Najmłodszy milioner w Polsce Rozmowa z KAMILEM CEBULSKIM
Jako 16-latek założył firmę, która w ciągu roku zaczęła przynosić zyski. Jako nastolatek był właścicielem firmy ESC Poland (firma komputerowa), kilkunastu sklepów i serwisów internetowych. Sprzedał firmę i się wyprowadził, bo Polska nie sprzyja przedsiębiorczości. Dziś 29-letni Kamil Cebulski prowadzi uniwersytet, działający w kilku krajach, otwiera setkom Polaków firmy poza granicami i buduje szkoły w Afryce.
– Ile miałeś lat, jak zostałeś milionerem?
– Jak nim zostanę, to chętnie ci powiem. Pewnie będzie to niedługo.
– Jak to? Zostałeś przecież „najmłodszym milionerem w Polsce”.
– Wiesz, Polska jest krajem, gdzie niebezpiecznie jest cokolwiek posiadać. Nie dość, że praca człowieka jest silnie opodatkowana, to jeszcze urzędnicy mogą ci zabrać cały majątek, np. dlatego, że na twojej działce uschło drzewo. Tak jak doświadczył tego jeden mieszkaniec Białogardu, który za uschnięte drzewo dostał 2 miliony kary. A powodów do konfiskaty mogą być miliony. Zabezpieczam się więc w ten sposób, że nic nie mam, bo wtedy nie można mi nic zabrać. Zamiast gromadzić majątek, inwestuję w firmy za granicą. Działam już w Tajlandii, Zambii, Holandii oraz w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkam od pół roku i przenoszę swoją rezydencję podatkową. Tak jest po prawdzie.
– Jesteś nieoficjalnym milionerem?
– Milionerem i to najmłodszym uczyniły mnie media. Kiedy miałem 16 – 17 lat, udało mi się stworzyć dość dobrą kilkuosobową firmę. Po rozmowie z jedną dziennikarką powstał artykuł zatytułowany „Najmłodszy milioner w Polsce”. Nie miało to oczywiście związku z majątkiem, a tym, że tak młody człowiek prowadzi firmę i to ze sporymi sukcesami. A to nie zdarza się często, więc było sensacją.
– Mówi się, że pierwszy milion trzeba ukraść albo dostać. W twoim przypadku nie zadziałała żadna z tych opcji.
– Gdyby to, co ludzie mówią i myślą, miało sens, to nie wybieraliby na najwyższe stanowiska w rządzie lu- dzi o charyzmie mokrej ściery. Droga do zostania milionerem to powolna, długa i ciężka praca. Według badań Stanleya i Danko z Uniwersytetu w Georgii to właśnie tak najczęściej ludzie się dorabiają. Średni zarobek rodziny milionerów to 127 tys. zł rocznie, zostają milionerami w wieku 47 lat. Nie palą, nie piją, 83 procent z nich prowadzi własny biznes w nieatrakcyjnej branży. Próżno szukać milionerów w IT, prędzej to są zakłady pogrzebowe, hydraulicy. Branżą, gdzie jest najmniej milionerów, jest gastronomia. Kiedy widzisz na ulicy samochód marki Ferrari, Bentley lub Lamborghini, to stań i pomódl się za człowieka, który nim kieruje. Z badań wynika, że 97,6 albo 96,7 procent (nie pamiętam dokładnie) z nich to bankruci. Gdyby dzisiaj zmarli i sprzedalibyśmy ich majątek, to i tak zostawiliby dzieci ze sporym długiem.
– Sam wpadłeś na pomysł założenia firmy w wieku 16 lat?
– Oczywiście, że nie. Prowadziłem serwis o grach i nagle ludzie chcieli się u mnie reklamować. Musiałem firmę zarejestrować.
– Po jakim czasie pojawiły reklamy i partnerzy?
– Bardzo szybko. Może po roku działalności pojawili się pierwsi reklamodawcy, potem kolejni i kolejni. Było ich tak dużo, że zacząłem również handlować reklamą na stronach kolegów, ich kolegów i kolegów tych kolegów. W sumie handlowałem reklamą na ponad 300 stronach. – Byłeś zaskoczony sukcesem? – Czy ja wiem, czy to był sukces? Owszem, finansowo sobie radziłem całkiem przyzwoicie, ale ciągle były
się plany rozwoju, osiągnięcia czegoś więcej i więcej. Ciągle mi zależało na nowych klientach i stale myślałem o tym, jak się rozbudowywać. Wtedy byłem daleki od uznania siebie za człowieka sukcesu. Aczkolwiek miło było, gdy co jakiś czas jakaś gazeta o mnie wspominała. – Miałeś czas na szkołę? – Oczywiście, że nie miałem (śmiech). I za bardzo mi na niej nie zależało. W klasie maturalnej byłem obecny na zaledwie 57 proc. zajęć, jednak dzięki mojemu zaangażowaniu w różne zajęcia pozalekcyjne i tak miałem wzorowe zachowanie. Na dyplomie, który dostała moja mama, było napisane, że inni mogą brać ze mnie przykład (śmiech). – Studia? – Studiowałem 5 lat, ale studiów nie skończyłem. Byłem cztery razy na pierwszym roku i raz na urlopie dziekańskim, żeby nie iść do wojska. Co roku odraczałem poważne zajęcie się studiami, aż w końcu zdecydowałem, że to nie ma sensu. Mówię to, aby młodzi ludzie nie robili głupstw i nie rzucali szkoły tylko po to, aby rozwijać firmę. Ja miałem inną strategię: chodziłem do szkoły i rozwijałem firmę. Kiedy miałem już kilku pracowników, brakowało czasu na jedno i drugie. Postanowiłem odłożyć studia na rok, żeby wykorzystać szansę, którą miałem. W końcu studiujemy po to, aby później dobrze zarabiać. Miałem szansę już dobrze zarabiać, zgłosiło się do mnie kilku poważnych klientów i trzeba było łapać okazję. Ja na poważnie zrezygnowałem ze studiów, mając dziesięciu pracowników i kilka artykułów w prasie opisujących mój sukces.
– Ktoś ci podpowiadał w biznesach?
– Oczywiście. Każdy chciał wykazać się intelektualnymi zdolnościami i doradzać młodemu niedoświadczonemu życiem człowiekowi. Słyszałem, że biznes to zły pomysł, że trzeba iść na studia i znaleźć pracę. Takich ludzi nie słuchałem. Słuchałem za to tych, którzy już osiągnęli to, co ja chciałem osiągnąć. Szukałem takich ludzi, umawiałem się z nimi na obiad, zaprzyjaźniałem. Sam bym raczej tak daleko nie dotarł.
– Skoro szło tak dobrze, dlaczego sprzedałeś firmę?
– Część rozdałem, część sprzedałem, ogólnie wycofałem się z aktywnego życia gospodarczego pod koniec 2009 roku. Stanęliśmy wtedy w firmie, która zajmowała się dropshippingiem, przed trudnym zadaniem konkurowania z firmami z Zachodu oraz gówniarzami jadącymi na milionowych dotacjach, którzy zaniżyli ceny poniżej opłacalności. Mieliśmy do wyboru: albo poszukać porządnego inwestora, albo prostytuować się z Unią Europejską, a ta opcja nie wchodziła w grę. Popatrzyłem w przeszłość i doszedłem do wniosku, że mam gdzie mieszkać, mam co jeść, mam czym jeździć i za co jeździć, a zapasów starczyłoby może nie do końca życia, ale przynajmniej na kilkanaście lat. Odpuściłem sobie, pojeździłem po świecie, a w wolnych chwilach organizowałem spotkania z przedsiębiorcami dla młodzieży. Długo bezrobotny nie byłem, gdyż organizacja zajęć bardzo mnie wciągnęła i tak powstał Uniwersytet ASBIRO, który działa już w pięciu krajach, a i kolejne będziemy otwierać.
– Skąd pomysł na zaangażowanie w edukację?
– Pomysł był bardzo prosty. Kiedy media prześcigały się w robieniu ze mną wywiadów jako najmłodszym milionerem w Polsce, to szkoły, głównie licea, zapraszały mnie, abym spotkał się z młodzieżą na zajęciach z przedsiębiorczości i opowiadał im o prowadzeniu biznesu. Tych zaproszeń było tak dużo, że nie chcąc odmawiać przyjazdu, założyłem fundację i jeździliśmy na te zajęcia z grupką przyjaciół. Potem w ramach podziękowania dla osób, które organizowały te zajęcia – a byli to przeważnie uczniowie, którzy
20