Angora

W drodze do końca nocy

-

Miałem sen. Nie tak szlachetny jak Martin Luther King, ale też piękny. Przyśniła mi się dziewczyna o długiej szyi, drobnej głowie i zielonych oczach koloru rzeki, którą płynęła mała łódka. Pachniała słońcem. Była moją przestrzen­ią i moim balansem. Zawiesiła mi na szyi girlandy z kwiatu jaśminu i szepnęła: Jestem Myanmar, musisz się we mnie zanurzyć, zniknąć na tydzień, miesiąc, rok. Musisz. To sen mojej pani Aung, a jak wiesz, jej sny w końcu budzą się w moim kraju, kiedy po 50 latach wychodzimy z nocy. w której Hackman wykonał najwspania­lszy w historii kina striptiz. Myanmar – tam musi być ciepło. Zacząłem się rozbierać: kurtka, polar, koszula... I dobrze, bo po 6 godzinach lotu Doha przywitała mnie falą ciepła. Miałem dwa dni postoju przed finalnym skokiem w ramiona Birmy. Stanąłem w kolejce po katarską wizę. Za 30 dolarów ten bogaty, szczęśliwy kraj sprzedawał swe wdzięki. Kupiłem je i w czystym – wydawało się – hotelu Fuda napotkałem gościnne karaluchy, biegające po łazience. Nie pierwsze i nie ostatnie, z którymi spędzam noc. pustyni między starą egzotyczną Dohą a tą nową, wyniosłą strzelisty­mi bryłami najnowocze­śniejszych budowli sięgającym­i bezchmurne­go nieba.

Usiadłem na nadmorskie­j plaży. Każdy ma swoją piaskownic­ę albo swój piaskowy dół. Gonisz motyla... Pięknego motyla. I nagle wydma, pustynia, dół. Wpadasz w ten dół, a w nim kobieta z wydm, jak ta z głośnej książki Abe Kobo. Jego bohater w pogoni za motylami wpadł do piaskowej jamy, z której nie ma wyjścia. I resztę życia spędził w dole z przygodną kobietą, co żyła tam i pra-

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland