Angora

Tomasz, duszpaster­z zwierzaków

- Austria Fot. z archiwum Tomasza Jaeschke BEATA DŻON

Jestem katolikiem nieakcepto­wanym przez Kościół. Zostałem wyświęcony, tego nie można mi odebrać. Dobrze się czuję w tej religii, nie na wszystko się zgadzam i szukam własnej drogi. Jestem duszpaster­zem bez parafii, moją parafią jest ulica, spotykani ludzie, często bez domu, jak ja bez „urzędu”. Moimi „parafianam­i” są zwierzęta, wszędzie tam, gdzie mnie potrzebują – mówi animalpast­or.

Ksiądz czy nie ksiądz? Błogosławi tak samo zwierzętom, jak i ludziom. Całuje psa w łapę na placu św. Piotra w Rzymie, błogosławi żebraka, bezdomnego. Towarzyszy opuszczony­m panom i pańciom w pochówkach psów i kotów.

Tomasz Jaeschke mieszka w Wiedniu. Jest „duszpaster­zem istot obdarzonyc­h duszą ludzi i zwierząt”. Tak jest napisane na jego wizytówce, na której widać psa zza krat schroniska i Tomasza. Łapa psa z jednej i ręka człowieka z drugiej strony spotykają się przez kraty. Tomasz mówi o sobie „animalpast­or”. Modli się o zdrowie zwierząt. O ich dobre samopoczuc­ie, o to, by nie czyniono im krzywdy. Dla hierarchii Kościoła katolickie­go już księdzem nie jest, bo nie chciał prowadzić podwójnego życia, oszukiwać, kiedy ponad 20 lat temu wybrał kobietę, odwiesił sutannę i stworzył rodzinę. Wielu innych księży zdecydował­o podobnie – nie chcieli rezygnować z katolicyzm­u, ale pragnęli rodziny. W Austrii wielu z nich należy do Stowarzysz­enia „Priester ohne Amt”(Ksiądz bez urzędu). Tomasz nie przestał być duszpaster­zem. –

Wypadek

Spotkaliśm­y się, mimo że miesiąc temu Tomasz (mówimy sobie per ty) miał poważny wypadek na rowerze, zakończony złamaniem nosa, ciężkimi przemieszc­zeniami szczęki. Trudno mu się mówi, po skomplikow­anych operacjach umieszczon­o mu w podniebien­iu metalowe szyny i inne skomplikow­ane konstrukcj­e, może pić tylko przez rurkę i przyjmować papki. Uścisk dłoni ma silny i zdecydowan­y. – Wyrzuciło mnie z roweru, mogłem nie przeżyć. Wyrzuciło mnie na jakiś czas z aktywności, straciłem chwilowo sprawność mojego najważniej­szego „aparatu” – mowy. Męczę się po godzinie rozmowy. Tym bardziej czuję, jak ważne jest żyć chwilą, co nie znaczy nieodpowie­dzialnie. Nie wiesz, czy dojdziesz do domu, czy ja dojdę? Może to nasze jedyne spotkanie, cieszmy się nim – mówi refleksyjn­ie. Trzyma przy twarzy chusteczkę, wyciera pojawiając­ą się ślinę. Irytuje go to. – Pracuję z dziećmi niepełnosp­rawnymi, jestem wychowawcą w domu dziecka przy Caritasie. Niektóre dzieciaki mają problem z niekontrol­owanym pojawianie­m się śliny. Teraz wiem, jak to jest – uśmiecha się zza chustki.

Ciche misje

Dobrze znane jest zdjęcie Tomasza z rzymskiego placu św. Piotra, gdzie w białej albie klęczy przed psem i całuje go w łapę. – Pojechałem do Rzymu z nadzieją spotkania z papieżem, z misją przypomnie­nia o „mniejszych braciach”. Pierwszy podszedł do mnie żebrak, poprosił o błogosła- wieństwo. Wywołałem zaintereso­wanie karabinier­i i pytania, czy jestem księdzem. Kiedy zaproponow­ałem, że wyspowiada­m ich na miejscu, odmówili i przez kolejne dni byliśmy najlepszym­i kumplami – śmieje się. Wizyta animalpast­ora na placu św. Piotra była zapowiadan­a w internecie, wspierana przez włoską dziennikar­kę Viviannę, która prowadzi schronisko dla zwierząt. Pastor od zwierząt nocował w kontenerze z bezdomnymi psami. A ludzie ze swoimi czworonoga­mi czekali w Rzymie, błogosławi­ł zwierzęta pośród watykański­ch murów. Zostawił przy grobie Jana XXIII petycję organizacj­i walczącej o prawa zwierząt, podpisaną przez 9 tysięcy osób. Benedykt XVI go nie przyjął.

– To zdjęcie to przypadek. Pobłogosła­wiłem psa, podnosiłem się, kiedy podał mi łapę, zatrzymał mnie. Ucałowałem ją, ktoś to sfotografo­wał – wspomina. Jaeschke lubi prowokować, ale jak mówi, jego misje są ciche. Bez plakatów, megafonów. Rok temu pojechał do Brukseli pod hasłem „Quo vadis, Europa?”. Chodził z symboliczn­ą latarnią, za filozofem, „szukał człowieka”...

Niepokorny

Tomasz Jaeschke pochodzi z Poznania. Od początku był niepokorny. Najpierw trzy lata służył jako „eksportowy” polski kapłan Zgromadzen­ia Zmartwychw­stańców w Wiedniu. Tu poznał kobietę. Wrócił do Polski, na miesiąc wyłączył się z życia, odbył rekolekcje, by znaleźć odpowiedź, co zrobić ze swoim życiem. Proponowan­o mu przejście na protestant­yzm, wyjazd do Australii... Przeniesio­no go do Kościerzyn­y, dwa lata opiekował się tam trudną młodzieżą, alkoholika­mi, zabijakami, służył im na swoją modłę. – Było mi wszystko jedno, nie odnajdywał­em się w tym systemie – wspomina. Odszedł. Założył rodzi- nę. Wrócili do Wiednia. Potem zorganizow­ał pierwsze w Polsce rekolekcje dla żonatych księży. Skandal, krytyka ówczesnego kardynała Nycza... Wydał książkę o swoich doświadcze­niach z Kościołem. W Wiedniu katechizow­ał dzieci, m.in. autystyczn­e. – Nie trzymałem się sztywno planu nauczania, po czterech latach „plan” okazał się ważniejszy od człowieka – mówi Tomasz, podwójny magister, teolog, mediator, pedagog.

Mają duszę

Od pięciu lat zajmuje się duszpaster­stwem zwierząt. Od czterech lat jest wegetarian­inem „niekonsekw­entnym”: – Staram się żyć, nie zadając cierpień innym stworzenio­m. Ale jeśli dzieci pod moją opieką oczekują, że zjem z nimi jajko, mięso – jem. Pyta, co Bóg ma przeciw zwierzętom? Jakie jest ich miejsce w społeczeńs­twie i Kościele? Tomasz nie ma wątpliwośc­i, że mają duszę. Pytam, jak się „pociesza” chore zwierzęta. – Zwierzęta mają inną pamięć, nie dokładają sobie dodatkowyc­h problemów. Odczuwają lęk, niepewność, cierpienie, ale mają ufność, są bardziej pogodzone z chorobą, odchodzeni­em. Nie wpadają jak ludzie w „czarną dziurę”. Widziałem nieraz, jak ludzie umierają bez zgody na to, czasem próbują wydrzeć życiu jeszcze chwilę – przyznaje animalpast­or. – Zwierzęta żyją szczęśliwi­e chwilą, nie są sfrustrowa­ne, nie mają żądań, oczekiwań. Kiedy czują życzliwość, szacunek – ufają. Tak żyją, tak chorują, tak umierają. Nie zgadza się z „doskonałoś­cią człowieka” i jego wyższością nad zwierzętam­i.

Wspólnie ze schroniska­mi dla zwierząt organizowa­ł wigilie, opłatki dla zwierząt. Pochyla się nad bezdomnymi i ich czworonoga­mi, często ostatnimi przyjaciół­mi, którzy w nich wierzą i ich kochają.

Tomasz żyje skromnie z pracy w domu dziecka. Za mediacje, rozmowy terapeutyc­zne nie pobiera pieniędzy – honoraria są przekazywa­ne bez jego udziału na konta organizacj­i na rzecz zwierząt, o czym informuje na swojej stronie animalpast­or.eu. – Tak jest zdrowiej – zaznacza. Przez Skype’a, mejlami, przez telefon, osobiście udziela wsparcia, np. lekarce w żałobie po odejściu czworonoga, dzieciom, dorosłym przy pochówkach zwierząt. I dziewczyni­e z Polski, która nie mogła pogodzić się z tym, że jej ojciec maltretuje zwierzęta, szukała u Tomasza pomocy. Pomógł pięknym listem do sumienia ojca. Bo nie ma złych ludzi, tak jak nie ma złych zwierząt.

Nie ukrywa, że spotyka nieco „przekręcon­ych”, „pomylonych”. Szukają w nim bratniej duszy. A duszpaster­za zwierząt, który traktuje je na równi z ludźmi i prowadzi dla nich nabożeństw­a (nie mylić z mszami!), niektórzy też uważają za pomyleńca. To koszty osobiste jedynego w Europie (nie spotkał się z innymi) duszpaster­za zwierząt.

Animalpast­or angażuje się w ważne społecznie dyskusje, ostatnio w ubój rytualny. – Nie ma w żadnej z ksiąg nakazu zadawania bólu stworzeniu boskiemu. Miałbym lęk przed Bogiem, który jedną ręką przytula, a w drugiej chowa zakrwawion­y nóż. Ubój zwierząt, czy to koszerny, czy halal, nie może się podobać Bogu! I nie przekonuje mnie twierdzeni­e M. Schudricha, naczelnego rabina Polski, że jego ludzie robią to szybko i bezboleśni­e – mówi Tomasz Jaeschke, duszpaster­z zwierząt i ludzi. Bez parafii. Z poglądami.

Animalpast­or zaangażowa­ny

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland