A dług rośnie...
Analfabetyzm polityczny?
W swym liście do ANGORY nr 28 „Tylko odwagi trzeba” Pan ZAS stwierdza, że nasze obecne elity lubią takich wodzów, którzy mordują komuchów. W Akcji „Wisła” faktycznie wspaniali rycerze UPA OUN, a także resztki dywizji SS-Galizien walczyli z naszym KBW (Korpusem Bezpieczeństwa Wewnętrznego – gdyby ktoś skrótu nie znał), jeńców nie brali, zabijali naszych żołnierzy w okrutny sposób. Jaki – nie będę opisywał, wiadomo, jak zabijano naszych, w tym dzieci, kobiety, starych ludzi. Wojny Ukrainie za ich zbrodnie wypowiadać nie należy, nie te czasy. Ale pamiętać, tak! Dlatego zgadzam się z Autorem listu, że wchodzenie Ukraińcom do tyłka tylko dlatego, że w pewnym momencie odcięli się od Rosji, było i jest poważnym błędem. W naszej polityce od 1989 roku panuje moda na namiętne przyjaźnie z każdym, kto jest wrogiem Rosji.
A przecież to ZSRR wypuścił ze swych łagrów i z zesłania ponad sto tysięcy ludzi, którzy później stworzyli II Korpus we Włoszech, dywizję generała Maczka, skoczków generała Sosabowskiego. To wyjednali generał Sikorski i generał Anders i tylu ludzi udało się uratować. A gdyby nie takie rozmowy i takie układy, ci ludzie zapewne nigdy by do Polski nie wrócili. Czy uczy się naszą młodzież o tym, jak powstała na wschodzie dywizja kościuszkowska, do której na prośbę Wandy Wasilewskiej sprowadzono księdza z Polski? Pracowałem z kolegą, którego oddział organizował werbunek i przerzut księdza do ZSRR, bo przy żołnierskiej przysiędze w Polskim Wojsku miał być ksiądz. W pierwszym filmie mówiącym o tym wydarzeniu wojsko mówi: „Tak nam dopomóż Bóg!”. Potem to wycięto.
Dlaczego to piszę? Bo to Polskie Wojsko u boku sojusznika weszło do Berlina, bo to na niektórych budynkach Berlina zawisły polskie flagi. I tutaj nasuwa mi się taka oto refleksja. Kto najwięcej komuchów zamordował? No kto, podobno aż ponad 20 milionów? No kto? Oczywiście Stalin z Georgiem Dymitrowem stworzyli Komintern, który miał kontrolować cały ruch komunistyczny na świecie. Ale towarzysze zaczęli od czystki w szeregach. W ZSRR zaczęły się procesy, a to lekarzy, a to generałów. Najgorsze, było to, że z miast Europy zaczęto ściągać do Moskwy komunistycznych działaczy na szkolenie. Tam ich aresztowano. Po śledztwie i torturach każdy przyznawał się do szpiegostwa na rzecz imperializmu i zostawał zabity (...).
Dowód żarliwej miłości do morderców komuchów dał nam, a jakże, sam Pan Prezydent, który do Zakopanego pojechał z pięknym bukietem do Pani Wdowy po bandycie Kurasiu ps. „Ogień”. Telewizja pokazała sam cmentarz, a nie pokazała gęstego kordonu policji, którym otoczony był cmentarz, bo okoliczni ludzie ze wsi, w których mordował i gwałcił „Ogień”, przyszli się przyłączyć ze swymi „podziękowaniami” dla Kurasia.
Zwykli ludzie traktują Rosjan jak przyjaciół, jak znajomych. Politycy nie potrafią pozbyć się tej zapiekłej nienawiści, w sali sejmowej powiesili krzyż. Miał on chyba odnowić, uspokoić ludzi. Nie zadziałał! Za tę nienawiść płacimy, bo zbudowanie jakiejś tam autostrady między Białorusią i Kaliningradem dałoby pracę tysiącom ludzi, a obsługa oraz cała infrastruktura takiej trasy drugie tyle. Ale Polska powiedziała: nie! Gazociąg miał iść przez Polskę... Przecież budowa tego to znowu praca dla naszych ludzi, a potem forsa za eksploatację. Ale też nie! Gazociąg poszedł pod Bałtykiem. Na tych idiotyzmach tracimy prestiż, tracimy pieniądze. Czy znajdzie się kiedyś sąd, który zarzuci niektórym sabotaż gospodarczy i postawi ich przed sądem? A tymczasem nasz dług publiczny rośnie...
Bardzo współczuję gen. Jaruzelskiemu z powodu zachowania się części młodzieży i kilku polityków, którzy najchętniej w rocznicę urodzin skierowaliby go do więzienia. Młodzież można w pewnym stopniu zrozumieć, bo nie ma życiowego doświadczenia i działa pod wpływem nastawienia swoich starszych kolegów. Czuję się zawiedziony postawą Panów Mizgalskiego i Zalewskiego okazywaną podczas rozmowy siódmego lipca w audycji „Fakty po Faktach”. Pan Mizgalski chełpił się, że tak dużo napisał. Pewnie byłoby lepiej, żeby więcej czytał. Wówczas posiadłby wiedzę o wielu politykach, których polityczne lub wojskowe decyzje powodowały utratę życia znacznie większej liczby ludzi niż podczas stanu wojennego (...).
Korea, Wietnam, Irak, Afganistan... Nawet nieznaczne zmiany polityczne w wielu krajach przynoszą ogromne straty i cierpienia ludzi. Nasze wydarzenia przyniosły głębokie zmiany nie tylko w naszym kraju. Za autora przemian uważa się NSZZ „Solidarność”. Nie wspomina się, że postawa naszego wojska sprzyjała przemianom. Wydawało się, że teraz ruszymy gwałtownie naprzód, zapewniając narodowi dobrobyt i radość życia. Dlaczego tak nie jest? Na pewno nie jest to wina Jaruzelskiego.
Ukończyłem 80 lat. Moje doświadczenie życiowe pozwala mi właściwie oceniać zdarzenia i postawy ludzkie. Ojciec mój walczył z bolszewikami i z raną postrzałową klatki piersiowej wrócił spod Kijowa. Niemcy rozstrzelali go w 1941 roku, gdy miałem 8 lat. Bracia mamy, żołnierze zawodowi, obiecywali w 1939 r., że „nie oddadzą guzika”. I zginęli w walkach nad Bzurą. Bracia ojca przez Sybir dotarli do armii Andersa. Przeżyli, lecz nie wrócili do kraju. Moje przeżycia uzmysłowiły mi, że obrona niepodległości to ważna rzecz.
Po ukończeniu technikum mechanicznego ochotniczo wstąpiłem do szkoły oficerskiej. W 1956 r., jako dowódca baterii artylerii przeciwlotniczej, na polecenie dowódcy pułku przygotowywałem baterię do strzelania do czołgów, które z Północnej Grupy Wojsk Sojuszniczych zbliżały się do Warszawy. Nie doszły. Odnosiłem sukcesy w nauce i pracy, skierowano mnie do Akademii Obrony Powietrznej w Rosji. Po pięcioletnich studiach wróciłem do kraju na stanowisko dowódcy dywizjonu rakietowego obrony powietrznej.
Dywizjon znalazł się w czołówce jednostek dywizji i stał się miejscem spotkań ministra obrony narodowej generała Wojciecha Jaruzelskiego z delegacjami armii innych krajów. Z rozmów prowadzonych przez ministra zrozumiałem, że jest to człowiek, któremu sprawy obronności leżą głęboko na sercu. W czasie późniejszych, rocznych odpraw szkoleniowych, w których uczestniczyłem jako dowódca dywizji rakietowej obrony Warszawy, rósł podziw dla postawy życiowej ministra. Może zbyt ostro zwalczał nadużywanie alkoholu przez kadrę, a zwolennikom tych napojów to nie odpowiadało. Uznanie dla Jaruzelskiego dało się zauważyć w postawie papieża Jana Pawła II. Krytycy generała tego nie zauważają. Przywódcy wielu państw spoza naszego dawnego układu również pozytywnie go oceniali.
Dlatego nie mogę zrozumieć zaciekłości tych polityków, którzy ata- kują Jaruzelskiego. Posądzam ich o analfabetyzm polityczny. Spróbujmy przeanalizować fakty. Wywieziony z rodziną na Sybir traci tam ojca. Wiemy, jak żyli zesłańcy w syberyjskich łagrach. Na pewno Jaruzelski nie pokochał panujących tam porządków (Jacek Kurski mógłby to sprawdzić). Wstąpił do Wojska Polskiego i był dowódcą plutonu zwiadu. Nie będę opisywał, jak trudne to zadanie w czasie wojny. Po wojnie pełnił różne funkcje w wojsku. Podobno donosił na kolegów. Jakie są na to dowody?
Kontrwywiad często prowadził rozmowy z oficerami. A co wpisywali w swoich notatkach – nie wiadomo. Natomiast wiem, że po 1956 roku wiele się w tych służbach zmieniło. Czy Jaruzelski mógł podjąć próbę wyjścia z Układu Warszawskiego, mając na Zachodzie potężne ugrupowanie armii sojuszniczej? Może Marek Mizgalski to kiedyś wyjaśni w swoich opracowaniach. Czy w 1968 roku można było odmówić wejścia Wojska Polskiego do Czechosłowacji? Może ktoś z ugrupowania PiS opisałby, jak można to było zrobić.
Podejrzewa się, że generał prosił Rosjan o pomoc. To chyba największy bzdurny zarzut. Jestem zdziwiony, że Brzeziński zaprzeczał, jakoby Rosjanie zamierzali wejść do nas, by stłumić wrzenie w naszym kraju. Przed wprowadzeniem stanu wojennego byłem w Rosji na studiach podyplomowych i rozmawiałem z oficerami innych armii sojuszniczych. Wypowiedzi niektórych oficerów przerażały. Przypominam, że był to okres, gdy głoszono hasło: „Socjalizmu będziemy strzec jak źrenicy oka”. Wiedziałem o nastrojach w naszym wojsku i Wojciech Jaruzelski znał te nastroje. Wiedział, że do bratobójczych walk nie dojdzie, ale anarchię należy uspokoić, gdyż w innym wypadku zechcą to zrobić inni i poleje się krew.
Pewnie jeszcze przez długi czas wielu ludzi będzie błędnie oceniać wprowadzenie stanu wojennego. Pewnie to już nie mój kłopot, ale bardzo ubolewam z powodu wielkiego podziału naszego społeczeństwa i wzajemnej wrogości ugrupowań politycznych. Nauki papieża Jana Pawła nawet w kościołach nie są honorowane. Jestem zdania, że opozycja polityczna jest potrzebna. Ale wrogość jest sprzeczna z zasadami kultury politycznej. Ludowe przysłowie mówi: Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Warto o tym pamiętać.