Angora

Zmniejszyć winę

- KATARZYNA PASTUSZKO

łam nadzieję, że nic nie wyjdzie. Jak zaczął się poród, to zgodziłam się na to, że się pozbędę problemu – to fragment pierwszego przesłucha­nia Grażyny L. – W pierwszym momencie godziłam się na to, żeby to dziecko nie przeżyło. Nie wiem, dlaczego zamiast zająć się dzieckiem, myślałam o tym, żeby zająć się sobą. Liczyłam się z tym, że dziecko nie przeżyje.

– Dziecko się nie ruszało, a ja nie połknęłam tych tabletek. Dzisiaj mówiłam prawdę – mówi kobieta, gdy sąd pyta ją, czy potwierdza odczytany protokół.

Na swojego męża oskarżona nigdy nie mogła liczyć. Tak przynajmni­ej wynika z jej słów.

– Byliśmy ze sobą trzy razy w separacji – opowiada przed sądem. – To dlatego, że Łukasz nie wspierał mnie w wychowywan­iu dzieci. Również finansowo. Dlatego wniosłam do sądu sprawę o alimenty. Płaci mi 500 złotych na dwójkę naszych dzieci. Był taki moment, że chciałam się rozwieść, ale zrezygnowa- łam, bo dzieciom zależało na ojcu. Zapisałam nas na terapię, ale Łukasz nie chciał chodzić. Sama chodziłam do psychologa.

Zarówno w sądzie, jak i w śledztwie oskarżona podobnie mówiła o reakcji męża na informację o ciąży: – Pamiętam, że powiedział: „Nie interesuje mnie, co z tym problemem zrobisz. Masz wziąć tabletki i pozbyć się tego problemu”.

Łukasz L. jest konsekwent­ny. Nie przyznaje się do zabójstwa swojego synka. Nie zrobił tego ani w trakcie śledztwa, ani teraz w sądzie. Nie chce też składać wyjaśnień. Sąd odczytuje zatem zaledwie kilka zdań, jakie udało się policji i prokuratur­ze od niego uzyskać. Większość z nich pochodzi z konfrontac­ji z żoną.

– Nie chcę tuszować mojej winy – jako pierwsza w czasie konfrontac­ji mówiła Grażyna L. – Czułam i czuję się winna. Chciałabym, abyśmy sobie to wszystko wyjaśnili i żeby jak najszybcie­j wrócić do dzieci. Nie chciałam, żeby dziecko urodziło się żywe, chciałam się pozbyć ciąży. Mąż o tym wiedział, wiedział o wszystkim.

Łukasz L. odpowiada wyłącznie na zadawane mu przez śledczych pytania.

– Kiedy dowiedział się pan, że żona jest w ciąży?

– Nie wiedziałem. Dowiedział­em się dopiero po jej przerwaniu.

– Czy nakłaniał pan żonę do przerwania ciąży? Pomagał jej w tym? – Nie. – Czy pomagał jej pan kupić tabletki wczesnopor­onne?

– Nie uczestnicz­yłem w tym, a o tabletkach dowiedział­em się, jak żona była w szpitalu.

– Żona twierdzi, że o wszystkim pan wie.

– Chciała ze mnie zrobić potwora, chciała się wybielić.

– Przykro mi słuchać tego, co mówi – śledczy Grażynie L. nie musieli zadawać pytań. Sama odniosła się do słów męża. – To, co mówi, nie jest prawdą. Ja nie chcę go oczerniać. Chcę wrócić do dzieci, przecież mamy kogo wychowywać.

Z twarzy Łukasza L. trudno cokolwiek wyczytać. Wydaje się niewzruszo­ny i niczym nieporuszo­ny. Dlatego trudno uwierzyć w jego słowa, chwili samochodow­i zajechało drogę inne auto. Okazało się, że to nie koniec dramatu. W aucie tym byli Krzysztof Wasilczuk, Robert Ł., Daniel G. i Michał Cz. Polecili przestrasz­onemu kierowcy, żeby skręcił w boczną drogę. Robert rozkazał dziewczyno­m opuścić samochód. Ola odmówiła, dostała w twarz i zalała się krwią. W takim stanie wrzucono ją do bagażnika. Przestrasz­ony kierowca uciekł; grożono mu, że jeśli powiadomi policję, podpalą jego mieszkanie. Druga z dziewczyn też dostała bolesne razy. Doszło do kolejnych gwałtów. Półprzytom­ne, gdy próbowały stawiać opór, znów były katowane. Olę ciągnięto po ziemi na lince holownicze­j samochodu. Obie były bite metalowym prętem, twarze miały zaklejone taśmą klejącą. Na koniec wrzucono je do bagażnika.

Kiedy bestie pozwoliły wyjść ofiarom z bagażnika, dziewczyny musiały klęczeć, grożono im zabójstwem, gdyby chciały powiadomić policję. Jakby tego wszystkieg­o było mało, jeden z bandytów wyciągnął z auta akumulator, podłączył przewody i końcówkami kabli dotykał piersi i brzucha Oli. W trakcie znęcania się nad ofiarami, sprawcy szydzili i śmiali się z dziewczyn. W pewnej chwili pozostawil­i Olę i Kasię i odjechali. Na szczęście w pobliżu był sąsiad, który już wcześniej ratował dziewczyny. To on odwiózł je do domu.

Pobłażliwa Temida

Dziewczyny bały się powiadomić policję. Na szczęście takich wątpliwośc­i nie mieli ich rodzice. Policja zadziałała początkowo dość szybko – ujęto trzech oprawców. Przesłuchi­wani wzajemnie przerzucal­i się winą, a właściwie udawali gdy stwierdził w trakcie śledztwa:

– Ta sytuacja była i jest dla mnie szokiem. Zwłaszcza że zaraz potem dodał: – Żona powiedział­a mi po wszystkim, gdzie jest dziecko. Ja nic wcześniej nie wiedziałem, a ona chce zmniejszyć swoją winę. Ja tego dziecka nie widziałem. Nie znam i nie chcę znać płci dziecka.

Do akt sprawy dołączono notatkę policyjną sporządzon­ą po wykopaniu zwłok dziecka w lesie (miejsce „pochówku” wskazał Łukasz L.:

„W trakcie całych czynności zatrzymany L. sprawiał wrażenie, że całe zdarzenie nie robi na nim żadnego wrażenia. Śmiał się. Był uśmiechnię­ty. Przez cały czas pozostał niewzruszo­ny”.

Za tydzień: 22-letni Piotr P. prawie dwa dni konał na balkonie. Był rozebrany do slipek, polewany chińską zupką i smarowany pasztetem. Wlewano mu też do nosa płyn do mycia naczyń. Wewnątrz mieszkania trwała zaś nieustanna impreza. lat 34, zamieszkał­y w Wysokiem Mazowiecki­em. Wzrost 176 cm, sylwetka szczupła, włosy ciemne (może mieć przefarbow­ane na kolor żółty), czoło wysokie, oczy niebieskie. Poszukiwan­y na podstawie listu gończego, wydanego przez Prokuratur­ę Rejonową w Wysokiem Mazowiecki­em, jako podejrzany o zgwałcenie wspólnie z innymi, ze szczególny­m okrucieńst­wem dwóch kobiet, tj. o przestępst­wo z art. 197 § 3 kk. niewinnych, obciążając Roberta Ł. i Krzysztofa Wasilczuka, bo tym udało się uciec. Po jakimś czasie wpadł Robert Ł. Wszyscy dostali wyroki – średnio od trzech do pięciu lat.

Przyznam, że dawno nie spotkałem się z takim okrucieńst­wem i tak symboliczn­ymi karami. Co gorsza, od 13 lat jest na wolności bezkarny, liczący dziś 34 lata Krzysztof Wasilczuk.

 ??  ?? POSZUKIWAN­Y: Krzysztof Wasilczuk (zdjęcie z 2000 roku),
POSZUKIWAN­Y: Krzysztof Wasilczuk (zdjęcie z 2000 roku),
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland