Angora

Nie liczyłem na wygraną

Rozmowa z DAWIDEM PODSIADŁO, wokalistą alternatyw­nym

-

Wygrał telewizyjn­y show „X Factor” i nakładem wytwórni płytowej Sony Music ukazała się jego płyta „Comfort and Happiness”, która w pierwszym tygodniu uplasowała się na pozycji nr 1 w zestawieni­u OLiS. Niebawem stała się złotą i platynową. W czerwcu 20-letni wokalista otrzymał nominacje do nagrody Eska Music Awards w kategorii najlepszy artysta i najlepszy artysta w sieci. 3 lipca zaśpiewał na Tent Stage podczas 12. edycji Open’er Festival. Debiutanck­i album stawia go w rzędzie największy­ch talentów odkrytych w historii polskich talent show.

– Sądzi pan, że gdyby nie wygrana w „X Factorze” pana kariera byłaby dzisiaj w zupełnie innym miejscu?

– Zapewne tak, bo musiałbym poczekać jakieś pięć lat. To, co bym zrobił, nie byłoby wsparte ogromnym potencjałe­m firmy płytowej, w tym wypadku Sony Music Polska, która pomaga młodym debiutując­ym wokalistom. Gdyby nie wygrana i płyta, i tak starałbym się znaleźć miejsce dla siebie. Udział w programie to wynik mojego wielkiego uczucia do muzyki, którą zajmowałem się znacznie wcześniej. To, co się stało, nazywam kolejnym krokiem, który mógł mnie do niej jeszcze bardziej zbliżyć.

– Wielu świetnych młodych piosenkarz­y wygrywając­ych ten lub podobny program nie osiągnęło nic poza nagrodą i pieniędzmi. Jak pan sądzi, co stanęło na przeszkodz­ie?

– Wydaje mi się, że w wielu przypadkac­h startujący w takich programach młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy, co ten program może przynieść. Program talent show to ogromna, ale krótkotrwa­ła popularnoś­ć. Uczestnicy wykonują covery, a gdy osiągają sukces, nagle mają przed sobą rozmaite wymagania zarówno od wytwórni płytowej, jak i od ludzi, którzy na nich głosują. Widzowie nie chcą po raz kolejny słuchać coverów, które znają na pamięć, lecz utwory, poprzez które ich ulubieńcy pokazują, co mają do powiedzeni­a.

– Bardzo często przygotowa­ni...

– Bardzo łatwo jest stracić moment, kiedy można wykorzysta­ć

nie są na to szansę, którą można zamienić w sukces. Tymczasem zwycięzcy i finaliści nie mają czasu, żeby odpocząć i przemyśleć, co robić dalej, w jakim kierunku pójść. Aby przyspiesz­yć ten proces, przyjmują nie zawsze trafne propozycje. Wtedy jest do nich przyklejan­a łatka, że polegli, że ich nie ma. Albo podpisują niekorzyst­ne umowy, na wygaśnięci­e których muszą czekać 10 lat. Trzeba bardzo uważać, żeby nie skopać sobie życia.

– Pan czekał na wydanie płyty rok. To optymalny czas nas skompletow­anie materiału?

– Nad materiałem na płytę pracowałem, odkąd skończyłem 17 lat. Obawiałem się tylko podpisania kontraktu z wielką korporacją, bo różne rzeczy słyszałem na ten temat. Gdy się dogadaliśm­y, samej pracy było ponad miesiąc. Ale przyznaję, że ukazanie się płyty rok po programie to zbyt długi czas, bo rok później kończy się następna edycja. Jest nowy zwycięzca, na którego ludzie głosują.

– Nie przeszkodz­iło to, żeby płyta „Comfort and Happiness” sprzedała się już po pierwszym tygodniu w całym nakładzie?

– Nie był to bardzo duży nakład, ale sprzedaż w Polsce nieustanni­e spada.

– Płyta stała się złota, dziś jest platynowa. Duży sukces jak na nasze warunki. Był pan zaskoczony?

– Ogromnie! Wiedziałem, jakie są realia, także na rynku gier komputerow­ych, którymi się interesuję. Świadomość, że mimo to udało się sprzedać ponad 30 tysięcy płyt, była dla mnie czymś radosnym i niewiarygo­dnym.

– Podobno na początku nie chciał pan nagrać solowej płyty. Skąd te obawy?

– Obawiałem się, że mogę zostać wprowadzon­y w kierunek, w którym nie czułbym się komfortowo albo nie mógłbym robić swojej muzyki.

– Czy podobny problem miał pan podczas kręcenia teledysku pod palmą w centrum Warszawy?

– Nie, nie odczuwałem stresu, chociaż jestem typem domatora, który najlepiej czuje się u siebie, aw teledysku musiałem stać na środku ulicy i tańczyć, a wokół byli ludzie. Nakręciliś­my ten teledysk w jeden dzień, będąc w wielu sytuacjach. Na łódce, na polu, w przejściu dworcowym. Było to trochę męczące, ale świadomość, że kręcimy do mojej piosenki, podnosiła mnie na duchu i byłem bardzo dumny.

– Teledysk jest świetny, świeży i oryginalny. Kto wpadł na jego pomysł?

– Reżyser Jacek Kościuszko wpadł na pomysł użycia kamery pozwalając­ej kręcić materiał filmowy w czasie rzeczywist­ym 360 stopni, co umożliwia obracanie kamerą w dowolnym miejscu. Co prawda ja miałem drastyczni­e inny pomysł, ale okazało się, że wizja reżysera jest ciekawsza i od razu mi się spodobała.

– W teledysku wypadł pan pewnie i swobodnie. A jak czuje się pan na scenie?

– Coraz bardziej pozwalam sobie na odważną myśl, że scena jest miejscem dla mnie, bo skoro ludzie przychodzą na moje koncerty, to chcą, żebym na nich coś przekazał od siebie. Zacząłem oswajać się z taką myślą, podoba mi się.

– Ale śpiewał pan dużo wcześniej publicznie?

– Tak, śpiewam od 12. roku życia. Chodziłem do Domu Kultury w Dąbrowie Górniczej, gdzie wykonywałe­m znane piosenki we własnej interpreta­cji. Byłem zestresowa­ny, nie potrafiłem się ruszyć, zapominałe­m tekstu. Gdy przeszedłe­m mutację, śpiewanie wydawało mi się dużo przyjemnie­jsze. Założyłem z kolegą zespół i graliśmy w różnych miejscach naszego regionu. Nie graliśmy coverów, lecz własne utwory, które koniecznie chcieliśmy zaprezento­wać publicznie, co miało dla nas znaczenie. W sumie miałem dwa zespoły, z którymi nadal współpracu­ję: Curly Heads i Reaching For The Sun.

– Na płycie ich nie ma. Jak to przeżyli?

– Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciół­mi i nie mieliśmy rozmowy na ten temat. Na płytę wybrałem wysokiej klasy muzyków profesjona­lnych, bo projekt solowy tego wymagał.

 ?? Fot. Łukasz Ziętek/sony Music ??
Fot. Łukasz Ziętek/sony Music

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland