Dżentelmeni
To nie problem, ale skandal!
Dżentelmen – człowiek godny zaufania, honorowy, nieskazitelny... Niektórzy twierdzą, że to już gatunek wymierający. Co robi czynny zawodowo dżentelmen, gdy, ogólnie rzecz ujmując, nie podobają mu się działania kierownictwa? Ma trzy możliwości: Siedzieć cicho, może z czasem wszystko się zmieni, w jego przekonaniu, na lepsze? Zgłosić swoje uwagi i zastrzeżenia kierownictwu, zaproponować zmiany. Zrezygnować z pracy.
Powyższe dedykuję posłowi PO Jarosławowi Gowinowi i burmistrzowi warszawskiego Ursynowa Piotrowi Guziałowi. Przypomnę, że: pierwszy ogłosił wszem wobec, co mu się nie podoba w działaniach kierownictwa partii; zgłosił się do wyborów na jej przewodniczącego (co samo w sobie nie jest niczym nagannym); był również uprzejmy publicznie stwierdzić, że pod kierownictwem Donalda Tuska partia nie ma szans na sukces wyborczy. Drugi zainicjował referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz (kilkanaście miesięcy przed wyborami, oczywiście na koszt podatników); nie ukrywa, że w przyszłości chciałby zająć jej miejsce.
Jak wiadomo, obaj panowie nadal sprawują funkcje posła PO i burmistrza Ursynowa. Nie ulega wątpliwości – dla dobra nas, szarych obywateli. Kończąc – wielu moich przyjaciół uważa, że pojęcia polityka i dżentelmena wykluczają się nawzajem. Czy rzeczywiście? A jeśli tak, to czy zawsze i wszędzie? Bo przecież jeśli w polityce nie ma miejsca dla dżentelmenów, to domaganie się przez polityków szacunku wyborców jest kompletnie niezrozumiałe.
Pomimo że 1 maja bieżącego roku ukończyłam 75 lat, jestem „za” zmianami, pod warunkiem że są one „w stronę człowieka”, a nie przeciwnie. I właśnie chcę się wypowiedzieć na temat szkolnych podręczników.
Komu to przeszkadzało, że kiedyś podręczniki służyły kilku pokoleniom?! A szczególnie wielodzietnej rodzinie? Rodzeństwo uczyło się przez lata – po kolei – z tych samych książek. A dzisiaj? Do znudzenia słychać w radiu i telewizji o coraz mniejszym przyroście naturalnym. Dobrze, że ostatnio wydłużono urlopy macierzyńskie płatne, ale koszty wychowania dziecka to złożony problem. Nie kończą się na urlopie macierzyńskim, tylko ciągle wzrastają razem z dzieckiem. Olbrzymią pozycję zajmują w nich wydatki na podręczniki szkolne.
Warszawscy decydenci wymyślają przeróżne „nowiny”. Wiele z nich jest nieżyciowych, ale nikt dotąd jeszcze nie poniósł dotkliwej kary! Tylko naród ponosi konsekwencje i to przeważnie ci najbiedniejsi. Tak jest, między innymi, ze służbą zdrowia. Ale wracam do tematu szkolnych książek. Wymyśla się nowe, drogie i idiotyczne podręczniki w pięknych okładkach, bogato ilustrowane (często okropne), zawierające mało treści. Te biedne dzieci noszą na plecach kilogramy!
Warszawa nie zastanawia się nad konsekwencjami, tylko wprowadza wciąż nowe i nowe... A co się za tym kryje? Wiadomo: dochód tylko dla grupki osób siedzących przy żłobie i zyski sztucznie napędzane. Nie dość, że w każdym roku wprowadza się nowe podręczniki (tych z poprzedniego roku nikt nie kupi ani nie chce nawet za darmo), to jest jeszcze kilka różnych wydawnictw. Wcześniej uczniowie (rodzice) kupią podręczniki wskazane przez grono pedagogiczne, a gdy rozpoczyna się rok szkolny, nauczyciel zmusza do zakupu innych, nie martwiąc się o los tych kupionych trochę wcześniej. Uczeń bez takiego (innego) podręcznika może dostać ocenę niedostateczną!
Gdzie sens, gdzie logika, gdzie troska o dzieci, budżet rodziców, ekologię, lasy, nadprodukcję śmieci? To już nie problem, tylko SKANDAL! Zwykły człowiek, martwiący się jak przeżyć, bo życie to same problemy, nie ma wpływu na to, co warszawka znowu wymyśli, aby zgarnąć pod siebie jak najwięcej. Nie mają sumienia ani wrażliwości na los biedniejszych! Jak już ktoś dochrapie się stanowiska wWarszawie (przy żłobie), staje się innym człowiekiem, zapomina o wszystkim i wszystkich. Walczy tylko o siebie i swoje niebosiężne profity, nie licząc się z biedniejszym społeczeństwem. Resztę społeczeństwa, które w końcu reprezentuje i któremu ma służyć, po prostu lekceważy i nie martwi się, jak rodziny przeżyją!
Żądam poważnego i odpowiedzialnego potraktowania problemu zmian na lepsze dla całego społeczeństwa. Żądam również powiadomienia, co zrobić z nowymi, niepotrzebnymi nikomu podręcznikami, bo wyrzucić je na śmietnik, do kontenera z napisem „Papier” jest dla człowieka wychowanego w szacunku do książki i liczącego się z wydatkami nie do wykonania.