Panowie obok i wyżej znacznie lepsi
mnik nagrobny na cmentarzu. A nie o to przecież chodziło (ot, „bufon”, powie jakiś następny Stary Czytelnik)!
Pisanie anonimów ma w naszym środowisku długą, niechlubną, ale niezwykle barwną historię. „My, niżej niepodpisane artystki rewiowe, protestujemy przeciwko dyrekcji, że nie zabezpieczyła nam należnych piór na pośladki, przez co wychodzimy na scenę łyse i gołe!”.
Albo: „Co pan dyrektor myśli o tym, że od lat co miesiąc dostawałam anonimy zaczynające się od słów: Ty gestapowska szmato! Ale od kiedy umarł nasz czołowy tenor, listy przestały przychodzić. Nie uważa pan, że to dziwne?!”. I jeszcze: „Odkąd zostałam dyrektorką baletu, regularnie otrzymuję anonimy zatytułowane Ty stara pokręcona Odetto – Odylio!”.
Przed laty rozpoczynając działalność publicystyczną, zostałem zaproszony na domowy obiad do pewnej gwiazdy operowej. Przy stole siedzieliśmy w towarzystwie sędziwej Mamy (soprany dramatyczne dręczą zwykle swymi uczuciami mieszkające u nich matki). Matrona uważnie i w milczeniu przysłuchiwała się, jak córka podczas obiadu wyrzeka na stosunki panujące w Operze, niesprawiedliwość dyrekcji przy rozdziale ról, różne ciemne sprawki dyrektora, jego brak talentu dyrygenckiego i romanse z różnymi chórzystkami. W pewnym momencie dostojna Matka przerwała te użalania i zapominając o mojej publicystycznej obecności, krzyknęła: „Córko moja! Nie ma wyjścia, trzeba będzie znów napisać anonim do sekretarza KW i w ten sposób sprawę się wreszcie po naszej myśli załatwi!”. Po okrzyku tym domownicy staruszkę po prostu wyprowadzili, a obiad zakończył się przed czasem.
Bardzo często autorzy anonimów nie mając siły lub odwagi, aby stanąć do polemiki merytorycznej w imię wyznawanych racji, posługują się inwektywami pośrednio adresowanymi do atakowanej osoby. Uważając się za człowieka śmiałego i odważnego, ale jednocześnie rzetelnego, uczciwego i prawdomównego (a nie jakiegoś tam bufona), powinienem w jednej sprawie mojemu Anonimowi przyznać rację. Z mo- jej lewej strony Marek Sobczak i Antoni Szpak piszą co tydzień celne, oskarżycielskie i pouczające teksty. Powyżej od lat Janusz Korwin-Mikke zadziwia czytelników swymi oryginalnymi konstatacjami oraz konsekwencją głoszonych poglądów. Natomiast nade mną Henryk Martenka imponuje wspaniałymi metaforami, odwagą i natychmiastową reakcją na otaczającą nas polityczną, społeczną i moralną rzeczywistość. Ostatnio zaskoczył mnie obszernym tomem felietonów Herosi i łachudry, czyli z życia sfer polskich oraz ciekawym zbiorem opisów swych podróży do różnych krajów świata pt. I tu, i tam. Cóż to za wspaniała wakacyjna lektura…
Tak więc – mój niefortunny Anonimie – „Panowie obok i wyżej znacznie lepsi…”. Pozostaję wśród nich w sytuacji zaiste komfortowej. Mam do kogo równać, zmagając się swym mozolnym piórem ze strzałami zza węgła takich jak TY, często ukrywających pod pseudonimem „Stary Czytelnik” zbolałe oblicze negatywnych, nieuczciwych, a nierzadko nawet groźnych bohaterów moich „bufonowatych felietonów”.