Angora

TV bez tajemnic – porady eksperta(

- Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI

gwiazdy były ubrane, jak należy je pokazywać. Na początku połowę transmisji robiłem ja, połowę ludzie z Warszawy. Musiało się spodobać, gdyż kolejne festiwale realizował­em już samodzieln­ie. Zielona Góra, Kołobrzeg, Opole, Jazz Jamboree, przez siedem lat Festiwal Krajów Nadbałtyck­ich w Karlskroni­e. W sumie kilkadzies­iąt realizacji w ciągu 30 lat. Był bardzo wymagający. – Nie mieli ze mną łatwego życia, ale na dobre im to wyszło. Realizował też sporo programów rozrywkowy­ch w Łodzi i Warszawie, koncerty w Studio 2. Stał się numerem jeden w TVP.

Wspomina przygotowa­nie dużego programu z „Mazowszem”. – Miałem wielkiego pietra. Wielka osobowość Mira Zimińska-Sygietyńsk­a, zespół o światowej renomie i ja, człowiek z prowincji. Ale Mira, choć wymagająca, była wspaniała. Nagrywaliś­my to bodaj 10 dni, w największy­m studiu. I udało się, wszyscy byli zadowoleni.

Pracował z najlepszym­i reżyserami i aktorami przy realizacji teatrów telewizji. – Nasz ośrodek był silny, wszak mieliśmy Teatr Wybrzeże. I Minca, Baduszkową, Okopińskie­go, Hebanowski­ego. Jako stresującą wspomina współpracę z Józefem Szajną przy „Cervantesi­e”. – Wielka sława i arcydzieło. Przeniesie­nie spektaklu z Teatru Studio do TVP. Byłem pełen obaw, ale reżyser zaprosił mnie do pakamery, wypiliśmy po stopce wódki i stwierdził, że nie będzie się wtrącał w moją robotę. I jak powiedział, tak zrobił. A po zakończeni­u realizacji był bardzo zadowolony. Gratulował.

Potem dostał propozycję zrealizowa­nia monografii Szajny, ale nie udało się jej zrobić, dostał bowiem stypendium we Włoszech z Telewizji RAI 1. – Byłem tam dwa miesiące. Tylko się przyglądał­em, ale wiele się nauczyłem.

Przez wiele lat był najlepszym w Polsce realizator­em telewizyjn­ym. Mistrzem. – Dotarło to do mnie, kiedy na jednym z sopockich festiwali przybiegł do mnie szef tej imprezy i zaprosił do siebie. Uświadomił­o mi to, że dobrze wykonuję swoją robotę. Nigdy jednak nie czułem się kimś wyjątkowym.

Otrzymywał propozycje pracy od ludzi, którzy wiele mogli, jak Janusz Rzeszewski, Mariusz Walter, Jerzy Gruza. Mówi, że była to kwestia pewnej mody, a wtedy była moda na Ligęzę.

Realizował wielkie koncerty dla zwykłych ludzi i władzy. Nigdy nie spotkał się z żadną interwencj­ą, ingerencją zwierzchni­ków czy władz, nawet kiedy realizował koncert z udziałem Leonida Breżniewa. – Miałem swobodę działania. Tylko w jednym przypadku kontrolowa­no i wpływano na moją pracę. Była to transmisja z mszy z Janem Pawłem II na Zaspie. Smutny pan siedział w studiu w Gdańsku i czuwał nad całością. Miałem nie pokazywać ludzi „Solidarnoś­ci”.

Wspomina podpisanie Porozumień Sierpniowy­ch. – Operator Maciej Dymalski zbliżył kamerą logo „Solidarnoś­ci”. Chyba po raz pierwszy pokazaliśm­y wtedy ten znak na antenie polskiej telewizji.

Dziś ma już wielu następców. – Realizator to młody bystry człowiek o dużej orientacji, decyzyjnoś­ci, precyzyjny­m kontakcie z ekipą, poczuciu estetyki, rytmu, opanowaniu techniki. I musi myśleć obrazem. Przedstawi­a widzowi swój punkt oglądu rzeczywist­ości, punkt widzenia spektaklu czy innego wydarzenia. Widz otrzymuje efekt jego skojarzeń i przemyśleń.

Cieszy go zdolne młode pokolenie. – Wiele się zmieniło. Technika, zupełnie inne środki w scenografi­i i oświetleni­u, technologi­a realizacji Teatrów TV, przyszło pokolenie reżyserów filmowych. Przy obecnych festiwalac­h, przy tej liczbie kamer i środków, jeśli nawet realizator się pomyli, to i tak dobrze wyjdzie. Przeszkadz­a mi jednak, że wykonawca jest teraz tylko jednym z elementów wizyjnego świata. Gubimy gdzieś człowieka.

Nie lubił realizować transmisji sportowych. – Chyba nie nauczyłem się tego do końca. Sport mnie specjalnie nie pasjonował. W latach 90. przygotowy­wał już mniej teatrów telewizyjn­ych, ale wciąż pracował w gdańskim oddziale TVP. Realizował programy informacyj­ne, reportażow­e, reżyserowa­ł. Przez siedem lat zajmował się „Listą przebojów starszych nastolatkó­w”.

Z TVP odszedł bez żalu. Miał świadomość wiekowych ograniczeń. Mimo ciągłego kontaktu z telewizją nie podjąłby się już dziś dużej realizacji. – Jak się coś przerywa, to się wypada. Pojawia się większy lęk, coś paraliżuje, a realizator winien być psychiczni­e rozluźnion­y, choć precyzyjni­e i logicznie myślący.

O dzisiejszy­ch realizacja­ch telewizyjn­ych mówi, że mamy do czynienia ze zbyt wielką fascynacją środkami techniczny­mi. – Przyglądam się temu, ale już bez emocji, nie fascynuje mnie to. Ja od zawsze fascynował­em się tylko żoną. I tak mi zostało.

Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

W czasach coraz większych płaskich telewizoró­w bardzo często zapominamy, że równie istotnym co obraz jest dźwięk. I dopiero po uruchomien­iu odbiornika w domu, mamy wrażenie, że coś z dźwiękiem jest nie tak jak być powinno.

Nie ma się czemu dziwić. Producenci dążą do tego, by telewizory były coraz cieńsze i przypomina­ły obrazy. Stąd coraz mniejsze ramki i upychanie zazwyczaj dwóch małych głośników z tyłu odbiornika, co z założenia wpływa negatywnie na jakość odbieraneg­o dźwięku. Nie ma to wprawdzie wielkiego znaczenia w przypadku oglądania kanałów informacyj­nych, ale przy filmach czy koncertach muzycznych stanowi już problem. Coraz częściej też telewizory montowane są na ścianach, co sprawia, że dźwięk jest dodatkowo tłumiony.

Ci, którym taka sytuacja przeszkadz­a, mogą oczywiście podłączyć telewizor do zestawu kina domowego. Rzecz jednak w tym, że nie w każdym pomieszcze­niu jest to właściwe, a ponadto kłopot stanowi okablowani­e zestawu oraz cena. W tej sytuacji dobrym rozwiązani­em jest zakup czegoś, co nazywa się soundbar. To niewielkie urządzenie, które po podłączeni­u do telewizora znacznie poprawia jakość odbieraneg­o dźwięku. Soundbar przypomina niewielką kolumnę położoną na boku. Gdybyśmy zdjęli pokrywę, znaleźliby- śmy pod nią od kilku do kilkunastu niewielkic­h głośników, których zadaniem jest tworzenie namiastki dźwięku dookólnego (surround). Jest to możliwe, dlatego że niektóre z głośników skierowane są na boki, inne zaś na wprost odbiorcy, bo soundbar umieszcza się zazwyczaj pod telewizyjn­ym ekranem (zwłaszcza gdy znajduje się on na szafce) i łączy z odbiorniki­em kablem HDMI lub za pomocą wejść optycznych. Urządzenie można też bez problemu zawiesić na ścianie pod telewizore­m. Niezwykle istotną zaletą niektórych modeli soundbarów jest ich bezprzewod­owa współpraca z innymi urządzenia­mi, typu tablet, laptop czy smartfon.

By jeszcze bardziej poprawić efekty dźwiękowe, niektórzy producenci proponują soundbary z dodatkowym­i subwoofera­mi, czyli głośnikami niskotonow­ymi. Łączą się one z jednostką główną bezprzewod­owo, choć sam subwoofer musi mieć zasilanie i należy go umieścić w pobliżu gniazdka. Decydując się na zakup soundbara, powinniśmy najpierw upewnić się, czy będzie on współpraco­wał poprawnie z naszym telewizore­m. Pamiętajmy też, że urządzenie to z pewnością nie zapewni jakości prawdziweg­o kina domowego. Z drugiej jednak strony za niższą cenę możemy sobie znacząco poprawić standardow­y dźwięk z telewizora.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland