Czuję się rewelacyjnie
Rozmowa z GRZEGORZEM, pacjentem, na którym dokonano pierwszego na świecie zabiegu przeszczepu twarzy ratującego życie
– Pierwsze pytanie, jakie muszę zadać, to jak się pan czuje?
– Rewelacyjnie, jak na ten stan zdrowia. – Jak długo pan tu był? – Prawie trzy miesiące, tu, i niecały miesiąc, no dwa i pół miesiąca dokładnie tutaj, a sześć tygodni we Wrocławiu.
– Rewelacyjnie dlatego, że pan nareszcie stąd wychodzi, czy dlatego, że się pan fizycznie dobrze czuje?
– Fizycznie się dobrze czuję. Wiadomo, że mój stan nie jest taki rewelacyjny, ale samopoczucie mam ogólnie rewelacyjne, mogę tak śmiało powiedzieć.
– Widziałem, że rodzina pana odbiera. Też się bardzo cieszy z tego, że pan wraca.
– Rodzina, oczywiście, cały pobyt w szpitalu była przy mnie.
– Panie Grzegorzu, czy pan pamięta ten moment wypadku, pamięta pan, co się stało? – Tak, pamiętam. – Może pan opowiedzieć? – Przyszedłem do pracy z kolegą, ja byłem dodatkowym operatorem maszyny. Byłem jako pomocnik, miałem godziny do wyrobienia. Przyszła pora do sprzątania. Maszyna było wyłączona, wszystko. Po prostu zacząłem sprzątać. Jakiś czujnik zadziałał, czy coś. Kolega zdążył odskoczyć. Ja, niestety, się potknąłem o te śmieci, co tam były. Po prostu upadłem na tę maszynę. Ona zadziałała, huknęło i tak się skończyło. Ja, oczywiście, pamiętam całe zajście. Nie straciłem przytomności. Koledzy mnie szybko wyprowadzili, na nosze i do karetki. Pamiętam w sumie całą drogę, jak prowadzili mnie do helikoptera. Jeszcze słyszałem warkot maszyny.
– Ale pan był wtedy świadomy tego wszystkiego?
– Byłem świadomy, wszystko czułem. Czuć już nie czułem, ale wszystko pamiętam. Jeszcze sam mówiłem kolegom, że głowa mnie boli. Wszystko to widziałem, kości, to wszystko.
– Pierwszy obraz w szpitalu też pan pamięta, jak pan tam przyjechał?
– Już byłem nieprzytomny w helikopterze. Straciłem przytomność.
– Czuł pan ból wtedy, działały środki znieczulające?
– Tak, tam było tyle środków znieczulających, że czułem się normalnie. Ja w ogóle nie czułem, że straciłem twarz.
– Pamięta pan ten moment, w którym pan zobaczył swoją nową twarz?
– Tak, akurat tak... Nie rozumiałem jednej rzeczy – dlaczego wszyscy obawiali się tego, że ja źle zareaguję.
– Pan się okazał odważniejszy niż oni.
– Nie wiem. Miałem swoje obawy, bo są różne efekty. Ludzie różnie reagują. Dla mnie to była rewelacyjna sprawa.
– To była pana pierwsza myśl, jak pan się zobaczy w lustrze, tak?
– Nie miałem żadnych zastrzeżeń do tej twarzy. Wiedziałem, że mam inną twarz. Byłem tego świadom od początku. Podpisywałem zgodę na ten zabieg.
– Ktoś z panem wcześniej rozmawiał, przygotowywał pana, powiedział: panie Grzegorzu, proszę się przygotować, bo to już nie będzie ta twarz, do której się pan przyzwyczaił przez wiele lat swojego życia?
– Uświadomiono mi to przed zabiegiem. Musieli mi uświadomić. Ale nie musiałem się długo zastanawiać, żeby to podpisać. Po prostu byłem świadom ryzyka.
– Jakby pan miał powiedzieć, przed momentem, kiedy się pan zobaczył, to było więcej obawy czy ciekawości, czy jeszcze czegoś?
– Ciekawości. Skoro ja pamiętam, byłem świadom momentu wypadku. Wiem, jaką miałem zmasakrowaną twarz. Widziałem ją.
– Czego pan się musiał nauczyć na nowo, takich codziennych czynności?
– Mowy dalej się uczę i jedzenia. Większość czynności to jedzenie i przełykanie. Przełykanie, wszystko się usztywnia na nowo, zlutowane wszystko.
– Jak wygląda pana codzienna rehabilitacja?
– To znaczy pierwsze co, to mimika twarzy, usta, poruszanie ustami, abym je czuł, język, tego wszystkiego, ruchu szczęki – ona jest sztywna na tyle, że trudno mi ją otwierać. Długi czas jeszcze rehabilitacji, zanim cokolwiek...
– Skąd pan bierze do tego siły? Od tego strasznego wypadku do dzisiaj pan przeszedł nieprawdopodobnie długą drogę.
– Przeszedłem najtrudniejszy okres. Nie wiem, po prostu czułem, że jest przy mnie rodzina, że mnie nigdy nie opuściła. Dla mnie rodzina jest zawsze najważniejsza.
– A na co się pan cieszy najbardziej, oprócz tego, że za chwilę pan stąd wyjdzie?
– Na co? Że idę do domu? Tylko tyle. I na spotkanie z przyjaciółmi, znajomymi, którzy też ze mną byli, przebywali tutaj i przychodzili.
– Pytam o to, bo oglądałem wywiad z tą panią, której przeszczepiła twarz pani profesor Siemionow, i ona powiedziała, że jak już doszła do siebie i wróciła do w miarę normalnego życia, to jednym z elementów, z których cieszy się najbardziej, to steki, które znowu może jeść. Pan ma jakąś ulubioną potrawę? – Kaczka. – I czeka w domu? – Kaczka jest już gotowa i buraczki czerwone. – Kto ugotuje? – Mama. Jest w domu. Trzeba oszczędzić jej tego wszystkiego, wiadomo.
– Jeśli to trudny temat, to proszę nie odpowiadać, ale czy pan myślał o osobie, która była dawcą?
– Modliłem się za tę osobę, modliłem się za jego łaskę. Wdzięczność jest wielka...
– Jest coś, co by pan chciał rodzinie tej osoby powiedzieć?
– Naprawdę jestem pełen uznania, bardzo mi przykro z powodu utraty jej syna. Na pewno jest to straszna tragedia dla nich. Jest mi trochę głupio, bo w końcu ja dostałem jego organ. Ale naprawdę szanuję tę rodzinę i jestem wdzięczny za wszystko. Trudno jest rozmawiać o takich rzeczach.
– Chciałby pan kiedyś spotkać tę rodzinę, osobiście im podziękować, spojrzeć w oczy i powiedzieć: dzięki?
– Bardzo chętnie bym się z nimi spotkał. Usiłowałem to powiedzieć na konferencji w auli, nie wyszło mi, niestety, emocje wzięły górę. Jestem naprawdę wdzięczny prof. Maciejewskiemu, wszystkim profesorom, lekarzom, chirurgom, całemu personelowi. To, co dokonali, jest super – uratowali mi życie. Dali mi drugą szansę, jestem pełen uznania. To naprawdę najlepsi fachowcy i specjaliści.
– Zanim pan stąd wyjdzie, pewnie się pan pożegna z profesorem Maciejewskim. Coś panowie sobie powiedzą w cztery oczy. Nie chcę o to pytać, ale jak już tak mamy okazję, to jest coś, co chciałby pan mu powiedzieć?
– Mam nadzieję, że ta rozmowa pomoże innym ludziom. Naprawdę, jeżeli są ludzie, którzy czekają na taką operację, to tutaj naprawdę mamy fachowców najlepszych w kraju. Może nie są sławni, ale to, co robią... robią naprawdę porządną robotę.
– Jest pan bardzo dzielnym człowiekiem. Dziękuję, że się pan zgodził na tę rozmowę.
Oprac. A.B.