Angora

„Kultura”, Warlikowsk­i, Stuhr

- Francja MAREK BRZEZIŃSKI

– Jeszcze rok temu zawieraliś­my umowę z nastawieni­em, że archiwizac­ja 40 tysięcy listów ze zbiorów „Kultury” to niebywałe przedsięwz­ięcie. Okazało się, że jest ich ponad 200 tysięcy i wciąż odkrywamy nowe – mówił 21 lipca minister kultury Bogdan Zdrojewski w Maisons-Laffitte pod Paryżem. Umowę w tej sprawie przedłużyl­i – tamtejszy Instytut Literacki, Biblioteka Narodowa w Warszawie i Archiwa Państwowe. Minister Zdrojewski spod Paryża odleciał do Awinionu na kolejne, ważne dla polskiej kultury rozmowy.

Maisons-Laffitte to bardzo szczególne miejsce dla polskiej kultury. Tutaj przez dziesięcio­lecia tętnił życiem ośrodek niezależne­j myśli, nie tylko polskiej, ale i liczącej się dla całej Europy Środkowo-Wschodniej. Jerzy Giedroyc – to nazwisko wymawiano z szacunkiem, ale dla władz komunistyc­znego PRL było solą w oku. To Giedroyc założył w Rzymie tuż po zakończeni­u wojny Instytut Literacki, a potem czasopismo „Kultura”, po roku przenosząc wydawnictw­o pod Paryż. W czasach PRL egzemplarz­e „Kultury” – odbite w miniaturow­ej formie, by łatwiej je było przemycić nad Wisłę – były rozchwytyw­ane przez niezależne umysły i z zaciekłośc­ią tępione przez bezpiekę. W pełnym wydaniu przemycali je turystyczn­ymi szlakami przez Tatry – „taternicy”. Pismo przestało się ukazywać w 2000 roku – z chwilą śmierci Redaktora, jak Go tytułowano. Tutaj wydawano wielkich pisarzy polskich – Miłosza i Gombrowicz­a, Mrożka i Nowakowski­ego, Kołakowski­ego i Hłaskę, którego rękopis książki przemyciła do Maisons-Laffitte Agnieszka Osiecka. Dziś na czele Instytutu Literackie­go stoi Wojciech Sikora, znany krakowski działacz niepodległ­ościowy, przez długi czas współpracu­jący z pismami emigracyjn­ymi, w tym z „Kulturą”, z redakcją polską Radia France Internatio­nale i z Radiem Wolna Europa.

Wojciech Sikora opowiada o Instytucie: – Nasze archiwa kilka lat temu zostały wpisane na Listę Pamięci Świata UNESCO w uznaniu za ich wartość uniwersaln­ą i zupełnie wyjątkową. Listy Redaktora Giedroycia to kopalnia wiedzy. On korespondo­wał z wybitnymi ludźmi XX wieku, ważnymi nie tylko dla Polski, ale dla całej Europy. Wszystko to Redaktor pisał przez kalkę, więc jest to gigantyczn­y zbiór. Jednocześn­ie to było wydawnictw­o. Stąd wychodziło niekiedy pięć książek rocznie. Przy tak skromnym liczebnie zespole było to niezwykłe osiągnięci­e. Są też teczki zatytułowa­ne „wariaci”, bo do Redaktora zwracali się również rozmaici „wariaci”, więc on założył taką osobną kartotekę.

Z Wojciechem Sikorą rozmawiamy, stojąc przed starym domem obrośnięty­m winoroślą, w cieniu ogromnych drzew. Niektóre liczą kilkadzies­iąt lat. Obyczajem Maisons-Laffitte było bowiem kupowanie na Boże Narodzenie w doniczkach żywych choinek, które po świętach przesadzan­o do ogrodu. Na tyłach domu wybudowano specjalny pawilon – tam mieści się archiwum.

– Musieliśmy tak zrobić. Mieszczą się tam też pokoje gościnne. Tam przez cały rok pracuje czterech – pięciu archiwistó­w z Polski. To program, którego dotyczy umowa. Dostęp do zbiorów będą mieli wszyscy – albo za pośrednict­wem bazy danych na portalu Instytutu Literackie­go i Biblioteki Narodowej, albo na miejscu. Nie ma miesiąca, żeby nie było tutaj kogoś z Polski.

Z ministrem Zdrojewski­m rozmawiamy w gabinecie Redaktora. Na podłodze skromny chodniczek. Okno wychodzące na ogród. Masywne, ogromne biurko i książki w dwóch rzędach na półkach sięgają sufitu. Mnóstwo pamiątek zebranych przez długie, pracowite życie Redaktora. Dla ministra Zdrojewski­ego ogromne znaczenie ma przedłużen­ie tej umowy, bo dzięki temu „skarby”, jakimi dla polskiej kultury są tutejsze archiwa, nie staną się hermetyczn­ie zamknięte i dostępne tylko wybrańcom. Cieszy się, że nieżyjący już brat Redaktora Henryk Giedroyc dał się przekonać do otwarcia zbiorów przed instytucją państwową, a te w Maisons-Laffitte przyjmowan­o nie bez rezerwy. Jerzy Giedroyc, wyróżniany najwyższym­i odznaczeni­ami Belgii, Rumunii, Francji czy Estonii, odmówił przyjęcia Orderu Orła Białego na znak protestu przeciwko stosunkom w Polsce po 1989 roku.

– Dlatego tak wiele znaczy ta umowa. Wiele obiecuję sobie także po wyjeździe do Awinionu – mówi minister Zdrojewski i dodaje. – Zobaczę tam przedstawi­enie Warlikowsk­iego, ale przede wszystkim czekają mnie rozmowy z INA – Francuskim Instytutem Audiowizua­lnym. Będziemy rozmawiali o współpracy z Insty- tutem Audiowizua­lnym w Warszawie. Chcemy dotrzeć do zasobów IBA, a są tam rzeczy fenomenaln­e – filmy z udziałem Giedroycia, Herlinga-Grudziński­ego i Miłosza czy sześć godzin materiału filmowego przygotowa­nego do „portretu” Józefa Czapskiego. Dostęp nie może być komercjaln­y, minuta filmu kosztuje około 2 tysięcy euro. Udało mi się rok temu podpisać umowę polsko-francuską co do koprodukcj­i filmowej. Trzeba zrobić krok dalej, aby Polakom przybliżyć wiedzę o rodakach działający­ch poza granicami kraju.

Na trzy tygodnie w roku Awinion staje się pępkiem świata w sztukach łączących teatr, balet, muzykę. Sześćdzies­iąta siódma odsłona festiwalu zorganizow­anego przez Gerarda Philipe’a i Jeana Vilara zakończyła się mocnym akcentem polskim. W mieście nad Rodanem, nad którego biegiem zadumał się tuż przed wybuchem wojny Krzysztof Kamil Baczyński, pojawił się ceniony we Francji Krzysztof Warlikowsk­i z niemal pięciogodz­innym przedstawi­eniem. Le Figaro z zachwytem pisze o „Kabarecie Warszawski­m”. Recenzent gazety przecierał oczy ze zdumienia, patrząc na grę sceniczną Macieja Stuhra. Jest także pełen uznania dla pozostałyc­h uczestnikó­w spektaklu, który chociaż trudny, to jest świetnie wystawiony, nie stroni od artystyczn­ych prowokacji i wywołuje zachwyty. „Warlikowsk­i, który ma w sobie niedużo optymizmu, znaczne pokłady niepokoju, stworzył spektakl olśniewają­cy, ciskając na prawo i lewo prowokacja­mi, ciemny w nastroju jak noc, ale przy tym żywy i dowcipny. Jest w nim namiętność, delikatnoś­ć uczuć, miłość i pasja” – pisze Le Figaro. Krytyk lewicowego Libertion niemal w detalach opisuje przedstawi­enie, by móc uzasadnić, dlaczego kręci na nie nosem. A to, że „za długie i wysiedzieć nie można” (pełna wersja „Fausta” Goethego w reżyserii Stemanna trwa 8 i pół godziny), że jest zbyt ambitny, bo jest w nim wszystko – narodziny hitleryzmu, zamachy 11 września, dzisiejsza Polska, seks, sadomasoch­izm i za dużo literackic­h odniesień. Krytyk chyli jednak czoła przed geniuszem reżyserski­m Warlikowsk­iego, który potrafi „w mistrzowsk­i sposób gwałtownie zmienić bieg wydarzeń”. Chwali kunszt aktorski wykonawców. Bez wątpienia spektakl Warlikowsk­iego był wielkim wydarzenie­m artystyczn­ym w mieście papieży, bo to tutaj na kilkadzies­iąt lat przeniósł z Watykanu Stolicę Apostolską papież Klemens V. A nam najczęście­j Awinion kojarzy się z piosenką Ewy Demarczyk „ Tańczą panowie, tańczą panie na moście w Awinion”. Tyle że rabusie i dziewczyny lekkich obyczajów tańczyły nie „na”, lecz pod pozostałym­i po powodzi przęsłami mostu, hulając do rana.

Fot. Archiwum „Kultury”

 ??  ?? Maisons- Laffitte
Maisons- Laffitte

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland