Najgorsi turyści
5400 brytyjskich turystów przebywających na wakacjach za granicą trafiło w ubiegłym roku do aresztów na całym świecie. Lądują za kratkami za pijaństwo, narkotyki, rozbieranie się w miejscach publicznych oraz wszczynanie bójek i awantur. Trafiają do więzień w USA, Grecji, Portugalii, a nawet w Chinach i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W tym ostatnim państwie zwykle za nieszanowanie miejscowych zwyczajów. W Tajlandii natomiast masowo przyjmowani są do szpitali. Tajskie ministerstwo zdrowia zanotowało 31-procentowy wzrost zgonów i hospitalizacji Brytyjczyków, którzy szaleją na motorowerach, nie używając kasków i ignorując przepisy drogowe. Jednego z Brytyjczyków, który wyjechał do ciepłego kraju, by zasmakować słońca i tanich napojów alkoholowych, policja aresztowała co dwie godziny. W tym roku ministerstwo spraw zagranicznych wydało specjalne ostrzeżenie wraz z interaktywną mapą państw, w których wyspiarze mają największe kłopoty. Od 100 do 200 obywateli Zjednoczonego Królestwa jest corocznie aresztowanych za posiadanie narkotyków w USA i Hiszpanii. Z kolei w Turcji, na Balearach i na greckich wyspach głównym sprawcą aresztowań jest alkohol. W ubiegłym roku brytyjskie konsulaty na całym świecie musiały interweniować w obronie swoich obywateli aż 19 tysięcy razy. Zamiłowanie mieszkańców Wysp do trunków i ostrej zabawy wykorzystują też firmy turystyczne organizujące wycieczki, których celem wcale nie jest zwiedzanie czy wygrzewanie się na plaży. Brytyjczycy bardzo się starają, by zająć ostatnie miejsce wśród turystów świata. Ranking taki sporządził jeden z podróżniczych serwisów internetowych, zbierając opinie hotelarzy. Wszyscy niemal jednogłośnie orzekli, że najchętniej goszczą Japończyków. Są najbardziej uprzejmi, spokojni i zorganizowani. Na drugim miejscu znaleźli się Niemcy, najschludniejsi z hotelowych gości, choć niezbyt hojni. Za najgorszych turystów uznano Chińczyków. Notorycznie niszczą zabytki, a nawet rośliny. W ogrodzie botanicznym na Tajwanie zdewastowali 30 agaw, ryjąc na nich napisy w rodzaju „tu byłem” i miłosne wyznania. Poza tym ich dzieci bez skrępowania robią kupę w miejscach publicznych, na peronach metra, na lotniskach, w wagonach kolejowych, a nawet w sklepach. Doszło do tego, że władze Hongkongu umieściły w metrze specjalne znaki zakazujące publicznego załatwiania potrzeb fizjologicznych.