Do czytania i przytulania
To najbardziej ukryte muzeum w Łodzi, choć jego istnienie nie jest tajne. Aby się do niego dostać, trzeba jednak sforsować bramę ze stali zabezpieczoną automatycznym zamkiem, choć i to nie gwarantuje przedostania się do zamkniętego na klucz budynku na środku dziedzińca. Książki mające formę domu dla lalek i te, które potrafią się przemieszczać, to tylko ułamek łódzkich zbiorów.
W przyszłym roku minie pół wieku od powstania Muzeum Książki Dziecięcej w Łodzi, którego zbiory liczą ponad 20 600 egzemplarzy. Podobne muzeum działające w Warszawie ma zbiory jeszcze większe, ale to w Łodzi znaleźć można najstarsze książki, bo pochodzące aż z XVIII wieku. Księgozbiór warszawski zaczyna się na pozycjach z wieku XIX. Zbiory MKD są częścią Działu Zbiorów Specjalnych Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łodzi (ul. Gdańska 100/102) (...)
Dzięki Muzeum Książki Dziecięcej dotrzeć można do początków historii zjawiska, jakim jest książka dla dzieci i młodzieży. Znaczące, że pierwsze tytuły nie powstawały specjalnie z myślą o młodych czytelnikach. Dziś nie zawsze się o tym pamięta. Były to utwory dla dorosłych, ale adaptowane: wątki były uproszczane, ich liczba ograniczana. Przykładem mogą być „Przypadki Robinsona Crusoe” Daniela Defoe. W pirackiej adaptacji oryginalnej treści zawartej w dwóch tomach z 1719 roku powstała mała książka, która zmieściłaby się do tylnej kieszeni w spodniach. Podobnie było z „Przygodami Guliwera” Jonathana Swifta i „Przemyślnym szlachcicem Don Kichotem z La Manczy” Miguela de Cervantesa. W zbiorach znajduje się wydanie z 1900 roku, „dla młodzieży streszczone” przez Zbigniewa Kamińskiego (...).
Czas płótna się nie ima
Za pierwszą prawdziwą książkę dla młodzieży uznane było, za sprawą połączenia m.in. wątków przygodowych z myślą edukacyjną, dzieło Franciszka Fenelona, wychowawcy wnuka Ludwika XIV, „Przypadki Telemaka, syna Ulissesa” – powieść z kluczem wydana w 1750 roku. W Polsce polecana była przez Komisję Edukacji Narodowej, która równolegle odradzała młodzieży francuskie romanse.
Książka dla dzieci zaczynała „wybijać się na niepodległość”. Oczywiście niepodległość wydawniczą. W 1806 roku pojawił się „Nowy Buffon dla młodzieży, czyli Treść początkowa historyi naturalnej: sto trzydziestu trzema figurami przyozdobiona”. Pozycja ta zawierała, co anonsował już tytuł, 133 akwaforty. Inną szczególną dla rozwoju książki dziecięcej pozycją jest wydana w roku 1826 w Warszawie „Xiążka dla dobrego chłopca: ułożona w drukarni Łątkiewicza czterdziestu odmiennymi gatunkami charakterów, ozdobiona obrazkami illuminowanemi i znaczną liczbą winiet”. Jej twórcom przyświecała idea przyzwyczajenia młodego człowieka do czytania, poruszania się po tekstach w różny sposób składanych na stronie. Prawdopodobnie dlatego zdecydowano się na poziomy format książki.
Z kolei w ramach niemieckiej Biblioteczki Dziecinnej Pana Kampe ukazała się cała seria książek niewielkiego formatu, również nietypowych, bo niemal kwadratowych. Wydawnictwo w pełni przygotowane było na polski rynek. Pojawiły się w nim polskie nazwy i imiona: Skierniewice, Arkadia, Nieborów.
Pomysły na łączenie treści edukacyjnych z atrakcyjną formą zaczęto powielać. W roku 1874 ukazał się „Mały naturalista, czyli Sposoby zapoznawania się z naturą”, wzbogacony o 67 drzeworytów. Barwna i przyciągająca oko projektem była także okładka. Zaś w 1877 roku w nakładzie Ferdynanda Hösicka do rąk czytelników trafili „Mali mężczyźni”, powieść Louisy Ma Alcott (co ciekawe, anonsowanej już na stronie tytułowej jako autorka „Małych kobietek”).
Innym mało znanym dziś rodzajem książek są tzw. abecadlniki, popularne np. w czasie zaborów, gdy istotne stało się między innymi pielęgnowanie ojczystej mowy. Na tym tle nietypowy z pewnego względu jest „Ilustrowany abecadlnik historyczny” Teodora Nowosielskiego z 1868 roku. Jest to jedyna w kolekcji książka wydana na płótnie. Gwarantowało to większą odporność na poczynania młodych czytelników: ze śliskiego płótna bez problemu zetrzeć można płyny i plamy. Warto zaznaczyć, że pomimo ponad stu lat eksploatacji puściły w niej tylko niektóry szwy, nieco przy-żółkło także samo płótno. Jest to też pierwsza książka, w której chciano zmieścić wiedzę z siedmiu przedmiotów, m.in. na temat wymowy, pacierza, religii, ale trafiły tu także opowiadania o narodowych bohaterach, kwestie etyki, historia, geografia i wiedza przyrodnicza. Na płótnie znalazło się także dwanaście ilustracji litograficznych i 40 drzeworytów.
Jednak najmniejszą książką w zbiorach MKD jest napisany przez Franciszka Salezego Dmochowskiego „Podarunek dla dobrych dzieci, wiadomości z mitologii i historyi starożytney”, wydany w roku 1829, mający wymiary zbliżone do trzech współczesnych pudełek zapałek. Dodatkowo każda książeczka chowana była w pudełku futerale. Jedną z największych książek są natomiast „Przygody barona Münchhausena”, wydane już wiek później, w 1925 roku. Wymiary tej dość luksusowej pozycji to 29 cm na 40 cm. Zbliżony rozmiarem jest całkiem współczesny „Pan Maluśkiewicz” Juliana Tuwima z 2002 roku z ilustracjami Bohdana Butenki. Historia wieloryba, który po rozłożeniu okładek góruje nad czytelnikiem, musi robić wrażenie, jeśli każda ze stron ma wymiary 27 cm na 41 cm. Ale i on ugiąłby się przed na poły już kartograficznym, trzy razy większym „Atlasem świata dla najmłodszych”, dość ubogim jednak od strony tekstowej. W tym przypadku podróże palcem po mapie nabierają nowego wymiaru (...).
Tatuś Jasia dręczyciela
Doktor Heinrich Hoffman, skromny lekarz, zapewne nigdy nie podejrzewał, że ewenementem w skali świata stanie się książka stworzona przez niego z myślą o wnuczku. „Der Struwwelpeter”