Kury śpiewają w klatkach
Rozmowa z prof. dr. hab. ZBIGNIEWEM DOBRZAŃSKIM, kierownikiem Katedry Higieny Środowiska i Dobrostanu Zwierząt na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu
– Przez media przetoczyła się burzliwa fala dyskusji na temat rytualnego uboju bydła, a Sejm ostatecznie go zakazał. Słusznie?
– Moim zdaniem niesłusznie. Po pierwsze, ubój rytualny funkcjonuje od kilku tysięcy lat i będzie istniał dalej. Po drugie, prowadzony jest w 22 krajach Europy z wyjątkiem Skandynawii. Dyskusja w mediach odbywała się na zasadzie: jesteś za czy przeciw, tymczasem nikt nie zna szczegółów, nikt tego nie widział. Nasłuchaliśmy się mnóstwa emocjonalnych wypowiedzi samych dyletantów, łącznie z posłami, a efekt będzie taki, że stracimy miliard euro rocznie na eksporcie mięsa. Nie rozumiem, dlaczego głosu nie zabrali naukowcy.
– Zabrali. Na przykład prof. Andrzej Elżanowski nazywa ubój rytualny „niewyobrażalnym barbarzyństwem”, podczas którego zwierzęta „skazane są na nieprawdopodobne męczarnie”, umierają nawet kilka minut, duszą się i cierpią straszliwy ból poderżniętej szyi.
– Profesor jest uznanym autorytetem biologiem, ale na hodowli i uboju zwierząt się nie zna. Natomiast zespół naukowców mojej katedry przeprowadził badania fal mózgowych krów (EEG) przed i podczas uboju rytualnego oraz tradycyjnego. Oprócz tego badaliśmy krew na stężenie hormonów stresowych. We wstępnej fazie badań zbadaliśmy 10 krów i już na tym etapie wyniki były jednoznaczne: w stężeniu hormonów stresowych nie było żadnych różnic przed i po, przy jednym i drugim uboju. Również elektroencefalogramy nie wskazywały różnic przy obu rodzajach uboju.
– To znaczy, że krowie jest wszystko jedno, jak jest zabijana?
– To znaczy, że stres, jakiego doświadcza, w obu przypadkach jest taki sam. Powiem więcej – ubój rytualny jest z jej punktu widzenia lepszy od tradycyjnego. Kiedy fachowy rzezak jednym cięciem odcina dopływ krwi do mózgu, następuje niemal jednoczesne oszołomienie i uśmiercenie. Utrata świadomości następuje po około 15 sekundach, a śmierć po 30. Przy tradycyjnym uboju krowa przeżywa dwie fazy umierania. Najpierw radikalem strzela jej się w czaszkę. Człowiek trafi lub nie trafi precyzyjnie. Literatura podaje, że w 5 – 15 proc. przypadków nie dochodzi do ogłuszenia – zwierzę oddycha, reaguje – i dopiero w drugiej fazie następuje podcięcie naczyń szyjnych i wykrwawienie. To może trwać nawet kilka minut, a więc i cierpienie jest większe i dłuższe.
– Ministerstwo Rolnictwa zna wasze badania?
– Oczywiście, ale wyniki nie zostały jeszcze upublicznione. Zresztą w fachowych pismach weterynaryjnych można przeczytać, że ubój rytualny wcale nie zwiększa cierpienia, ale je skraca, ale w publicznej dyskusji lekarze weterynarii też się nie wypowiadali. Dla mnie to wszystko jest niepojęte. W czasach kryzysu, a jednocześnie w sytuacji, gdy nasze produkty rolno-spożywcze zdobywają rynki świata, my robimy krok do tyłu. Stracimy kilka ty-
26