Zrobiłem swoje
Rozmowa z KAMILEM STOCHEM, mistrzem świata na dużej skoczni
– Mistrzostwo świata to spełnienie marzeń. Jakie pan będzie miał wspomnienia z tego konkursu?
– Zdążyłem trochę ochłonąć i zaczynam czuć, że z tego wszystkiego aż boli mnie głowa. To był piękny dzień. Wszystko ułożyło się tak, jak chciałem. Obydwa skoki były bardzo dobre, jedne z najlepszych w tym sezonie. W rywalizacji na najwyższym poziomie, z tymi wszystkimi przelicznikami... Cieszę się ogromnie!
– Cały dzień układał się brze?
– Nie, bo kiepsko spałem, budziłem się w nocy i miałem dziwne sny. W ciągu dnia działo się jednak coraz lepiej z każdą chwilą.
– Wygrał pan z ogromną przewagą. Właściwie rozniósł pan resztę towarzystwa w pył.
– Dzięki! Zrobiłem swoje. Oddałem normalne, dobre skoki i to wystarczyło. Widziałem, że jeśli skoczę tak, jak mnie stać, to nieważne, jakie zajmę miejsce. Najważniejsze to zrobić, co w mojej mocy.
– Pierwszy skok dał panu komfort psychiczny?
– Częściowo tak, chociaż nie zwracałem uwagi na przewagę. W skokach można roztrwonić i dwadzieścia punktów. Skupiałem się na tym, co mam zrobić.
– Od sędziów dostał pan prawdziwie mistrzowskie noty, bo po pierwszym skoku była nawet dwudziestka.
– Rozmawiałem o tym z Andersem Jacobsenem przed chwilą. Chyba pierwszy raz w życiu mi się to zdarzyło.
– Po drugim skoku od razu cieszył się pan ze złotego medalu czy tylko z medalu?
– Cieszyłem się, po prostu. Nie wiedziałem, czy zdobędę medal. Słyszałem z góry krzyk tłumu po długich skokach. Zresztą mieszali z belkami i wszystko się zmieniało.
– Na dole porwali pana na ramiona koledzy.
– To było super. Chyba całe życie na to czekałem. Żeby moi koledzy mnie tak ponieśli i cieszyli się razem ze mną. To nasz wspólny sukces.
– Teraz będą mówić do pana „mistrzu”?
tak do- – nie będzie się czuł w samolocie jak zamknięty scyzoryk. Na szczęście stać go już na luksus podróżowania w dobrych warunkach. Z pewnością w bagażu tenisisty nie znajdzie się żaden talizman, bo takich po prostu on nie ma. – Syn jest do bólu racjonalistą i wierzy tylko we własne umiejętności – przyznaje jego mama.
– Mam nadzieję, że nie, bo będę lał po głowach. Chcę pozostać tym samym gościem, co przed konkursem. Wiem, że sukces nie trwa wiecznie.
– Da się porównać konkurs w Predazzo z jakimkolwiek innym momentem w pana karierze? – Chyba nie. Nie wydaje mi się... – Porównania do Adama Małysza były dla pana obciążeniem, ale dzisiaj znowu okazuje się, że wasze kariery się splatają. Właściwie sam pan prowokuje takie porównania.
– Nie będę z tym walczył. To się stało nawet miłe. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, że muszę być drugim Adamem i osiągnąć takie sukcesy jak on. To się nie uda, bo zabraknie mi czasu.
– Na razie wygląda pan na oszołomionego.
– Bo tak jest. Czuję się, jakbym dostał czymś w głowę. – Złotym medalem... – Chyba tak. – Kiedy ostatni raz Polak zostawał mistrzem świata, czyli Małysz w Sapporo, wybiegł pan gratulować mu, właściwie zanim się zatrzymał.
– Tym bardziej teraz, kiedy zobaczyłem chłopaków biegnących do mnie... Nie wiem, jak to opisać. Nie było łez, ale zacząłem krzyczeć. W ten sposób wyszły ze mnie emocje.
– Pierwsze zwycięstwo w tym sezonie i od razu tytuł mistrza świata.
– Też sobie o tym pomyślałem. Musiałem poczekać, ale było warto.
– Gdyby w kolejnym sezonie miał pan wygrywać raz, to jest taki jeden konkurs, w Soczi...
– Raz, a dobrze! Zobaczymy...
Jerzyk bardzo się cieszy na wyjazd do USA, bo w karierze seniorskiej niczego tam jeszcze nie osiągnął. Nigdy też nie startował w wielkim turnieju w Indian Wells, zaliczanym do zawodów ustępujących rangą jedynie Wielkiemu Szlemowi. Jednak nie tylko względy sportowe mają wpływ na dobre samopoczucie Jurka. W kalifornijskim Indian Wells czeka przecież na niego także słońce i temperatura 24 st. C. Dzięki temu zapomni od razu o smutnej i męczącej polskiej zimie, której po prostu nie lubi.
Niedawno pisaliśmy, że Jerzyk podpisał umowę marketingową ze słynną firmą Lagardere Unlimited. Pierwszym efektem tej współpracy może być pozyskanie jako jednego ze sponsorów naszego tenisisty firmy Adidas.
„Angora” kibicuje karierze Jerzego Janowicza – wspólnie zaciskajmy kciuki za jego dalsze zwycięstwa. Zapraszamy naszych czytelników do wspólnego redagowania naszej rubryki – „ Fanklubu Jerzyka” – na http://www.facebook.com/Fani Jerzyka.