Historia wywołuje emocje
koalicje i ugrupowania dorzuciły swoją cegiełkę do tego „upaństwowienia” cmentarza. Czas z tym skończyć.
Rozmowa z dr. PRZEMYSŁAWEM ŻURAWSKIM vel GRAJEWSKIM, historykiem, politologiem, ekspertem z Centrum Europejskiego Natolin, Instytutu Kościuszki, adiunktem Katedry Teorii Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Łódzkiego.
– Jeszcze kilka lat temu politycy zażarcie spierali się o sens lub bezsens powstania. Ale ostatnio wydaje się, że ten spór schodzi na dalszy plan, a ważniejsze jest, kto składał wieńce, kto został „wybuczony”.
– Nie zgadzam się, że dziś brakuje refleksji nad skutkami powstania. Debata historyków toczy się wielopłaszczyznowo, tyle że media się nią nie interesują, koncentrując się na rocznicowych incydentach, w których biorą udział politycy.
– Dowództwu Armii Krajowej, naczelnemu wodzowi, rządowi na uchodźstwie zarzuca się, że pchnęli Warszawę do bezsensownej i beznadziejnej walki, która kosztowała życie znacznej części polskiej elity.
– Czy wszystko mogło potoczyć się inaczej? Pewnie nie. Proszę pamiętać, że AK była formacją ochotniczą i chociaż obowiązywały w niej rozkazy, to dowództwo nie mogło ignorować panujących nastrojów. Każdego dnia ginęło wówczas w kraju 5 tysięcy Polaków. Nawet siedzenie w domu i wykonywanie poleceń okupanta nie gwarantowało, że się przeżyje do następnego dnia. Po 69 latach łatwo jest formułować krytyczne oceny. Nie tylko kierownictwo polskiego państwa podziemnego, ale także Stalin, Hitler i Churchill opracowywali plany na podstawie doświadczeń z pierwszej wojny światowej. Alianci obawiali się, że Związek Sowiecki zawrze separatystyczny pokój z Niemcami, gdyż dobrze pamiętali rok 1918 i traktat pokojowy w Brześciu Litewskim. Dlaczego Stalin zdecydował się zawrzeć pakt z Hitlerem i zaatakować Polskę w 1939 r.? Bo był przekonany, że wojna na Zachodzie będzie wyglądała tak jak w latach 1914 – 1918. Nie przewidział, że w 1940 r. Francja będzie się broniła tylko kilka dni dłużej niż Polska i na kontynencie zostanie sam oko w oko z Hitlerem. Skoro w swoich przewidywaniach mylili się przywódcy ówczesnego świata, to dlaczego mamy oskarżać dowództwo AK, że ono jedno jedyne nie powinno się mylić w sytuacji, gdy alianci już byli we Francji, Sowieci stali nad Wisłą, a przez Warszawę wycofywały się poranione na Wschodzie niemieckie oddziały. Wizja załamania się morale armii niemiec- kiej, tak jak miało to miejsce w 1918 r., wydawała się wówczas bardzo prawdopodobna.
– Wróćmy do współczesności. Kto pana zdaniem jest bardziej odpowiedzialny za wykorzystywanie rocznic powstania w grze politycznej?
– Stało się tak za sprawą Platformy Obywatelskiej. Donald Tusk twierdził, że „polskość to nienormalność”. Media wspierające PO pisały, że podczas powstania Armia Krajowa wybiła niedobitki Żydów z getta, zwalczały mit powstańczy twierdząc, że był nierozsądny i romantyczny. Po zdobyciu władzy, liderzy Platformy już jako najważniejsi przedstawiciele naszego państwa zaczęli brać udział w oficjalnych obchodach powstania i innych uroczystościach ważnych dla naszej historii. Pamiętajmy, że przez długi czas bardzo wpływową osobą w PO był Janusz Pali- kot, którego negatywny stosunek do tradycji narodowych jest powszechnie znany. Czy można dziwić się, że część Polaków uznała tych polityków za niewiarygodnych?
– Czy profesor Bartoszewski, uczestnik powstania i więzień Auschwitz, nie był wystarczającym alibi dla Tuska?
– Oczywiście wiek ma swoje prawa. Ale gdy ktoś chce nadal być czynnym politykiem, to z jednej strony ma prawo do najbardziej ostrych sądów i sformułowań, ale z drugiej – nie może się dziwić, że spotyka się to z równie ostrą reakcją drugiej strony. Gdy nazywa się współobywateli bydłem, motłochem, trudno oczekiwać, żeby się to im podobało.
– Bartoszewski tłumaczył, że miał na myśli zachowania i postawy, a nie konkretne ugrupowanie polityczne.
– Mazowiecki tłumaczył, że gruba kreska była odcięciem przeszłości, a nie zapomnieniem. Ale liczy się efekt, praktyka, a nie to, co ktoś miał na myśli. Bartoszewski wiele razy bardzo ostro krytykował brak poszanowania dla prezydenta Komorowskiego. Tu się z nim zgadzam. Jednak zapomniał, że standardy poszanowania urzędu prezydenta zostały wypracowane przez Platformę w czasach prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Jakie standardy stworzyli, takie teraz mają.
–W tygodniku „Wprost” ukazała się okładka przedstawiająca powstańca z głową Myszki Miki.
– Pamięć o powstaniu bardzo się upolityczniła. To jednak nie usprawiedliwia postawy autorów okładki. Uważam, że powinno się ich publicznie potępić.