Jak być kobietą (lub mężczyzną)
Feministki wmówiły już wszystkim, że faceci – szczególnie w Polsce – do niczego się nie nadają i że zrobić coś wartościowego można tylko z kobietami. Mężczyźni się w zasadzie z tym zgodzili, do tego stopnia, że oglądają się głównie na dziewczyny, a nie na siebie nawzajem (choć – jak wiadomo – nie wszyscy).
A jednak w tym feminizmie coś się nie zgadza: okazuje się, że kobiety też się nie nadają i nie spełniają oczekiwań feministek! Czasem zachowują się nawet gorzej niż mężczyźni, np. czytają ogłupiające pisma kobiece, podczas gdy mężczyźni chociaż tego nie robią. Profesor Magdalena Środa we Wprost zrobiła przegląd kilkudziesięciu (!) takich tytułów pism i doszła do wniosku, że ich czytelniczki lubią być traktowane jak kretynki. Porady typu „ Straciłaś pracę? Zacznij jeździć na rolkach lub zapisz się na kurs hiszpańskiego” to w tych pismach norma. Prof. Środa zwraca uwagę na to, że kobieta jest tam towarem w stopniu większym niż w pismach dla mężczyzn: „ Modelki w kolorowych pismach nigdy nie są podpisane nazwiskiem, a pod ich zdjęciami znajdują się nazwy agencji, adresy sklepów, a nawet ceny produktów. (…) Wzory tego, kim kobieta powinna być według producentów kosmetyków, farmaceutów, wizażystów i rzeszy psychologów”.
Psycholog np. radzi kobietom tak: „ Niepowodzenie jest jak cytryna, którą wręcza nam los. Można się krzywić, płakać albo dodać cukru i… zrobić lemoniadę”.
Profesor Środa woli zrobić z nich miazgę. Tylko z kim w tej sytuacji będzie ratować świat przed męską dominacją?
Według Newsweeka jest jeszcze gorzej. „ Coraz więcej wykształconych Polek świadomie wybiera życie utrzymanki”. Na ten temat znowu wypowiadają się psycholodzy, ale jacyś inni. „ Sprzedaje się za pieniądze, by mieć na mieszkanie, lepszy samochód, markowe rzeczy, wyjazdy” – mówi ekspertka, psycholożka i seksuolożka kliniczna o innej psycholożce. Psychologia okazuje się wąską specjalizacją. Ta druga wie wszystko o sobie przecież równie dobrze, jest wykształcona tak samo i potrafi sama się zanalizować we własnym zakresie bez dodatkowej ekspertki. „ Potrafię prowadzić długie, fascynujące dysputy” – zapewnia w Newsweeku. „ O wszystkim, o czym potrafi rozmawiać kobieta z klasą: o alterglobalizmie i feminizmie”.
Feministyczna wizja świata potwierdza się tu w jednym: ciągle faceci mają pieniądze i utrzymują kobiety, nawet tak bardzo wartościowe (?!), które pomimo tego są bez pieniędzy, co jest niesprawiedliwe. Tym bardziej że nie wiemy nic o przypadkach odwrotnych: utrzymywania przez bogate kobiety równie wartościowych (?!) mężczyzn. Jeśli jednak to jest feminizm, to znany jest on na świecie wcześniej od wszystkiego innego; mawia się nawet często, że to najstarsze zajęcie w dziejach.
Państwo jest teraz jednak równie wykształcone jak te kobiety i też zacznie korzystać z ich ciał! Jak pisze Gazeta Wyborcza w artykule „ Sex, drugs & PKB”: „Od przyszłego roku kraje Unii Europejskiej będą doliczały do swego PKB dochody z prostytucji, sprzedaży narkotyków i przemytu (…). Nasz PKB powiększy się w ten sposób o blisko 16 mld złotych”. Państwu na tym bardzo zależy, dzięki temu spadnie nasz dług publiczny.
W jaki sposób oszacować te dochody? „ Metodologia się wykuwa”. Okazuje się, że im więcej będzie sponsorowanych, świadomych swej wartości kobiet, wszystkim będzie nam łatwiej finansowo. W zasadzie każdy świadomy obywatel powinien do wzrostu PKB się przyczyniać i ten sektor zasilać. A potem koniecznie się z tym zgłosić do urzędu statystycznego.
Gdzie te czasy, kiedy na to, by mieć owo „ mieszkanie, lepszy samochód, markowe rzeczy, wyjazdy” w ogóle nie było żadnych widoków, i nawet nie próbowano zdobywać ich w taki sposób, jak obecne świadome swej wartości kobiety. Wtedy bowiem nikt nie znał swej wartości, a było to w PRL. Wtedy to nie można się było dorobić na niczym, nawet na swoim ciele.
Korzystając z okazji, że 40 lat temu, w roku 1973, średnie wynagrodzenie wynosiło dokładnie tyle samo, co dziś: 2,8 tysiąca miesięcznie, Newsweek zestawia listę zakupów. Wszystko było dużo droższe niż dziś! Cukier i mąka trzy razy, samochód Fiat 125 p kosztował 160 tysięcy i do tego w ogóle nie było go w wolnej sprzedaży. Ceny piwa były zbliżone do dzisiejszych, ale już wódka kosztowała aż 65 złotych. Pralki były droższe dziesięć razy, a lodówki – sześć.
Ciekawa rzecz, że PRL pamięta się raczej jako tani kraj: wiele w nim nie było, ale na to, co było, wszystkich było stać. Zestawienie Newsweeka to spore zaskoczenie.
Mylące może w nim być jedno: nieuwzględnienie ceny mieszkań. Teraz mieszkania są drogie niebotycznie, a wówczas jakoś dało się to opędzlować udawaną spółdzielnią mieszkaniową.
Żywność przez ten czas zrobiła się tania, bo jest jakaś modyfikowana i sztuczna (prawdziwe szynki to były wtedy, kiedy ich nie było!). A taniego mieszkania zmodyfikowanego genetycznie nikt dotąd nie wymyślił, a przecież dopiero by się przydało.
Wiele produktów sprzedawanych jako żywność nadaje się od razu na śmieci i w PRL-u nic by to nie kosztowało. Niedługo zresztą produkty te jako śmieci będą kosztować drożej niż jako żywność.
Na nurtujące wielu Polaków pytanie, co zrobić ze śmieciami, odpowiedź więc brzmi: najlepiej sprzedawać je w supermarkecie. Tygodnik Sieci zestawia „ paradę absurdów śmieciowych”, z których najbardziej spodobała nam się segregacja w gminie Byczyna, gdzie poinformowano mieszkańców, że „ do worków z napisem SZKŁO nie wrzucamy szkła. Są to worki zastępcze, do których należy wrzucać metal/aluminium lub papier/tekturę”. W PRL-u tak wyglądały kartki na cukier, które były na rajstopy.
Publikując informacje śmieciowe, tygodnik Sieci uważa nawet, że „w tym roku najgorętszym tematem rozmów są śmieci”, ale trudno uwierzyć, że sam wierzy w to, co pisze. Równocześnie bowiem za „ największy sukces w III RP” pismo uznaje fakt, że Telewizja Trwam „ wyrwała jedno miejsce na multipleksie”, a jako „ naprawdę pierwszą od bardzo dawna dobrą wiadomość dla Polski” uznaje wybór senatora Grzegorza Biereckiego – sponsora pisma – „ na szefa WOCCU”.
Przy lekturze samego tego pisma widać, że są absurdy gorętsze od śmieci i że do worków z napisem „informacja” wrzucamy co innego, bo są to tylko worki zastępcze.
Jednak przyznać trzeba, że niewątpliwie cały nasz kraj zamienia się powoli w jedną wielką „perfekcyjną panią domu” i zajmuje się sprawdzaniem wszystkim odpadków.
Zwróćmy jeszcze tylko uwagę, że przez „panią domu” rozumiemy zupełnie co innego niż przez „pana domu”, co poza domem już tak jasne nie jest. Oto niezawodna prof. Krystyna Pawłowicz złożyła interpelację, w której wskazuje, że nie wiadomo, „ jaki organ jest właściwy do orzekania odnośnie do urzędowego potwierdzenia zmiany płci”. Wydawałoby się, że każdy wie, jaki to organ potwierdza zmianę płci, ale tu chodzi o organ państwowy.
W odpowiedzi na to w Gazecie Wyborczej konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek formułuje opinię, że z punktu widzenia legislacji prawo do zmiany płci każdego obywatela wynika z tego, że „ nie istnieje prawny nakaz bycia kobietą lub mężczyzną”.
Tego już nie bylibyśmy tak pewni. Po lekturze prasy wiemy nawet, jakie są minusy tego, że jest się mężczyzną lub kobietą, a jednak inaczej się nie da.