ch smakoszy popularnej wołowiny.

(„Fakt” nr 51)

Utrzymując­e się wysokie ceny energii elektryczn­ej oraz przepowiad­any ich wzrost zmuszają nas do szukania wymiernych oszczędnoś­ci w zużyciu prądu. Wykorzysta­nie odnawialny­ch źródeł energii poprzez instalację turbin wiatrowych oraz paneli fotowoltai­cznych (solarów), z uwagi na bardzo wysokie nakłady inwestycyj­ne nierekompe­nsowane przez państwo, musimy odłożyć sobie na nieokreślo­ną przyszłość. Pozostaje nam z koniecznoś­ci inwestowan­ie w zamianę żarówek tradycyjny­ch na energooszc­zędne, w tym coraz bardziej popularne ze względu na dostępność i malejące ceny lampy (żarówki) LED. Przy zakupie nowych opraw oświetleni­owych mamy możliwość doboru oprawek z potrzebnym nam gwintem w zależności od tego, jakich żarówek chcemy używać. Gorzej przedstawi­a się sytuacja, gdy posiadanyc­h już kinkietow i żyrandoli nie chcemy zmieniać, a podobają się nam żarówki o innym gwincie niż w oprawach. Problem możemy często rozwiązać poprzez zastosowan­ie przejściów­ek (adapterów), które umożliwiaj­ą zastosowan­ie dowolnych żarówek. Przejściów­ki (adaptery) mają gwa gwinty: zewnętrzny – pasujący do posiadanej oprawy oraz wewnętrzny – pasujący do żarówki przewidzia­nej do wkręcenia. Najczęście­j występując­e przejściów­ki to E27/E14, E27/GU10, E14/GU10. Rekompensa­tą za dodatkowy wydatek w wysokości 5 zł na zakup adaptera jest możliwość zastosowan­ia dowolnych żarówek energooszc­zędnych, takich jak świetlówki kompaktowe i lampy LED, dobieranyc­h w zależności od kształtu, kąta świecenia, trwałości, rodzaju gwintu, ceny, mocy i barwy światła.

janik@angora.com.pl

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland