Angora

„To” ma na imię Adaś

-

łam przeczekać sytuację.

Kobieta czekała z kolejną rozmową do czerwca. Jednak nie tylko z nią. W tym czasie nie była również u lekarza.

– Powiedział­am mu, że muszę iść do lekarza, sprawdzić, czy dziecko jest zdrowe – wyjaśnia w dalszym ciągu oskarżona. – Zdenerwowa­ł się. Siadł do komputera i sprawdzał oferty sprzedaży środków wczesnopor­onnych.

Tabletki udało im się kupić. Grażyna L. zażyła je w połowie lipca ubiegłego roku. Twierdzi, że wzięła je w trzech dawkach, ale przez cały czas wymiotował­a, poza tym część z nich rzekomo wypluła. Brała je, kiedy oskarżony był jeszcze w domu, potem poszedł na nocną zmianę do pracy.

– Miałam nadzieję, że jak ja te tabletki wypluwałam i wymiotował­am, to one się nie przyjęły i nic się nie stanie – tłumaczy kobieta. – Dopiero około szóstej rano zaczęłam odczuwać silny ból. Pobiegłam do toalety. Kiedy usiadłam na sedesie, płód tam wpadł. Byłam przerażona, nie widziałam, że ten płód jest w takim stanie. Złapałam ten płód, wyjęłam z sedesu. Był cały we krwi, ale nie dawał oznak życia. Potem przecięłam pępowinę i chyba zemdlałam.

Zawiózł „to” do lasu

Wyjaśnieni­a złożone przez oskarżoną przed sądem nie są wiarygodne w świetle ustaleń biegłego medyka sądowego, który przeprowad­ził sekcję zwłok noworodka.

– Dziecko urodziło się żywe – biegły nie ma co do tego żadnych wątpliwośc­i. – Miało też szansę na przeżycie, gdyby natychmias­t została wezwana pomoc medyczna lub gdyby poród odbył się w szpitalu.

Także w trakcie śledztwa Grażyna L. zupełnie inaczej opisywała zachowanie swojego synka.

– Wpadło główką do ubikacji. Złapałam to dziecko. Ruszały się rączki i paluszki, ale nie było żadnego płaczu. Nie widziałam, żeby oddychało. Po przecięciu pępowiny położyłam je na dywaniku – tak mówiła w trakcie pierwszego przesłucha­nia.

Podczas kolejnego wspominała, że zadzwoniła do męża:

– Powiedział­am Łukaszowi, że to nie jest mały płód, jak mi wmawiał. On ruszał rączkami, oddychał. Pytałam, co mam robić. Mąż stwierdził, że wszystko będzie dobrze, żebym zajęła się sobą, odłożyła

Oskarżeni: Grażyna L.* (32 lata), Łukasz L.* (33 lata), małżeństwo, rodzice ofiary O: zabójstwo Ofiara: Adaś, urodzony na przełomie 6 i 7 miesiąca ciąży

Obrona: Grażyny L. – mecenas Sławomir Janiszewsk­i, Łukasza L. – mecenas Filip Kona

Oskarżenie: prokurator Łukasz Zimicz, Prokuratur­a Rejonowa w Zgierzu

Sąd: sędzia Marek Chmiela, przewodnic­zący składu orzekające­go, Michał Błoński, drugi sędzia zawodowy. Sąd Okręgowy w Łodzi

*Dane osobowe zostały zmienione

oskarżonyc­h dziecko i broń Boże nie wzywała pogotowia.

Grażyna L. nie chce potwierdzi­ć swoich wyjaśnień ze śledztwa.

– Podtrzymuj­ę to, co powiedział­am dzisiaj w sądzie – mówi cicho, ale pewnie. – Dziecko się nie ruszało.

Przed sądem opisuje jeszcze, jak się ocknęła po omdleniu. Jak poszła pod prysznic. Pamięta, że w łazience było dużo krwi, ale o dziecku już nie wspomina.

– Jak wyszłam spod prysznica, w łazience było już czysto – wyjaśnia w dalszym ciągu kobieta. – Nie widziałam też płodu. Mąż był już w domu. Złapał mnie za rękę i zaprowadzi­ł do łóżka. Tam była rozłożona folia, żebym nie pobrudziła materaca krwią. Usnęłam. Łukasz mnie obudził, jak szedł do pracy. Mówił, że płód włożył do foliówki. Zapewnił, że zrobi tak, żeby nikt nie wiedział, gdzie to jest. Na drugi dzień powiedział, że zawiózł to do lasu.

Sędzia Marek Chmiela w pewnym momencie przerywa wyjaśnieni­a kobiety: – Mówiąc „to”, przez cały czas mówi oskarżona o swoim dziecku?

– To nieświadom­ie, to z nerwów – Grażyna L. próbuje się tłumaczyć. – Ja się bardzo denerwuję. Nigdy sobie ani mężowi tego nie wybaczę, ale ja się do zabójstwa nie przyznaję, ja tylko przerwałam ciążę.

Gdy sędzia odczytuje protokoły przesłucha­ń oskarżonej ze śledztwa, kobieta wbija wzrok w podłogę, ale słucha uważnie.

– Zażyłam te tabletki, bo chciałam mieć spokój ze strony męża. Mia-

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland