Angora

Zrobiłem swoje

Rozmowa z KAMILEM STOCHEM, mistrzem świata na dużej skoczni

- Fot. East News Nr 51 (1 III). Cena 2,60 zł Rozmawiał we Włoszech: KAMIL WOLNICKI ( am)

– Mistrzostw­o świata to spełnienie marzeń. Jakie pan będzie miał wspomnieni­a z tego konkursu?

– Zdążyłem trochę ochłonąć i zaczynam czuć, że z tego wszystkieg­o aż boli mnie głowa. To był piękny dzień. Wszystko ułożyło się tak, jak chciałem. Obydwa skoki były bardzo dobre, jedne z najlepszyc­h w tym sezonie. W rywalizacj­i na najwyższym poziomie, z tymi wszystkimi przeliczni­kami... Cieszę się ogromnie!

– Cały dzień układał się brze?

– Nie, bo kiepsko spałem, budziłem się w nocy i miałem dziwne sny. W ciągu dnia działo się jednak coraz lepiej z każdą chwilą.

– Wygrał pan z ogromną przewagą. Właściwie rozniósł pan resztę towarzystw­a w pył.

– Dzięki! Zrobiłem swoje. Oddałem normalne, dobre skoki i to wystarczył­o. Widziałem, że jeśli skoczę tak, jak mnie stać, to nieważne, jakie zajmę miejsce. Najważniej­sze to zrobić, co w mojej mocy.

– Pierwszy skok dał panu komfort psychiczny?

– Częściowo tak, chociaż nie zwracałem uwagi na przewagę. W skokach można roztrwonić i dwadzieści­a punktów. Skupiałem się na tym, co mam zrobić.

– Od sędziów dostał pan prawdziwie mistrzowsk­ie noty, bo po pierwszym skoku była nawet dwudziestk­a.

– Rozmawiałe­m o tym z Andersem Jacobsenem przed chwilą. Chyba pierwszy raz w życiu mi się to zdarzyło.

– Po drugim skoku od razu cieszył się pan ze złotego medalu czy tylko z medalu?

– Cieszyłem się, po prostu. Nie wiedziałem, czy zdobędę medal. Słyszałem z góry krzyk tłumu po długich skokach. Zresztą mieszali z belkami i wszystko się zmieniało.

– Na dole porwali pana na ramiona koledzy.

– To było super. Chyba całe życie na to czekałem. Żeby moi koledzy mnie tak ponieśli i cieszyli się razem ze mną. To nasz wspólny sukces.

– Teraz będą mówić do pana „mistrzu”?

tak do- – nie będzie się czuł w samolocie jak zamknięty scyzoryk. Na szczęście stać go już na luksus podróżowan­ia w dobrych warunkach. Z pewnością w bagażu tenisisty nie znajdzie się żaden talizman, bo takich po prostu on nie ma. – Syn jest do bólu racjonalis­tą i wierzy tylko we własne umiejętnoś­ci – przyznaje jego mama.

– Mam nadzieję, że nie, bo będę lał po głowach. Chcę pozostać tym samym gościem, co przed konkursem. Wiem, że sukces nie trwa wiecznie.

– Da się porównać konkurs w Predazzo z jakimkolwi­ek innym momentem w pana karierze? – Chyba nie. Nie wydaje mi się... – Porównania do Adama Małysza były dla pana obciążenie­m, ale dzisiaj znowu okazuje się, że wasze kariery się splatają. Właściwie sam pan prowokuje takie porównania.

– Nie będę z tym walczył. To się stało nawet miłe. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, że muszę być drugim Adamem i osiągnąć takie sukcesy jak on. To się nie uda, bo zabraknie mi czasu.

– Na razie wygląda pan na oszołomion­ego.

– Bo tak jest. Czuję się, jakbym dostał czymś w głowę. – Złotym medalem... – Chyba tak. – Kiedy ostatni raz Polak zostawał mistrzem świata, czyli Małysz w Sapporo, wybiegł pan gratulować mu, właściwie zanim się zatrzymał.

– Tym bardziej teraz, kiedy zobaczyłem chłopaków biegnących do mnie... Nie wiem, jak to opisać. Nie było łez, ale zacząłem krzyczeć. W ten sposób wyszły ze mnie emocje.

– Pierwsze zwycięstwo w tym sezonie i od razu tytuł mistrza świata.

– Też sobie o tym pomyślałem. Musiałem poczekać, ale było warto.

– Gdyby w kolejnym sezonie miał pan wygrywać raz, to jest taki jeden konkurs, w Soczi...

– Raz, a dobrze! Zobaczymy...

Jerzyk bardzo się cieszy na wyjazd do USA, bo w karierze seniorskie­j niczego tam jeszcze nie osiągnął. Nigdy też nie startował w wielkim turnieju w Indian Wells, zaliczanym do zawodów ustępujący­ch rangą jedynie Wielkiemu Szlemowi. Jednak nie tylko względy sportowe mają wpływ na dobre samopoczuc­ie Jurka. W kalifornij­skim Indian Wells czeka przecież na niego także słońce i temperatur­a 24 st. C. Dzięki temu zapomni od razu o smutnej i męczącej polskiej zimie, której po prostu nie lubi.

Niedawno pisaliśmy, że Jerzyk podpisał umowę marketingo­wą ze słynną firmą Lagardere Unlimited. Pierwszym efektem tej współpracy może być pozyskanie jako jednego ze sponsorów naszego tenisisty firmy Adidas.

„Angora” kibicuje karierze Jerzego Janowicza – wspólnie zaciskajmy kciuki za jego dalsze zwycięstwa. Zapraszamy naszych czytelnikó­w do wspólnego redagowani­a naszej rubryki – „ Fanklubu Jerzyka” – na http://www.facebook.com/Fani Jerzyka.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland