Powstanie warszawskie – prezent dla Stalina Rozmowa z PIOTREM ZYCHOWICZEM, autorem książki „Obłęd ’44”
– „Obłęd ‘44” musi być ciekawy, skoro przed publikacją wywołuje gorącą dyskusję (...).
– No, tak. Książki jeszcze nie ma na rynku, a już zaczęła się debata. To sytuacja groteskowa.
– Książkę reklamuje się jako rzecz o powstaniu warszawskim. To nie do końca prawda. To publikacja o fatalnej polityce z czasów drugiej wojny światowej.
– Ta książka to próba pokazania, w jaki sposób znaleźliśmy się na równi pochyłej, która doprowadziła nas do katastrofy. Co się stało, że przegraliśmy drugą wojnę światową? Napoleon Bonaparte powiedział kiedyś, że wojnę przegrywa ten, kto popełni najwięcej błędów. I niestety – wbrew naszej hurrapatriotycznej historiografii – powiedzenie to idealnie pasuje do Polski podczas drugiej wojny światowej. Jeżeli w narodzie polskim rzeczywiście drzemią jakieś instynkty samobójcze, to nigdy wcześniej i nigdy później nie ujawniły się one tak silnie jak wówczas. Polityka nasza podczas drugiej wojny nosiła znamiona obłędu. Apogeum tego obłędu był zaś rok 1944. Kiedy myślę dzisiaj o powstaniu warszawskim, to ogarnia mnie bezbrzeżny smutek. Śmierć 200 tys. ludzi, najlepszych synów ojczyzny, w tym wielu kobiet i dzieci...
– Do tej pory nie podnieśliśmy się po tej tragedii.
– Niestety. Do tego zburzenie stolicy państwa. Zniszczenie archiwów, dzieł sztuki, zabytków, doprowadzenie do ruiny materialnej miliona obywateli. A wreszcie zlikwidowanie budowanej z mozołem Armii Krajowej. Powstanie warszawskie było ostatnim gwoździem do trumny naszej niepodległości. Było dobiciem II RP i ostatnim wielkim aktem zagłady naszych elit. Kiedy więc myślę o tym, że powstanie warszawskie się nie opłaciło, że cała ta gigantyczna ofiara nie przyniosła żadnego efektu, to robi mi się potwornie smutno. Ale wręcz rozpacz mnie ogarnia, kiedy myślę, że przed wywołaniem powstania nie mogło być żadnych wątpliwości, że może ono przynieść jakikolwiek efekt. – Dlaczego? – Bo w lipcu 1944 r. sprawa niepodległości Polski była już przegrana. I nic, nawet najbardziej krwawe ofiary, nie mogło tego zmienić. W momencie kiedy Armia Czerwona zalewała nasze terytoria, nasz los był przypieczętowany. To był koniec marzeń o wolnej Polsce. Jan Karski po konferencji teherańskiej w 1943 r. powiedział: „Polska w sensie politycznym woj- nę przegrała. Gdyby nasi politycy, zamiast żyć pobożnymi życzeniami, mieli odwagę spojrzeć prawdzie w oczy, usiedliby i zastanowili się, jak mamy tę wojnę przegrać. Powinniśmy zacząć myśleć o tym, jak oszczędzić krajowi strat i ofiar, jak go uzbroić i przygotować najlepiej do tego, co go czeka”. Miał rację. Niestety, nasi politycy i wojskowi podjęli zupełnie inne działania. – Najlepiej było nie robić nic. – To jest właśnie odpowiedź, którą daję w książce. Wiem, że to kłóci się z naszym temperamentem, ale w 1944 r. powinniśmy pozostać bierni. Jest wielu przeciwników powstania warszawskiego, którzy uważają, że zamiast walczyć z Niemcami, trzeba było robić powstanie przeciwko Sowietom. Skończyłoby się to jednak taką samą masakrą. W walce z Armią Czerwoną również nie mieliśmy bowiem szans. W 1944 r. były trzy możliwości: walczyć z Niemcami, walczyć z Sowietami albo nie robić nic. Należało wybrać tę ostatnią.
– Pisze pan: Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując powstanie warszawskie.
– Proszę spojrzeć na sytuację w roku 1944. Armia Czerwona wkracza do Polski, aby ją ujarzmić. Na jej drodze leży jednak niepokorne miasto z silną niepodległościową organizacją, jaką jest AK. Hans Frank w 1943 r. powiedział: „Mamy w tym kraju jeden punkt, z którego pochodzi wszystko zło: to Warszawa. Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy czterech piątych trudności. Warszawa jest i pozostanie ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprze- strzenia się niepokój w tym kraju”. Stalin mógł się obawiać, że Warszawa będzie odgrywała podobną rolę pod sowiecką okupacją. Że będzie główną przeszkodą na drodze do ujarzmienia Polski. Powstanie warszawskie usunęło ten problem. Miasto zostało zburzone, warszawiacy rozpędzeni na cztery strony świata, a AK zlikwidowana. Był to więc najlepszy prezent dla Stalina. Niestety, powstanie warszawskie leżało w interesie Związku Sowieckiego. Dla Polski i Polaków było tylko wielkim nieszczęściem.
– Pańska kontrowersyjna teza: Armia Krajowa podjęła kolaborację z Sowietami.
– W nocy z 3 na 4 stycznia 1944 r. oddziały sowieckie przekroczyły przedwojenne granice Polski na Wołyniu. Dla wszystkich myślących rozsądnie Polaków stało się jasne, że rozpoczęła się nowa okupacja, nowy sowiecki podbój. Tymczasem stała się rzecz w dziejach Polski absolutnie bez precedensu. W naszych dziejach byliśmy kilkanaście razy najeżdżani przez naszego wschodniego sąsiada. I za każdym razem Polacy witali wkraczających Rosjan, a później bolszewików, szablami i kulami karabinowymi. Walczyli w obronie swojej ojczyzny. A w 1944 r. doszło do jedynego przypadku w naszych dziejach, kiedy Polacy witali Rosjan chlebem i solą. W ramach „Burzy” miejscowy dowódca AK musiał ujawnić swoich ludzi wobec najbliższej jednostki sowieckiej i walczyć z nią ramię w ramię. Według słownikowej definicji była to więc kolaboracja, czyli współpraca z wojskami nieprzyjaciela na własnym terytorium. – Ostre słowa. – Polska miała przejściowy sojusz – zresztą fatalny – z Sowietami od 1941 r. Został on zerwany przez Stalina w kwietniu 1943 r., po odkryciu grobów katyńskich. Bolszewicy nie ukrywali agresywnych zamiarów wobec Rzeczypospolitej. Tymczasem kierownictwo Polskiego Państwa Podziemnego i rząd RP na uchodźstwie, bojąc się po męsku spojrzeć w oczy faktom, wymyśliły absurdalny termin „sojusznicy naszych sojuszników”. Było to samooszukiwanie się. Sowiety nie były dla nas sojusznikiem, były śmiertelnym wrogiem. Nieszczęściem AK było to, że ci młodzi chłopcy, bohaterscy żołnierze podziemia, dostali rozkaz pomagania nieprzyjacielowi. – Konsekwencje były opłakane. – Konsekwencje były dramatyczne. Jednostki AK, które przystąpiły do akcji „Burza”, zostały zlikwidowane przez NKWD. Polskie Państwo Podziemne, które przez pięć lat nie dało się Niemcom, zostało rozbite przez bolszewików niemal z marszu. Nie mogło być inaczej, skoro ta struktura sama ujawniła się wobec nowego okupanta. Mówiąc wprost: żołnierze AK zostali przez swoje dowództwo wydani w ręce sowieckiej bezpieki. Wielu zostało zgładzonych, wielu wywiezionych do łagrów. Jedynym efektem akcji „Burza” było zaoszczędzenie pracy NKWD. – Zrobiliśmy prezent wrogowi. – Według dokumentów AK 80 proc. aresztowań jej żołnierzy po 1944 r. było skutkiem ujawnienia podczas „Burzy”. I nie było to coś, czego nie można było przewidzieć. Ostrzegał przed tym naczelny wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, którego rozkazy zostały zignorowa-