Drogi donikąd
Najdroższe autostrady w Europie, upadłe firmy budowlane, zdewastowane środowisko, miliardowe koszty budowy ekranów akustycznych... Tak Polska wykorzystuje unijne fundusze przeznaczone na infrastrukturę.
Gdy wiosną ubiegłego roku Europejski Trybunał Obrachunkowy (unijny odpowiednik naszej Najwyższej Izby Kontroli) zarządził kontrolę wykorzystania wspólnotowych środków na budowę dróg w Polsce, Niemczech, Hiszpanii i Grecji, nikt się nie spodziewał, że pobijemy wszelkie rekordy dotyczące kosztów ich powstania, czasu budowy, ilości wad i usterek oraz zniszczonej przyrody. Okazało się także, że nasi przedsiębiorcy budujący finansowane przez Brukselę trasy, są bankrutami. Nie zarobili na nich ani eurocenta. Mało tego! Niemal do każdego zlecenia musieli dołożyć z własnych środków, a przecież Komisja Europejska przekazała na ten cel ponad 27 miliardów euro! Fenomen znikającej góry pieniędzy zbadali kontrolerzy z ETO z siedzibą w Luksemburgu. Wnioski są szokujące: nasza administracja budowlana oraz planowanie przestrzenne to dzieci we mgle lub totalna fikcja, a wymagana w trakcie budów ochrona przyrody była lekceważona do tego stopnia, że niektóre zielone tereny zostały nieodwracalnie zdewastowane.
Sensacje XIX wieku
Na świecie drogi buduje się małymi odcinkami, ale u nas jak zwykle musi być inaczej. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad podpisywała umowy na realizację nawet kilkudziesięciokilometrowych odcinków szos, co przy standardach unijnych jest szczytem głupoty, ponieważ do takich inwestycji trzeba angażować megaprzedsiębiorstwa oraz tysiące ludzi, co oczywiście słono kosztuje. Rządzący postanowili jednak całe ryzyko związane ze wzrostem kosztów przerzucić na wykonawców, którzy w efekcie bankrutowali jeden po drugim. W latach 2007 – 2009 ich wydatki wzrosły nawet o kilkadziesiąt procent. Koncerny ratowały się, ograniczając wynagrodzenia wypłacane podwykonawcom. Ci z kolei nie mieli pieniędzy na pensje dla pracowników ani na opłacenie rachunków, więc rezygnowali z realizacji zleceń. Tracące podwykonawców przedsiębiorstwa robiły to samo. W efekcie Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad musiała co chwilę wybierać nowych budowniczych, ale praktyki nie zmieniła. Za każdym razem przedmiotem umowy były duże odcinki dróg i duże firmy. Na wycofywanie się wykonawców wpływ miało także niestabilne prawo. Pozwala ono na uchylenie pozwoleń na budowę w trakcie realizacji inwestycji. Przekonali się o tym przedsiębiorcy stawiający na zlecenie GDDKiA w rejonie Białego Dunajca most na zakopiance. Na wniosek części okolicznych mieszkań- ców sąd i minister unieważnili zezwolenia. Stało się to już po tym, jak maszyny wjechały na plac budowy.
To nie koniec niespodzianek, jakie rządzący serwują firmom budowlanym. Na mapach, którymi dysponowali, nie zaznaczono wielu podziemnych instalacji i sieci energetycznych, gazowych, wodociągowych, a nawet schronów. Zdarzało się, że koparki odkrywały stare składowiska śmieci. Brakowało także informacji o źródłach rzek i potoków – skoro jednak znaczna część polskiego zasobu dokumentacji geodezyjnej pochodzi jeszcze z... XIX wieku, to nie ma się czemu dziwić. Koszty budowy dróg podnosiła także konieczność wykupu przez Generalną Dyrekcję licznych zamieszkanych domów, a także wciąż działających zakładów usługowych. W odróżnieniu od wielu państw europejskich system koordynacji planowania przestrzennego jest w Polsce spychany na margines. W konsekwencji na trasie planowanych autostrad, dróg szybkiego ruchu, linii kolejowych czy sieci energetycznych samorządy wydawały nieco wcześniej pozwolenia na stawianie dowolnych budynków. Czasem dochodziło z tego powodu do komicznych sytuacji. Energetycy stawiający linię zasilającą południowe dzielnice Warszawy na skrupulatnie wytyczonej i planowanej trasie zastali... nowo wybudowane przedszkole. Zmiany – jak bywa w podobnych przypadkach – kosztowały bardzo słono.
Ekrany kosztochłonne
Przedsiębiorstwa budowlane musiały także zmagać się z Ministerstwem Środowiska, które pod hasłem ochrony przyrody w okresie 2007 – 2012 żądało stawiania ekranów dźwiękochłonnych, chroniących przed autostradowym hałasem. Co ciekawe, większość specjalistów zajmujących się ekologią i ochroną zwierząt o ekranach wypowiada się bardzo krytycznie. Ornitolodzy dawno udowodnili, że przezroczyste ekrany są śmiertelną pułapką dla ptaków, które uderzają w nie i giną. Zamiast poprawy komfortu życia ludzi mieszkających przy autostradach mamy wiele szkód wyrządzanych środowisku. Do tej pory koszty związane z budową ekranów akustycznych sięgnęły ponad 1,2 mld zł! Na pomysł ich masowego stawiania wpadł w 2007 r. poseł PiS Jan Szyszko – ówczesny minister środowiska. Jego inicjatywa nie spotkała się z krytyką ani szefa resortu transportu Jerzego Polaczka z PiS, ani szefa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Zbigniewa Kotlarka. Pod hasłami ochrony przyrody minister Szyszko zaostrzył obowiązujące w Polsce normy maksymalnego hałasu, jaki mogą generować drogi ekspresowe, autostrady i linie kolejowe. W efekcie przepisy dla niezamieszkanych pustych przestrzeni wzdłuż dróg były ostrzejsze niż dla osiedli mieszkaniowych. Co ciekawe, stojące w ich centrach kościelne dzwonnice czy zakłady przemysłowe mogły legalnie hałasować na potęgę, i to bez obowiązku stawiania ekranów. Absurdalne drogowe normy wprowadzone przez Szyszkę udało się uchylić dopiero jesienią 2012 r.
Uczynił to bezpartyjny szef Ministerstwa Środowiska, prawnik Marcin Korolec. Oparł się na raportach z badań skuteczności (a w zasadzie jej braku) ekranów akustycznych. Wynikało z nich jasno, że większość jest zbędna. Nie mają one bowiem większego wpływu na komfort życia ludzi mieszkających w pobliżu dróg szybkiego ruchu i autostrad. Jak się okazało, w wielu przypadkach ekrany szkodzą, zamiast pomagać. Mieszkańcy Białobrzegów, Jedlińska oraz Legnicy meldowali, że w rejonie obwodnic po zainstalowaniu ekranów poziom hałasu w ich mieszkaniach... wzrósł. Potwierdzili to inspektorzy ochrony środowiska. Dlaczego tak się stało? Otóż to samo prawo, które nakazało stawianie wszędzie ekranów akustycznych, zwolniło budowniczych z obowiązku sadzenia wzdłuż dróg drzew i krzewów. To one tworzą naturalne bariery chroniące przed hałasem. Bez nich plastikowe ściany nie mają sensu, a nawet często odbijają i potęgują hałas.
Ptasie pułapki
W analizie przygotowanej przez kanadyjskich ornitologów można przeczytać, że ofiarą ekranów pa-