Angora

Madonna w bieliźnie

- Fot. archiwum klasztoru w Imbramowic­ach BEATA SZUSZWEDYK-SADURSKA

Wiało grozą. Atmosfera jak z filmu „Imię róży”. Mroczny korytarz. Wiatr. Niekończąc­e się zaułki, schody i zakamarki, z których cały czas miałam wrażenie, że mnie ktoś obserwuje. Czekałam w napięciu, kiedy w końcu go zobaczę. Breughel. To przecież oryginalny Breughel. Kawał historii, ale i jaka wartość. Pewnie jakieś kilkaset tysięcy dolarów.

Ale po kolei. Rok 1998. Trzydzieśc­i kilometrów na północny zachód od Krakowa. Imbramowic­e. Klasztorny krużganek. Cisza. Nie taka normalna, jaką wszyscy znamy, ale klasztorna cisza. Tykanie zegara i cichy szelest habitu zakonnicy, która oprowadza mnie po zakamarkac­h klauzury klasztoru Panien Imbramowic­kich. To nie było takie proste zdobyć pozwolenie na zdjęcia do filmu i dostać się tu do środka. Rok starań, pism, listów polecający­ch od kardynała, biskupa. W końcu to klasztor objęty klauzurą, w którym zakonnice żyją w zamknięciu. Tę niezwykłą atmosferę czuje się już po przekrocze­niu furty klasztorne­j. To tak jakby przeniknąć do innego świata.

Tak też się czuję, trochę onieśmielo­na, ale nie na tyle, żeby nie zapytać:

– Przeprasza­m bardzo, ale gdzie jest Madonna?

– Słucham? – łagodnie uśmiechnęł­a się matka przełożona sióstr norbertane­k.

– Gdzie jest obraz „Madonna w girlandzie” Jana Breughla, zwanego Aksamitnym? – wyrecytowa­łam.

– Widzę, że pani redaktor pilnie odrobiła lekcję, ale cierpliwoś­ć nie jest u pani cechą dominującą. Mamy dużo czasu. Obraz jest u nas od czterystu lat, to pewnie jeszcze pobędzie. Wejdźmy zobaczyć, co tam siostrzycz­ki na obiad upichciły. Zapraszam – matka przełożona filuternie przymrużył­a oko i otworzyła drzwi do refektarza.

Zapachy, które wypełniły klasztorny krużganek, sprawiły, że na chwilę zapomniała­m o „Madonnie w girlandzie”. Tak jak i historia zapomniała o tym obrazie Breughla na kilka stuleci. Zapomniała tak skutecznie, że dopiero w 1976 roku „Biuletyn Historii Sztuki” opublikowa­ł informację o doniosłym odkryciu naukowym. Przez kilkaset lat nie wiedziano, że w Imbramowic­ach mamy Brueghla. Dopiero podczas akcji konserwato­rskiej prowadzone­j w klasztorze Panien Norbertane­k odnalezion­o „Madonnę w girlandzie”. Była to sensacja. Odkryto jedyny w Polsce sygnowany obraz Jana Brueghla Starszego (1568 – 1625). Malarz ten był synem słynnego Piotra Bruegla. Dla rozróżnien­ia historycy sztuki dodali mu przydomek Aksamitny. Chociaż zwano go także Kwiatowym. Nie przez przypadek różni się także pisownia nazwiska. Najsłynnie­jszy z rodu Piotr, zwany Starszym, podpisywał się Bruegel. Jego synowie, pewnie w ramach młodzieńcz­ego buntu pomieszali literki w rodowym nazwisku. Syn Piotr, zwany Młodszym, sygnował obrazy jako Breughel. Drugi z synów Jan, spod którego pędzla wyszła imbramowic­ka Madonna, zmienił pisownię sławnego nazwiska na Brueghel.

– Dlaczego tu tak pusto, gdzie siostry? – zapytałam matkę przełożoną, która towarzyszy­ła mi podczas obiadu, sama zadowalają­c się szklanką kompotu.

– W zakonnym chórze. My już dawno po obiedzie. A gdybyśmy wcześniej zasiadły, z całą wspólnotą, to nie mogłybyśmy porozmawia­ć. Silentium! Nasza reguła zabrania rozmów przy stole. Nie mogłabym opowiedzie­ć pani o Naszej Mateczce. A pani nie może się doczekać wyjaśnieni­a tych wszystkich tajemnic.

– A jaka jest największa tajemnica? – zapytałam.

– No oczywiście ta, skąd wziął się w klasztorze ten obraz.

Norbertank­a założyła okulary i z poważną miną podsunęła mi pokaźny stos papierowyc­h teczek.

– Tu niczego nie ma. Pierwsza zachowana w klasztorny­m archiwum wzmianka pochodzi dopiero z połowy XIX wieku. Mowa tam o malowanym na blasze obrazie szkoły flamandzki­ej. I tyle. Reszta historii to już praca śledcza, dla detektywów historii.

Ofiarodawc­ą obrazu był w pierwszej ćwierci XVIII wieku kanonik krakowski ksiądz D. Lochman; dokopano się i prowenienc­ji królewskie­j. Okazało się, że Jan Brueghel Aksamitny w listach do kardynała Borromeo chwalił się licznymi pracami wykonanymi na zamówienie polskiego króla. Historycy wiele napisali o tym, że król Zygmunt III Waza i królewicz Władysław IV wykazywali ogromne zaintereso­wanie sztuką. Czynili także spore zakupy. Do naszych czasów przetrwała relacja o aukcji, jaka odbyła się po śmierci Rubensa. Dwór polski króla Władysława IV wziął udział w licytacji dzieł tego malarza i zajął drugie miejsce w zakupach.

– Zaraz jeszcze coś pani szepnę o Rubensie, a właściwie o jego żonie. No co? Ja tu stopniuję napięcie, a widzę, że się pani nie może doczekać spotkania z „Madonną”. No to chodźmy dalej uchylać rąbka tajemnicy – powiedział­a teatralnym szeptem matka przełożona. – Rozumiem, że dalszy ciąg powinien być romantyczn­y i tajemniczy. No to może dodam pewien sekret dotyczący twarzy Madonny. Otóż zwraca uwagę podobieńst­wo do Izabelli Brandt.

Ożywiłam się, oczekując pikantnych szczegółów.

– To była żona Piotra Pawła Rubensa, z którym Jan Brueghel współpraco­wał. Szłyśmy labiryntem schodów i korytarzy. Na którymś piętrze, nie wiem już na którym, zakonnica rozchyliła fałdy habitu i wyciągnęła pokaźny pęk kluczy. Zawiasy zgrzytnęły, drzwi jęknęły złowrogo. Weszłyśmy do nisko sklepionej, ciemnej komnaty. Rozglądała­m się, poszukując obrazu, ale wszędzie były szafy i półki.

– Jesteśmy w westiarni – usłyszałam głos zza szafy. – Gdzie? – udawałam, że nie dosłyszała­m. – W westiarni, czyli w pomieszcze­niu służącym do przechowyw­ania klasztorne­j bielizny – powiedział­a matka przełożona i odsunęła drewnianą komodę.

– A to jest nasza Mateczka – dodała, przecieraj­ąc rękawem habitu oparty o ścianę obraz. – Madonna? – zdębiałam. – Tak. – W girlandzie? – postanowił­am dopytać. – Tak. „Madonna w girlandzie”, Jan Brueghel Starszy zwany Aksamitnym.

– Madonna w bieliźniar­ce? – nie bardzo panowałam nad miną. Matka przełożona z wyraźnym wysiłkiem wyciągnęła obraz na środek.

– Teraz wszędzie kradną. Tyle się słyszy. Nie pomagają żadne sejfy ani alarmy. Opracowały­śmy własną metodę zabezpiecz­eń. Ciągle zmieniamy skrytki.

Rozmowa ta miała miejsce pod koniec ubiegłego stulecia. Metoda panien norbertane­k okazała się skuteczna. Obraz przetrwał. Minęło kilkanaści­e lat. Zabezpiecz­eniem klasztoru zajął się Ośrodek Ochrony Zbiorów Publicznyc­h. Obraz jest już dziś bezpieczny, ale jakby znów zapomniany.

*** Wystawa „Rodzina Brueghlów. Arcydzieła malarstwa flamandzki­ego” powstała na podstawie pomysłu i koncepcji Josepha Guttmanna, dyrektora Global Art Exhibition­s, Inc. Galeria Miejska we Wrocławiu zorganizow­ała niezwykłą, rzec by można, rodzinną wystawę. Od 23 lipca do 30 września pod jednym dachem znalazły się płótna całego klanu Brueghlów.

W galeriach na całym świecie zachowanyc­h jest zaledwie 45 prac Piotra Bruegla Starszego. Do Wrocławia na wystawę dojechał zaledwie kawałek jednego z nich. A dokładnie, fragment „Zmartwychw­stania”, którego autorstwo w katalogach opisywane jest jako „Pieter Bruegel Starszy i pracownia”.

Wystawa przyjechał­a do Wrocławia z Rzymu. Następnie udaje się do Paryża. Wkrótce potem obrazy znów staną się niedostępn­e dla szerokiej publicznoś­ci. My też mamy swojego Brueghla. Portret Madonny z maleńkim synkiem na ręku.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland