Najmłodszy milioner w Polsce
19 przeczytali o mnie w internecie – zacząłem organizować w Warszawie weekendowe zajęcia. Bardzo się podobały, więc organizowałem kolejne i kolejne. W końcu zrobiłem z tego kurs, a potem stworzyłem program studiów podyplomowych MBA. Od dwóch lat organizujemy studia licencjackie. Później pojawił się kolega, który chciał projekt rozwinąć w Wielkiej Brytanii, Holandii, Tajlandii i Zambii, i tak to ruszyło dalej.
– Pogadanki w szkołach organizujesz w ramach fundacji KCBE?
– Dokładnie, aczkolwiek w tym roku zamykamy program. Nie bardzo mam czas zajmować się fundacją, a i mój wiek sprawia, że czuję coraz mniejszy kontakt z młodzieżą z liceum. Kiedy oni mieli 17 lat, a ja 19, to miało sens, teraz widzą starszego o 10 – 15 lat wapniaka, który im za bardzo nie imponuje (śmiech). Fundacja i zajęcia to była świetna przygoda, sam poprowadziłem około tysiąca zajęć, w sumie było ich dobrze ponad 10 tys. Bardzo dobrze wspominam ten okres.
– Uczysz przedsiębiorczości, obserwujesz młodzież, zakładasz firmy innym, sam jako nastolatek udowodniłeś, że w Polsce można zarobić, „nie mając pleców”. Młodzi Polacy mają zmysł do biznesu?
– Oczywiście, że mają. Trudno to oceniać, będąc w Polsce, ale kiedy zestawi się naszych rodaków mieszkających w USA, to według badań Stanleya i Danko są bardzo bogaci i radzą sobie lepiej niż inne nacje. Tylko Szkoci, Rosjanie i Chińczycy mają większe majątki w przeliczeniu na jedną osobę.
– Czyli to Polska przedsiębiorczości?
– Polska jest w zasadzie bardzo dobrym krajem pod każdym względem oprócz sprzyjania przedsiębiorczości i gromadzenia majątku. Macie całkiem dobry klimat, porządnie wykonane domy, ceny są niskie, nie macie zasiłków, które sprowadzałyby do was nierobów z całego świata. Macie też bardzo niskie podatki. Jedynie ZUS i podejście urzędników niszczy ten kraj i powoduje, że już 2 miliony ludzi wyjechało i wyjeżdżać będzie jeszcze więcej. Sam w październiku czarteruję samolot i kilkaset osób przewożę do Anglii, aby przeszkolić ich z tutejszego prawa, a później założyć im tutaj firmy.
– Dlaczego nie chcą pracować w Polsce?
– Istnieje coś takiego, jak zarządzanie godnością pracownika. Według tej teorii pracuje on z dwóch
nie
sprzyja powodów. Po pierwsze dla pieniędzy, a po drugie, aby mógł się realizować i czuć, że robi wartościową pracę. Pieniądze są jednak na pierwszym miejscu. Jeżeli zatrudniasz kogoś niewykwalifikowanego, komu mało płacisz, np. sprzątaczkę za minimalną pensję, to dla niej najważniejsze są pieniądze. Jeżeli będziesz dla niej niemiły i miał gdzieś jej godność, to ona i tak będzie dla ciebie pracować, bo ma za niskie kwalifikacje, aby znaleźć lepszą pracę. W przypadku osób lepiej wykwalifikowanych, którym na rynku płaci się więcej, nie można sobie pozwolić na brak szacunku do nich. Pieniądze, które płacimy pracownikom, są ważne do pewnego stopnia, który pozwala zaspokajać podstawowe potrzeby. Możemy się umówić, że jest to np. średnia krajowa. Inaczej rzecz ujmując, pracownik wybierze pracę za 5 tys. zł w firmie, w której dobrze się czuje, niż pracę za 10 tys. w firmie, która go nie szanuje i nim pomiata. Podobnie jest z biznesem i dorabianiem się majątku w Polsce.
– Państwo nie szanuje przedsiębiorców?
– Kiedy startujemy, jesteśmy jeszcze na dorobku i trafimy na wrednego urzędnika, to będziemy dla niego mili, doniesiemy każdy papierek i się uśmiechniemy, pomimo że w głębi duszy wyzywamy go i przeklinamy. Kiedy jednak firma (a więc i nasza pozycja) rośnie, to żaden przedsiębiorca nie pracuje dla pieniędzy, ale po to, aby się najzwyczajniej realizować, aby pomagać innym, tworząc dla nich miejsca pracy itp. Jeżeli państwo nie będzie szanować takich ludzi, to oni najzwyczajniej wyjadą ze swoim kapitałem. Jakieś dwa tygodnie temu pomogłem jednemu człowiekowi zarejestrować firmę w Wielkiej Brytanii. Dla niego miarka z polskimi urzędami przebrała się, gdy dostał wezwanie do urzędu skarbowego w sprawie nadpłaty 7 zł podatku VAT. Był na wyjeździe i nie mógł się zjawić w terminie, więc teraz ma zapłacić karę 2700 zł za niestawienie się na wezwanie do urzędu. To jest niepojęte. Tu nie chodzi o wysokość podatków, o pieniądze, ale o szacunek. Ja przeprowadziłem się do kraju, gdzie podatek dochodowy wynosi 20 proc., a nie jak w Polsce 19 proc. Dzisiaj kupiłem zwykły chleb za 14 zł, nie za 4 zł jak w Polsce. O wiele bardziej opłacałoby mi się mieszkać w kraju dziadków, przeszkadza mi jednak to, że jest to kraj „dziadów”. – Nie wrócisz do Polski? – Oczywiście, że wrócę. W tym roku już jakieś 20 razy wracałem, przeważnie na weekend, ale zawsze. Na samoloty wydaję fortunę. Nadal dużo mnie z tym krajem łączy. Mam tam rodzinę, wielu wspólników, jakąś pozycję i całkiem dobry PR. Ciągle publikuję po polsku, interesuję się krajem dziadków i naprawdę uważam, że jest to bardzo dobre miejsce do życia. Klimat jest OK, nie ma jadowitych śmiercionośnych stworzeń, domy są porządne i ładne, ludzie uczciwi i pracowici, nie ma dużo zasiłków i meneli na wysokich socjalach, nawet komary wydają się łagodne w porównaniu z tymi z Afryki. Ceny i podatki są niskie. Orlików nastawiali jak kto głupi, więc iw koszykówkę mogę pograć na boisku, o którym marzy przeciętny mieszkaniec Nowego Jorku. Dzieci rodzicom nie zabierają, przynajmniej nie tak często. Szkoły to urzędy propagandy europejskiej, ale można uczyć dzieci w domu.
Pamiętaj, że ja nie wyjechałem dlatego, że Polska to zły kraj do życia. Jak ktoś ma pieniądze, to żyje bardzo dobrze. Problem jest w tym, że urzędnicy nie pozwalają na to, aby człowiek za długo miał pieniądze. Bo uschłe drzewo, bo przymusowy strażak w firmie, bo wezwanie do urzędu z byle powodu. Dziękuję, nie skorzystam. Wybieram spokój ducha, wyższe podatki i chleb po 14 zł. O ile gdzieś korzeni na stałe nie zapuszczę i sytuacja się nie zmieni, to wrócę mieszkać do kraju, kiedy nie będę aktywny biznesowo i urzędnicy nie będą mnie obchodzić. Na razie jednak mam ambicje, jak to powiedziałaś, na osiągnięcie sukcesu.
– Wspomniałeś o Zambii, zastanawiam się, co taki zapracowany przedsiębiorca jak ty robi w Afryce?
– W Afryce od kilku miesięcy działa uniwersytet ASBIRO. Organizowane są wykłady dla początkujących przedsiębiorców. Budujemy także szkołę dla najmłodszych dzieci. Zbieramy wolontariuszy, którzy jadą pracować na budowie, i którzy są nauczycielami. Afryka cierpi ze względu na brak dobrej jakości wolnorynkowej edukacji. Tam jest mnóstwo szkół, ale co to za szkoła, gdzie jest 80 dzieciaków w klasie, jeden nauczyciel, często pijany, który nie potrafi dać sobie z dziećmi rady. Afryka, a przynajmniej Zambia, gdzie my działamy, to naprawdę bardzo fajne szybko rozwijające się miejsce, dające wiele możliwości.
– Czyli nie chodzi jedynie o inwestycję, ale i o pomoc dzieciakom. Wrażliwość pomaga w biznesie?
– Ale jaka wrażliwość? To biznes jest pomocą. Afryka cierpi ze względu na ludzką wrażliwość! Najbiedniejszym krajem w Afryce 40 lat temu była Botswana. Mniej więcej wtedy wpisała w konstytucję zakaz przyjmowania pomocy charytatywnej z zagranicy i dzięki temu jest dzisiaj najbogatszym krajem czarnej Afryki. Ludności pomaga tworzenie biznesu, a nie jałmużna. W austriackiej szkole ekonomii istnieje takie pojęcie jak zysk komparatywny. Polega na tym, że jeżeli idę do sklepu i kupuję chleb za 14 zł, to znaczy, że dla mnie ten chleb jest wart więcej. Wolę chleb niż 14 zł. Dla piekarza jest odwrotnie. Piekarz woli 14 zł niż chleb, dlatego go sprzedaje. Gdybym nie mógł kupić u tego piekarza, to moją jedyną alternatywą byłoby kupienie go w innym sklepie, który jest kilometr dalej. Tam też chleb jest po 14 zł, ale spacer 1 km zająłby mi 15 minut. Zysk komparatywny jest różnicą między tym, co osiągnąłem w transakcji, a najbardziej prawdopodobną alternatywną, w tym przypadku moim zyskiem jest 15 minut.
Czy piekarz otwiera biznes pod moim domem z wrażliwości dla moich nóg? Oczywiście, że nie. Czy my otwieramy szkoły w Afryce z wrażliwości i chęci pomocy? Oczywiście, że nie. Nie zmienia to faktu, że nie pomagamy. Każdy biznes pomaga ludziom, bo tworzy dla klienta alternatywę. Naszym produktem jest edukacja na najwyższym poziomie. W Afryce nasza szkoła przyjmuje się bardzo dobrze, bo jest bardzo duża przepaść i jakości, i ceny w porównaniu z tym, co jest dostępne na rynku. Stąd też na pewno będziemy inwestować więcej w Afryce.
– To brzmi trochę tak, jakby wszystkie akcje budowania studni i sierocińców były trochę bez znaczenia.
– Wiele fundacji zbiera pieniądze i buduje studnie w Afryce. Na własne oczy widziałem wiele takich rozwiązań. Problem polega na tym, że za 10 tys. dolarów takie organizacje budują studnię, która chodzi trzy godziny dziennie. W Zambii ludzie muszą płacić za tę wodę 1 dolara za metr sześcienny i nosić ją do domów, najczęściej w wielkich beczkach. Jak ktoś mieszka niżej, to beczka ważąca tonę sama się sturla, jak ktoś mieszka wyżej od studni, to ma pecha i turla beczkę pod górę nawet i 500 metrów. My za te same pieniądze zbudowaliśmy nie jedną studnię, a dwie, oraz za pomocą węża ogrodowego zbudowaliśmy rurociągi do kilkudziesięciu domów w Lindzie – 17-tysięcznym miasteczku w Zambii. Dostarczamy wodę 24 godziny na dobę też za 1 dolara za metr sześcienny, bezpośrednio do kranu w domu. Jeszcze na tym zarabiamy. Każdy, ale to każdy biznes oparty na dobrowolnej wymianie pomaga ludziom.