You Got It
Od lat z zainteresowaniem obserwuję pracę ludzi przygotowujących reklamy dla radia i telewizji, w szczególności zaś osób opatrujących je muzyką. Mogą wybrać trzy drogi.
Najłatwiejszą jest zamówienie pioseneczki z odpowiednim tekstem. Trudniejszą, ale i na ogół bardzo kosztowną, bywa wykorzystanie wielkiego, aktualnego przeboju, zaś do filmiku zatrudnienie wykonującej go gwiazdy. Wreszcie trzecia droga, najtrudniejsza, to wynalezienie odpowiedniego utworu spośród evergreenów. Utworów, które czas swojej świetności (ale to naprawdę musiała być świetność przez duże „Ś”) mają za sobą, publiczność o nich prawie zapomniała, ale wita jak dawno niewidzianego, dobrego znajomego. A jeśli do tego w tekście pojawia się jakby pisany specjalnie dla reklamy zwrot, na przykład: Wszystko, czego chcesz, dostaniesz, to efekt jest murowany.
Ten cytat pochodzi z piosenki Roya Orbisona, zatytułowanej You Got It, i od jakiegoś czasu pojawia się w reklamie pewnej dużej sieci drogerii.
Roy Orbison to jeden z najbardziej nieszczęsnych artystów rock and rolla. Zakochany w swojej żonie Claudette napisał dla niej i o niej przebój swojego życia Oh! Pretty Woman. Cóż z tego, przyłapał niewierną na romansie z ogrodnikiem i musiał się z nią rozwieść. Ciągle jednak był zakochany i może nawet doszłoby do powrotu, gdyby nie fakt, że Claudette zginęła w wypadku motocyklowym. Wkrótce potem w pożarze na poddaszu domu spaliła się dwójka z trójki dzieci Orbisonów. Wyłączenie na kilka miesięcy z zawodowej aktywności zostało spowodowane kolejnym wypadkiem motocyklowym, w którym z kolei ucierpiał sam Roy.
Jednym słowem, nieszczęście za nieszczęściem. Raz tylko pech zamienił się w szczęśliwy zbieg okoliczności. Otóż w drodze na koncerty do Atlanty, muzyk zostawił w samolocie okulary, a nosił silne soczewki. W podróży używał szkieł przyciemnianych i w takich przez roztargnienie udał się na występ. Samolot odleciał, pozostają dwa wyjścia – odwołać imprezę albo, co było incydentem nie do wyobrażenia w tamtych czasach, wystąpić publicznie w ciemnych okularach. Przekonano Orbisona, że to będzie mniejsze zło i tak narodziła się światowa moda na przydymiane optyczne szkła, które zresztą stały się znakiem firmowym artysty.
Mamy rok 1987. Roy zapomniał już, jak to jest mieć swoją piosenkę choćby w pierwszej dziesiątce list przebojów. Owszem, wydaje mało znaczące płyty, koncertuje, ale mimo że ma ledwie 51 lat, bliżej mu do Muzeum Historii Naturalnej Rocka niż do powrotu na listy.
Tymczasem inny artysta, Jeff Lynn, jest w rozkwicie talentu i powodzenia. Rozwiązał właśnie swoją grupę Electric Light Orchestra i otrzymał niebywałą propozycję od byłego Bitelsa George’a Harrisona. Chciał on stworzyć incydentalną supergrupę, której trzon mieli stanowić Lynn, Bob Dylan i Tom Petty – przyjaciel Dylana. Jeff ma teraz dostęp przez wspólnego menedżera do wielu idoli swojej młodości. Prosi o kontakt z Orbisonem, chce mu bowiem zaproponować współpracę. Ten, niestety, przeprowadza się właśnie do nowego domu w Kalifornii i w ogóle ma inne zobowiązania. Uprzejmie odmawia, obiecując, że kiedy Lynn będzie następnym razem w Los Angeles, chętnie się z nim spotka. Ów „następny raz” to Gwiazdka 1987 roku. Zaczynają się przymiarki do napisania nowych piosenek. Do współpracy doproszono Toma Petty’ego. Tom nie znał Roya i podchodził do przedsięwzięcia z rezerwą, ale w przełamaniu lodów pomógł przypadek. Otóż na pierwsze spotka- nie Petty przyjechał nowiutką corvette. Chcąc się pochwalić, zaprosił kolegów na przejażdżkę. Otworzył dach, był piękny dzień; cóż z tego – po powrocie do domu nikt nie wiedział, jak dach zamknąć. Muzycy wspólnie męczyli się z oporem materii, ale – jak opowiadał Tom Petty – przygoda ta znacznie ich do siebie zbliżyła.
Przystąpiono do pracy. Jeff grał na maleńkich klawiszach Casio, a Tom i Roy akompaniowali na akustycznych gitarach. Roy miał pewne pomysły na piosenki. Tak było z You Got It. Najszybciej poszło im z refrenem, potem dodano zwrotki. Tak, pomysł był Orbisona, ale ta piosenka nie zachwycałaby tak, gdyby nie talent Jeffa Lynna, który całość zaaranżował i wyprodukował. Zachwyceni słuchacze z łatwością odnajdywali bogactwo brzmień, które znali już z płyt Electric Light Orchestra. No właśnie – produkcja. Studio zamówiono na kwiecień 1988 roku. Lynn opowiadał, jak zgodnie ze zwyczajem do pierwszego nagrania ustawił suwaki potencjometrów w średnim położeniu. Jakież było jego przerażenie, kiedy poproszony o próbkę wokalu Roy tak „ryknął” do mikrofonu, że o mało nie połamały się wskazówki w zegarach.
Zapowiadało się na duży sukces, zresztą cały album zatytułowany Mystery Girl zawierał same przeboje i wydawało się, że otworzy nowy okres kariery Roya Orbisona.
Wydawało się. Nieszczęśliwy los upomniał się o swoje. W grudniu 1988 roku artysta zmarł na serce. Nie doczekał ani wydania płyty, ani słodyczy powrotu na czołówki list przebojów.
halber@onet.eu Felietony do słuchania w soboty na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia SA
około godz. 19.15
Pochodzący z Danii duet Coco O. i Robin Hannibal tworzą muzyczkę, którą nazywam „krainą łagodności”. Połączenie jazzu i soulu ze szczyptą elektroniki i popu. Klimatów, w których brylują z powodzeniem (współcześnie) Adele oraz (nieco dawniej) nasza rodaczka, Basia Trzetrzelewska. Aby nie usłyszeć zarzutów wtórności pomysłów, Quadron nadaje im nieco pazura, takich swoich pięciu groszy. Brzmi to intrygująco, pobudzająco, ale jednocześnie kojąco. W klubie przy lampce wina, czy też w domu przy świecach, nastrój rozluźnienia – murowany.
Sony. Cena ok. 40 zł.
Nie będąc fanem tak ostrych brzmień, jakie preferuje hardrockowo-heavymetalowa grupa, sądziłem, że najnowsza płyta to zbiór dziesięciu najwybitniejszych kawałków. Kłopoty zdrowotne i roszady w składzie, huczne pożegnania i powroty frontmana Ozzy’ego Osborne’a, na to mi wskazywały. Jest to jednak nowy materiał, na który fani rzucili się jak wygłodniałe wilki. Krążek bije rekordy sprzedaży! A co do muzyki na nim zawartej: cóż, choć szron na głowie i nie to zdrowie, chłopaki młócą i wymiatają, jak na klasyków gatunków przystało. Raz ostrzej, raz lżej. Dla jednych będzie to balsam dla uszu, dla innych szatańskie odgłosy.
Universal. Cena ok. 50 zł.
Słuchając czteropłytowej składanki z utworami z lat dziewięćdziesiątych, zdałem sobie sprawę, jaki to był płodny i radosny muzycznie okres. Na scenę wkraczała (jeszcze niewinna) Britney Spears z … Baby One More Time. Michael Jackson był u szczytu sławy z Black Or White, tak jak i Modern Talking z Sexy Sexy Lover. Tańczono Macarenę Los Del Rio i Mambo No. 5 Lou Begi. Królowały boysbandy: Backstreet Boys w Get Down i We’ve Got It Goin On oraz New Kids On The Block w Tonight. Swoje piętno odciskały kapele, które zaliczały tzw. złoty strzał: Army Of Lovers – Crucified, The Beloved – Sweet Harmony, Eiffel 65 – Blue Da Ba Dee. Rządziła wolność, którą my się właśnie zachłystywaliśmy, ale czasy były niebywale dźwięczne!
Sony. Cena ok. 50 zł.