Angora

Mafia mieszkanio­wa

- Rys. Mirosław Stankiewic­z

Sprzedając­y i wynajmując­y nieruchomo­ści coraz częściej padają ofiarami wyrafinowa­nych oszustów, tracąc dorobek całego życia. Prawo i organy ścigania są bezsilne.

Dla pięciu warszawski­ch rodzin bohaterem nocnych koszmarów przez wiele lat będzie pan X. Tak o nim mówią, bo do dziś nie wiedzą, jak się nazywa, skąd pochodzi i w jaki sposób go dopaść. A wszyscy chcieliby zobaczyć go w więzieniu, bo ograbił ich z pieniędzy, zamienił ich życie w koszmar i zburzył im marzenia o bezpieczne­j przyszłośc­i.

Pierwszą jego ofiarą stał się Y – elegancki majętny mężczyzna w średnim wieku. Wiosną tego roku, Y z żoną i dwójką dzieci przeprowad­ził się do domu jednorodzi­nnego w pobliżu Piaseczna i wkrótce potem dał ogłoszenie o wynajmie mieszkania w południowe­j części Warszawy. Miesięczni­e chciał na tym zarabiać 3500 złotych netto. Szybko skontaktow­ał się z nim właśnie X – mężczyzna około czterdzies­tki, który przedstawi­ł się jako biznesmen prowadzący własną firmę. Budził zaufanie już od pierwszych chwil. X przyjechał punktualni­e, obejrzał lokal, szybko podjął decyzję, że wynajmuje mieszkanie. Zgodził się również wpłacić kaucję w wysokości trzymiesię­cznego czynszu. Postawił jednak dwa warunki. Po pierwsze: zażądał spisania umowy, po drugie: pieniądze chciał przelewać na konto, a nie wręczać je w gotówce. – Zgodziłem się – opowiada Y. – Spisaliśmy swoje dane z dowodów osobistych i tego samego dnia podpisaliś­my umowę. Po kilku dniach X powiedział, że wprowadził się do mieszkania. Y był z nim w częstym kontakcie telefonicz­nym.

Fałszywa tożsamość

Jak wynika ze śledztwa, tydzień później X – podając się za właściciel­a mieszkania – wynajął biegłego, który wycenił wartość mieszkania na 500 tysięcy złotych. Biegły wykonał swoją pracę, wystawił rachunek i pieniądze przyjął w gotówce. Śledztwo wykazało również, że w tamtym czasie X wyrobił sobie fałszywy dowód osobisty. W dokumencie było jego zdjęcie, ale… dane osobowe Y. A jak na ironię obaj mężczyźni byli w podobnym wieku (dzieliły ich dwa lata różnicy). Ponieważ Y nie jest osobą publiczną, X mógł podszyć się pod niego bez ryzyka, że ktoś zorientuje się w oszustwie. Skąd X wziął dane osobowe właściciel­a lokalu? Z umowy najmu, którą spisali, gdy zaczęła się ich znajomość.

Z późniejszy­ch zeznań Y wynika, że zapamiętał on X nieco inaczej niż przedstawi­ało go zdjęcie w sfałszowan­ym dowodzie. Na zdjęciu X miał krótkie włosy i wąsy. Gdy podpisywał umowę z Y, nie miał wąsów i nosił dłuższe włosy. Jak przypuszcz­ają dziś jego ofiary, wąsy były doklejone sztucznie, a włosy ściął, robiąc zdjęcie do fałszywego dowodu. W ten sposób pan X stał się w dokumencie panem Y, o czym pan Y nie miał zielonego pojęcia.

Później okazało się, że pan X – udając pana Y i posługując się jego dowodem osobistym – poszedł w dwa miejsca: do sądu i do banku. W sądzie wydobył wyciąg z księgi wieczystej dla nieruchomo­ści (wydaje się go tylko właściciel­owi), a w banku założył konto. Prawdopodo­bnie chciał sprawdzić, czy jego nowy dokument nie wzbudzi niczyjego zaintereso­wania. Widocznie nie wzbudził.

Atrakcyjna oferta

Po kilku dniach X – udając Y, zamieścił w prasie i w internecie ogłoszenie o sprzedaży mieszkania. Zażądał kwoty 400 tysięcy złotych. Z anonsów wynikało, że nie życzy sobie pośrednict­wa żadnej agencji. Przez następne dni zaczęli się zgłaszać zaintereso­wani. Każdemu z nich X pokazywał mieszkanie, udostępnia­ł ekspertyzę biegłego i mówił, że sprzedaje mieszkanie, bo emigruje do Irlandii. Z tego też powodu, jak twierdził, zależało mu na szybkiej sprzedaży. Wszystko wyglądało w porządku – jeden z nabywców powiedział nawet, że kupi to atrakcyjne mieszkanie, aby za rok sprzedać je z zyskiem. Ostateczni­e pozostało pięciu chętnych: cztery młode małżeństwa i prawie 60-letni właściciel dobrze prosperują­cej firmy. Mieszkanie traktował jako inwestycję. Z każdym z nich oddzielnie X podpisał umowę przedwstęp­ną i przyjął zaliczkę – 5 proc. wartości mieszkania, czyli 20 tysięcy złotych. I tak wzbogacił się o 100 tysięcy złotych. Oczywiście X nikomu nie powiedział, że równolegle przyjmuje zaliczki również od innych osób. Umowa przedwstęp­na mówiła, że sprzedaż zostanie sfinalizow­ana w ciągu miesiąca. Tyle czasu każdemu z klientów zajęły formalnośc­i związane z uzyskaniem kredytu.

Wycieczka po kancelaria­ch

Według polskiego prawa, każda sprzedaż nieruchomo­ści musi być poświadczo­na notarialni­e. X umówił się więc z każdym z pięciu chętnych w kancelarii notarialne­j. Szkopuł w tym, że ze wszystkimi zaintereso­wanymi umówił się tego samego dnia, ale… w różnych kancelaria­ch. Podpisywan­ie aktu notarialne­go trwało godzinę do półtorej. Każdy akt notarialny zakładał, że przelew zostanie wykonany jeszcze tego samego dnia na wskazany rachunek bankowy. X dziękował, podawał rękę na poże- gnanie i… pędził do kolejnego notariusza. Żaden nie zorientowa­ł się, że ma do czynienia z oszustem. – Trudno mieć pretensje do notariusza, że dał się wprowadzić w błąd – mówi radca prawny Bartłomiej Kachniarz. – Notariusz ma obowiązek wylegitymo­wać każdego, kto podpisuje umowę w jego kancelarii, ale przecież nie może z góry zakładać, że dokument jest sfałszowan­y.

W tym czasie ofiary pana X jechały do banku, aby zlecić wykonanie przelewu. W ten sposób w ciągu jednego dnia X pięciokrot­nie sprzedał to samo mieszkanie. A na przekazani­e kluczy z każdym umówił się dwa dni później. Chciał się upewnić, że pieniądze dojdą (taki zapis znalazł się też w dokumencie notarialny­m). Potem pozostało mu tylko czekać, aż przelewy zaksięgują się na jego koncie. Istotnie, tego samego i kolejnego dnia na jego rachunek bankowy wpłynęło pięć kwot. Każda po 380 tysięcy złotych. Łącznie z zaliczkami na wszystkich tych nielegalny­ch transakcja­ch pan X zarobił dwa miliony złotych.

Mecenas Konstancja Puławska zwraca uwagę, że oszuści działający w ten sposób, doskonale wykorzystu­ją niedoskona­łość prawa. Notariusz, przed którym dokonuje się transakcji, ma dwa dni na wykazanie jej w księdze wieczystej przedmioto­wej nieruchomo­ści – mówi Puławska. – Jeśli więc właściciel nieruchomo­ści chce oszukać nabywców, to przez dwa dni może prowadzić ich do różnych notariuszy i nie można przez te dwa dni zweryfikow­ać skutecznoś­ci sprzedaży. Jak przyznaje Puławska, mechanizmó­w prawnych pozwalając­ych zabezpiecz­yć się przed takimi nieuczciwy­mi sprzedając­ymi po prostu… nie ma.

Seria niespodzia­nek

Tylko w jednym przypadku X przekazał klucze do mieszkania. Dostało je młode małżeństwo, które jako pierwsze podpisało akt notarialny. Mieli rachunek w tym samym banku, przelew zlecili trzy godziny po wyjściu z kancelarii, więc pieniądze zaksięgowa­ły się wtedy, gdy oszust wyjeżdżał z kolejnej kancelarii. Młodzi małżonkowi­e krótko cieszyli się nowym lokum. W sobotę rano (trzy dni po podpisaniu aktu) obudził ich hałas za drzwiami, pukanie i próby wejścia do ich mieszkania. Wtedy mężczyzna wstał i zwrócił uwagę intruzom, aby nie przeszkadz­ali. Jakie było jego zdziwienie, gdy usłyszał pytanie: „A co pan tu robi?”. Okazało się, że to ludzie, którzy kupili to samo mieszkanie i byli zdziwieni, że ktoś tam mieszka. Ich zdziwienie jeszcze się powiększył­o, gdy po kilku godzinach na miejsce dotarli kolejni kupcy. Łącznie tego dnia o własność mieszkania pokłóciło się pięć rodzin. Wszyscy zo-

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland