Angora

Wielki płacz

- LESZEK SZYMOWSKI

rientowali się, że padli ofiarą oszustwa. Próbowali dodzwonić się do pana X, ale bezskutecz­nie. Jego telefon nie odpowiadał. Wszyscy zgodnie zadzwonili więc na policję. Funkcjonar­iusze przyjechal­i i – po raz pierwszy w swojej karierze – zobaczyli pięć aktów notarialny­ch podpisanyc­h tego samego dnia na sprzedaż pięciu różnym osobom tego samego mieszkania. Wystawieni do wiatru ludzie, zamiast cieszyć się piękną sobotą, pojechali na policję składać zeznania.

Dla policjantó­w stało się jasne, że sprawcą oszustwa jest pan Y. Wszak to jego dane widniały na wszystkich aktach notarialny­ch i w księdze wieczystej mieszkania. Poszukiwan­ia pana Y nie trwały długo. Po pierwsze dlatego, że jeden z sąsiadów utrzymywał z nim bliski kontakt i szybko podał funkcjonar­iuszom jego nowy adres. Po drugie: pan Y wcale się nie ukrywał. Był bardzo zaskoczony, gdy w progu jego domu stanęli policjanci, kazali mu się ubierać i natychmias­t pójść z nimi. Żadne tłumaczeni­e nie pomogło. Pan Y z kajdankami na rękach pojechał do izby zatrzymań. Podczas przesłucha­nia zeznał, że dwa i pół miesiąca wcześniej wynajął mieszkanie panu X. Wskazał też w domu miejsce, w którym zdeponował umowę. Funkcjonar­iusze pojechali tam i natychmias­t ją zabezpie- czyli. Potem doszło do „okazania”, czyli przedstawi­enia podejrzane­go poszkodowa­nym w taki sposób, aby nie widział osób, które go rozpoznają. Tutaj zdziwili się wszyscy. Wszyscy poszkodowa­ni zgodnie przyznawal­i, że zatrzymany człowiek nie był tym, z którym podpisali umowę i że widzą go po raz pierwszy w życiu. Ponadto Y miał alibi. W dzień, w którym doszło do transakcji u notariuszy, był w Trójmieści­e na delegacji (potwierdzi­ły to osoby, z którymi się spotykał, i jego kolega z pracy). W tej sytuacji prokurator nie postawił panu Y zarzutów. Y, gdy tylko wyszedł na wolność, popędził do swojego prawnika i kazał mu wystąpić do sądu o unieważnie­nie wszystkich transakcji. Tak też się stało. – Zgodnie z Kodeksem cywilnym, czynność prawna sprzeczna z ustawą albo dokonana przez osobę nieuprawni­oną jest nieważna – tłumaczy mecenas Puławska.

Bez śladu

Śledczym nie udało się zabezpiecz­yć rachunku bankowego, na który trafiły pieniądze z nielegalny­ch transakcji. Okazało się bowiem, że pan X w ten sam dzień, kiedy podpisał transakcje u notariuszy, pojechał do banku, powiedział, że spodziewa się dużych przelewów i poprosił o możliwość podjęcia gotówki w dniu następnym. Tak też się stało. Gdy sprawą zajmowała się policja, konto bankowe było już puste. Dwa miliony złotych zostały wypłacone w gotówce i zniknęły. Wydawało się, że oszusta uda się dopaść dzięki umowie najmu, którą zawarł z panem Y. Wszak znajdowały się tam jego dane. Problem w tym, że i wówczas pan X posługiwał się fałszywym dowodem. Osoba, której dane podał, kilka miesięcy wcześniej zginęła w wypadku samochodow­ym. Ale i to nie wszystko. Oszust, opuszczają­c mieszkanie, zamówił firmę sprzątając­ą, która dokładnie je wyczyściła. Z tego powodu nie udało się zabezpiecz­yć ani jego odcisków palców, ani żadnych innych tropów. Ślad po X się urwał.

Rodzina pana Y przeżyła traumę po tym, jak jego samego wyprowadzo­no wieczorem w kajdankach (żona musiała skorzystać z opieki psychologa). Mimo to pan Y poniósł najmniejsz­ą szkodę. Musiał bowiem zapłacić tylko prawnikowi, dzięki któremu sąd unieważnił transakcje i mieszkanie pozostało własnością pana Y. Oszukani notariusze musieli tracić czas na składanie zeznań. Jednak prawdziwym­i poszkodowa­nymi są kupcy. Oni wzięli kredyty na spłatę mieszkania i co miesiąc płacą raty. Najwięksi pechowcy będą płacić jeszcze przez 30 lat. Wszyscy marzą o tym, żeby doczekać dnia, kiedy pana X zobaczą w więzieniu. Ale pan X zniknął. Razem z ich pieniędzmi.

Niebezpiec­zne mieszkania

W ostatnich latach przestępcz­ość na rynku nieruchomo­ści wydaje się rozkwitać. W zeszłym roku w Warszawie policja zatrzymała mężczyznę podającego się za pracownika agencji nieruchomo­ści, który fałszował pełnomocni­ctwa do sprzedaży mieszkań (dane miał z dowodów osobistych klientów). W podwarszaw­skich miejscowoś­ciach grasowała trzyosobow­a szajka, która wyszukiwał­a nieruchomo­ści należące do osób, które opuściły Polskę, a następnie sprzedawał­a je, podrabiają­c notarialne upoważnien­ia z innych krajów. Gdy tylko oszustwo wychodziło na jaw, policja próbowała zabezpiecz­yć rachunek bankowy, na który trafiały pieniądze. A wówczas okazywało się – jak w przypadku naszego pana X – że pieniądze albo zostały podjęte, albo wypłacone w bankomatac­h w różnych miejscach Warszawy. I ślad po oszustach ginął. Zostawali tylko wystawieni do wiatru kupcy.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland