Same cuda!
również największe skupisko wolnych ludzi, którzy nie mogą opuścić tego miejsca. Każdy z nich jest wolny, bo może mówić wszystko, co chce, a czego nie mógł robić w Syrii, ale jednocześnie wszyscy oni są fizycznie zamknięci w obozie pod kluczem.
Do obozu w Zaatari kierowani są nowo przybyli uchodźcy. Ci, którzy przekroczą granicę nielegalnie, są tu transportowani przymusowo. Prawie każdy, kto raz wjedzie do środka, nie może stąd wyjechać. To miejsce staje się odtąd ich tymczasowym domem i podkreśla jedynie doraźny charakter ich egzystencji. W momencie, w którym opuścili rodzinne strony, czas się dla nich zatrzymał, a jednocześnie nieubłaganie przecieka im przez palce. W tym miejscu nie ma szansy na jakiekolwiek zajęcie, nie mówiąc już o etatowym zatrudnieniu. Pośród czterech ścian namiotów, w środku szczerej pustyni, nie ma mowy o godnym życiu i rozwoju. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, co wydarzy się jutro, w następnym tygodniu ani za miesiąc. A może, co gorsza, nie stanie się nic, a tymczasowość przerodzi się w prowizoryczną stałość. Z każdym dniem narasta tu marazm, gniew i pogłębia się świadomość braku perspektyw na przyszłość.
Mimo że obóz jest szczelnie chroniony przez 500 funkcjonariuszy żandarmerii i policji, wielu próbowało stąd uciec. Znam osoby, którym się udało. Kryją się teraz w pobliskich miejscowościach w obawie przed przymusowym transportem z powrotem do Zaatari. Co więcej, na terenie obozu jeszcze pół roku temu istniała siatka powiązana z administracją obiektu przerzucająca uciekinierów na zewnątrz za 500 dinarów (około 2400 złotych). Uchodźcy mogą też wyjść z obozu legalnie po udokumentowaniu lokalnej administracji, że posiadają środki finansowe, które wystarczą im na funkcjonowanie poza obozem. Często też Syryjczycy przekazują pieniądze rodzinom jordańskim, by te przygotowały im specjalne zaproszenia, dzięki którym są w stanie wydostać się z obozu.
– Z Dary uciekli wszyscy sunnici, zostali tylko szyici. Mogę rozmawiać o wszystkim, mogę mówić, co chcę – pręży pierś i stwierdza odważnie Muhammad i przyprowadza swego bratanka Khalida. Chłopak ma dziewięć lat. Pokazuje nogi i kolana. Pokrzywione i pozszywane. Nie ma czucia w nogach. Nie jest w stanie poruszać się bez kul. Kiedy szedł po ulicy w Darze, niedaleko od niego wybuchła bomba, a jej odpryski okaleczyły jego ciało. – Konsekwencje wojny są przerażające. Życie tu, w obozie nie jest łatwe. Woda jest zanieczyszczona i generalnie jej brakuje, podobnie jak jedzenia – opowiada Sami. W namiotach zimą było bardzo chłodno, a tylko niektóre rodziny miały piecyki elektryczne. Teraz, w środku lata i pustyni, w kontenerach jest duszno i gorąco. – To wszystko, co może zrobić dla nas król Abdullah. Może nam zapewnić życie tylko w czymś takim – pokazuje wnętrze namiotu Sami. – Nie ma tu specjalnego jedzenia dla niemowląt. Nie mamy pieniędzy, żeby sprowadzać je z zewnątrz – dodaje.
Jedzenia oraz wody brakuje dla uchodźców nie tylko w Jordanii. Często Syryjczycy uciekają z kraju nie tyle z obawy o własne życie, ale dlatego, że nie są w stanie zdobyć podstawowych produktów spożywczych. Jedyna rzecz, której w Syrii nie brakuje, to broń. – Dostajemy broń z zewnątrz. Nie wiem, jak i nie wiem, od kogo – opowiada Sami. – Asadowi dostarczają broń Rosja, Chiny i Hezbollah. Nie wiem, czego chcą od niego, co im obiecał. W Syrii znajduje się rosyjska baza wojskowa. Wydaje mi się, że prezydent jest winien Rosjanom 20 miliardów dolarów. Jeżeli upadnie, to kto odda im pieniądze? Kto spłaci jego dług? Dlatego ciągle chcą, żeby trwał – stwierdza dwudziestolatek.
Siedzimy w jednym z obozowych namiotów. Nad namiotem dumnie powiewa flaga Wolnej Armii Syryjskiej z napisem „Wolny człowiek”. W środku jest cała rodzina Samiego, który znakomicie mówi po angielsku. Khalid, który nie chodzi, przygląda mi się z ciekawością, a kolejny z kuzynów Samiego przyrządza herbatę, po czym nagle się odzywa. – Nazywają mnie „chodzącą śmiercią”. Dostałem pociskiem w szyję, trochę powyżej jabłka Adama. Przeszedł na wylot, omijając: tchawicę, tętnicę i przełyk. Mówię, jem i oddycham mroźnym pustynnym powietrzem. Po pocisku pozostała jedynie pięciocentymetrowa blizna. Jakie to szczęście żyć!
Przypominam sobie ostatnią rozmowę z Samim sprzed pół roku. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek tu wrócę, ale powiedziałem, że warto, żebyśmy utrzymywali kontakt. Odpowiedział, że nie ma problemu.
– Podasz mi swój numer telefonu? – zapytałem.
– Ja nie mam telefonu – stwierdził Sami.
– Wobec tego, gdybym tu jeszcze kiedyś przyjechał, jak cię znajdę? – rozłożyłem ręce.
– Będę tutaj. W tym namiocie, pod flagą syryjską z napisem „Wolny człowiek”.
Teraz takich zielono-biało-czarnych flag z trzema czerwonymi gwiazdkami jest w obozie dziesiątki. Nie ma natomiast Samiego, Muhammada, „chodzącej śmierci” i małego Khalida. Dowiedziałem się, że są już z rodziną w Algierii. Jak mówili, tak zrobili – pomyśleli o przyszłości.
Największym kompleksem obozów dla uchodźców na świecie jest Dadaab w Kenii. Przebywają tam uciekinierzy ze wschodniej Afryki, głównie Somalii. Obozy w Dadaab wybudowano na początku lat 90. ubiegłego stulecia. Po 20 latach obóz wciąż istnieje, jest miastem śmierci, chorób i zarazy, dręczonym przez powodzie oraz susze. Dwadzieścia lat temu w Polsce obalono komunizm, jesteśmy w NATO i Unii Europejskiej, wiele rzeczy przez te 20 lat się zmieniło. W Dadaab nic albo prawie nic. Poza tym, że obóz stał się trzecim największym miastem w Kenii i liczy ponad 400 tysięcy uchodźców. Podobnie jest z syryjskimi uchodźcami w Jordanii.
Wystarczył rok, żeby w Zaatari powstał drugi co do wielkości obóz na świecie. Ludzie przychodzą tu, i tu mieszkają, a tylko czasami udaje im się stąd zniknąć. Ilu jeszcze uciekinierów będzie w stanie przyjąć to miejsce na nieprzyjaznej pustyni, gdzie nikt wcześniej nie chciał założyć osady?
*** Liczba wszystkich uchodźców z Syrii przekracza obecnie 1 mln 800 tys. osób; od 500 do 600 tysięcy z nich przebywa w Jordanii.
* Rafał Chibowski i Marta Titaniec są koordynatorami projektu edukacyjnego Caritas Polska na terenie Jordanii. W ramach projektu współfinansowanego przez MSZ RP w 2013 roku pod opieką Caritas Polska i Caritas Jordania znajduje się 600 dzieci uchodźców syryjskich w Jordanii. Z zajęć korzysta również 30-osobowa grupa niepełnosprawnych dzieci. Projekt skierowany jest do uchodźców miejskich ( urban refugees) przebywających poza obozami utworzonymi przez rząd jordański.
Nie ma potrzeby nikogo zachęcać do wizyty w Izraelu, bo kierunek to znany, związki cywilizacyjne tysiącletnie, do zwiedzania zaś niezliczone relikty historyczne i kulturowe. Do tego nieodłączny dreszczyk emocji związany z napięciem izraelsko-palestyńskim, którym nikt specjalnie sobie głowy nie zawraca, ale czujność jest powszechna. Cieszy również fakt, że na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej polskich publikacji krajoznawczych przybliżających Polakom krainę trzech religii.
Izrael jest niezwykle atrakcyjnym turystycznie krajem, którego nie można poznać podczas jednej wycieczki. Mimo że kraj to nietani, warto zwolnić tempo jego poznawania, by dostrzec złożone dziedzictwo judaizmu, islamu, chrześcijaństwa, Bizancjum, wyraźne wpływy Afryki i nieodłączny we współczesnym dźwiękowym pejzażu Izraela język rosyjski.
Oferta turystyczna kraju jest nieograniczona. Od pielgrzymowania Via Dolorosa, po wędrówki po rezerwacie Rosh Hanikra czy pustyni Negev i relaks pod kaskadą Banias. Dla wyczynowców – kąpiel w Morzu Martwym, która tylko przez pierwsze minuty sprawia frajdę, choć nie wolno zapominać o oczach, uszach i ustach, do których nie powinna dostać się solanka. Dla koneserów sztuki niezwykły Las Rubinsteina na przedmieściach Jerozolimy, gdzie rozsypano prochy wielkiego pianisty, Polaka i Żyda, dziś na równi czczonego w Polsce i Izraelu. Dzieje są przez Izraelczyków opowiadane nowocześnie, są pozbawione rutyny i oparte na obrazach. Nocny spektakl historyczny z cyklu światło i dźwięk w jerozolimskiej Wieży Dawida trafia do wyobraźni widza bardziej niż długi wykład przewodnika. W podziemnym muzeum miasta Jaffy, u bram Tel Awiwu, historia tego prastarego portu opowiadana jest hologramami. Gdy oglądamy handlowe żaglowce podczas burzy na morzu, na twarze zasłuchanych turystów spada wodny pył rozpylany przez przemyślną aparaturę. Tego nie można zapomnieć.
KRZYSZTOF BZOWSKI. IZRAEL. ZIEMIA TRZECH RELIGII, TRZECH MÓRZ I JEDNEGO SŁOŃCA. Wydawnictwo BEZDROŻA – HELION, Gliwice 2013, s. 208. Cena 26,90.