Kryzysu nie widać
Mimo że Jagiełło jest browarem regionalnym, jego piwa można kupić w całym kraju, w tym także w kilku sieciach hipermarketów. Niewielka część produkcji trafia na eksport, w tym do tak egzotycznych miejsc jak Australia czy Korea Płd.
Największe kompanie piwowarskie wydają na reklamę grubo ponad 100 milionów złotych rocznie. Przy takich potentatach firma pana Lucjana nie ma szans na zaistnienie w mediach, więc reklamę ogranicza do internetu.
– Braliśmy udział w wielu targach w Poznaniu, Rzeszowie, Lublinie, a także w Norymberdze. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że dla takich browarów jak nasz najskuteczniejsza i najtańsza jest reklama szeptana. Ale ona też ma swoją cenę. Jest nią jakość. Wystarczy, że klient raz się zawiedzie i już może nigdy nie wrócić. Dlatego zawsze staramy się dbać o jakość, tym bardziej, że nazwisko zobowiązuje – śmieje się właściciel.
Zagraniczne koncerny już kilka razy składały Jagielle propozycję sprzedaży firmy. Na razie właściciel nie jest zainteresowany, ale dzięki tym ofertom wie, że jego biznes jest wart ponad 50 milionów złotych.
Trudno dokładnie ustalić, kiedy nasi przodkowie poznali sposób produkcji piwa. Wiadomo, że tę umiejętność posiedli Sumerowie już ponad 5 tys. lat temu. Równie stary był egipski „browar”, którego ślady odkryli polscy archeolodzy z Uniwersytetu Jagiellońskiego w delcie Nilu w Tell el-Farcha. Za piwem przepadali Babilończycy, pili je nawet Rzymianie i Grecy, chociaż preferowali wino. Raczyli się nim Słowianie, wikingowie i Germanie, o których rzymski historyk Tacyt pisał: „Do picia mają zrobioną z jęczmienia popsutą ciecz, która udaje wino”.
W średniowieczu w produkcji piwa wyspecjalizowały się klasztory.
23 kwietnia 1516 r. Wilhelm IV Bawarski wydał bawarskie prawo czystości dotyczące norm warzenia piwa, które w praktyce obowiązywało do 1987 r.
W Polsce przez wiele wieków piwo było naszym głównym napojem alkoholowym. Nawet bogata szlachta często przedkładała je nad wino. W XVIII wieku wielką sławą cieszyło się piwo łowickie, wąchockie, grodziskie, wilanowskie, inflanckie czy eleborskie (czarne). Jak pisze Kitowicz, dobra kompania była w stanie wypić beczkę piwa w niespełna dwie godziny. W samej
W Pokrówce kryzysu nie widać. Przy obrotach wynoszących kilkadziesiąt milionów złotych rocznie rentowność nieznacznie przekracza 10 proc.
– Przez te 20 lat nie zawsze było różowo – twierdzi szef. – Co prawda nigdy nie straciliśmy płynności finansowej, ale zdarzały się poważne kryzysy. Pierwszy – w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy hurtownie nie chciały brać piwa od małych producentów. Drugi pod koniec tej samej dekady, kiedy zrównano akcyzę dla małych i dużych browarów. Trzeci po wejściu do Unii. Wówczas przeszliśmy pod kontrolę urzędów celnych. Niemal wszystkie dokumenty trzeba było składać od nowa w tym o niezaleganiu z opłatami i niekaralności. Wiele browarów nie uzyskało w odpowiednim czasie zezwolenia i wpadło w tarapaty. Jeżeli dodamy do tego konkurencję wielkich zagranicznych spółek piwowarskich, to mamy efekt: przez dwie dekady przestało istnieć ponad 100 małych regionalnych browarów. Przetrwaliśmy gorsze czasy i teraz z optymizmem patrzę w przyszłość. Mamy dobre piwo, coraz większy rynek zbytu, przyzwoitą rentowność, Dlatego powtarzam swoim bliskim, żeby tylko nie było gorzej.
Zdjęcia: archiwum firmy
Jak to z piwem było
Warszawie browarów.
Przełomowy okazał się wiek XIX. W 1842 r. w Pilźnie Josef Groll jako pierwszy uzyskał piwo tzw. dolnej fermentacji, Ludwik Pasteur stał się twórcą termicznej konserwacji pożywienia zwanej pasteryzacją, a Carl Linde skonstruował maszynę chłodniczą. Powstały słynne browary: Heineken, Carlsberg, Budweiser (amerykański).
Dziś rynek piwny tylko w Stanach Zjednoczonych jest wart 100 miliardów dolarów. W Polsce spożycie piwa wzrasta szybciej niż w innych krajach. Już teraz statystyczny obywatel wypija blisko 100 litrów tego napoju rocznie, co przekłada się na ponad 10 miliardów złotych. Powoli, ale systematycznie zbliżamy się do Austriaków, Irlandczyków, Brytyjczyków. Na samym szczycie rankingu piwoszy są Czesi (blisko 160 litrów na głowę) oraz Bawarczycy (200 litrów).
Dziś duże browary i najbardziej popularne nasze marki należą do zagranicznych koncernów. Książęce, Lech, Okocim, Żywiec produkują od 5,5 do 8 milionów hektolitrów rocznie – więcej niż wszystkie browary znajdujące się jeszcze w polskich rękach razem wzięte.
istniało
wówczas
130
Wiktor Legowicz: – Według analityków za 12 lat zostanie wysłany na poczcie ostatni list. Poinformował o tym sam prezes Poczty Polskiej. No i co zrobić? Chyba wszystkie usługi powinny być w internecie.
Zbigniew Biskupski (miesięcznik „Ekologia i Rynek”): – Cóż, wysyłamy coraz mniej listów i tak naprawdę nasza poczta żyje dzięki łaskawości sektora publicznego. Gdyby nie to, że wiele pism urzędowych obowiązkowo musi być wysłanych listem poleconym, to dawno poczta by już umarła śmiercią naturalną. I to wbrew temu, co opowiada, że usługi się poprawiają i tak dalej... Na mojej poczcie, a to jest praktyka nie tylko w Warszawie, nawet nie podejmuje się próby doręczenia listu poleconego, tylko od razu wrzuca do skrzynki awizo. To ma być poprawa usług? Z kolei w internecie, gdzie handel się rozwija, zarabiają firmy kurierskie, które mają opłaty podobne do pocztowych, a jednak działają dużo lepiej. Dlatego jako podatnik od lat zmuszany do korzystania z tego monopolisty, wypiję szampana za te 12 lat.
Negocjacje z agentem
Legowicz: – Tylko się cieszyć, spadają mianowicie ceny ubezpieczeń samochodów. Według analizy „Rzeczpospolitej” mogą być tańsze nawet o kilkadziesiąt procent.
Biskupski: – Nie wiem, czy do końca warto się cieszyć. Jak bowiem pokazuje historia ostatnich lat, ten rynek – jeśli chodzi o ceny polis – jest, niestety, rynkiem falującym.
Legowicz: – Półtora roku temu byliśmy przerażeni podwyżkami.
Biskupski: – Ostra konkurencja powoduje, że towarzystwa mają straty na ubezpieczeniach komunikacyjnych. I siłą rzeczy słabi wypadają z rynku, a to destabilizuje rynek. Ale, jak wynika z tego raportu, istotna jest aktywna postawa zainteresowanych obniżką ubezpieczeń. Krótko mówiąc, należy negocjować, kiedy zbliża się termin przedłużenia polisy. Agenci mają dużą elastyczność w związku z konkurencją ze strony towarzystw ubezpieczeniowych. I wtedy mogą dać nam jakąś zniżkę, bo chcą nas za wszelką cenę zatrzymać u siebie.
Auto z fajnym gadżetem
Legowicz: – Możemy też liczyć na coraz więcej promocji na nowe auta. Koncerny ratują się w ten sposób w związku ze spadkiem sprzedaży w całej Europie.
Paweł Rochowicz („Rzeczpospolita”): – Dowiadujemy się o klimatyzacji za złotówkę czy jakichś innych gadżetach dodawanych do samochodu.
Legowicz: – Na przykład multimedialny.
Rochowicz: – Ta tendencja trwa od dłuższego czasu – są różnego rodzaju upusty, rabaty, dodatki i tak dalej. I zastanawiam się, kiedy sprzedawcy dojdą do tak zwanej ściany. Jest przecież stara zasada, że w biznesie nie ma darmowych lunchów i nie ma darmowej klimatyzacji.
Legowicz: – I to odnosi się także do sprzedawanych samochodów...
Rochowicz: – …i gdzieś będzie pewnie ta granica, kiedy firmy motoryzacyjne już będą musiały to czymś nadrobić. Mam nadzieję, że nie zaprzestaną postępu technicznego i wprowadzania nowych rozwiązań. Mam nadzieję, że to się nie odbije na jakości aut.
pakiet
Legowicz: – Na pewno orzeźwiający napój niskoalkoholowy. Ale przypomina mi się, że niegdyś byliśmy potęgą w produkcji specyficznego jabcoka.
Bąk: – Jeszcze za czasów mojej szkoły średniej jabcok był bardzo popularny. Ale chciałbym nawiązać do tego, że dziś każdy ceniący się browar musi mieć własny festiwal muzyczny albo choć jakiś własny koncert organizować. Teraz więc czekamy na Jabcok Festiwal.
Powrót do jabcoka?
Legowicz: – Polscy producenci win polecają w tej chwili cydr, czyli wino jabłkowe.
Łukasz Bąk („Dziennik Gazeta Prawna”): – Tak naprawdę nie wiadomo, czy to jest wino czy piwo...
J.B. Opracowano na podstawie codziennych audycji Wiktora Legowicza w radiowej Trójce od 29 lipca do 2 sierpnia 2013 r.