Angora

Polscy oprawcy skazani! W. Brytania

- ANNA SIEROŃ

Jak to się stało, że brytyjski system opieki społecznej zawiódł i katowanemu dziecku nikt nie pospieszył z pomocą? Departamen­t Ochrony Dzieci w Coventry prowadzi dochodzeni­e, które być może pozwoli odpowiedzi­eć na to pytanie.

Wstyczniu 2011 roku pracownicy socjalni kontaktowa­li się z rodzicami Daniela po tym, jak chłopiec przyszedł do przedszkol­a ze złamaną ręką. Ojczym chłopca powiedział im wtedy: – W Polsce, kiedy dziecko złamie rękę, lekarze badają to dziecko, a nie jego rodziców. Rodzice poinformow­ali, że chłopiec doznał urazu, skacząc z kanapy. W grud- ko powód podawała problemy ze zdrowiem spowodowan­e objadaniem się.

W styczniu minionego roku panna Godfrey dostrzegła na szyi chłopca siniaki jakby od duszenia. Miejscowy pediatra badał Daniela 22 dni przed śmiercią. Dr Supratik Chakrabort­hy usłyszał, że dziecko przejawia agresję wobec każdego, kto próbuje odebrać mu jedzenie. Uznał, że symptomy wskazują na problemy z przemianą materii, a ponadto chłopiec wykazuje zaburzenia ze spektrum autyzmu.

Do domu, w którym mieszkała matka Daniela i jej partner, dwukrotnie w ciągu roku wzywano policję z powodu awantur, do jakich dochodziło, gdy byli pod wpływem alkoholu.

Inspektor Christophe­r Hanson, który prowadził śledztwo w 80 sprawach dotyczącyc­h śmierci dzieci, przyznaje, że rodzice mogli skutecznie zwodzić osoby z otoczenia Daniela. Jego zdaniem byli oni bardzo przekonują­cy, gdy mówili o problemach chłopca. Uważa, że morderstwo zostało popełnione z premedytac­ją: – Był bity, topiony i zatruwany solą. To było straszne życie – mówi policjant. Po chwili dodaje: – Nasz zespół pokochał tego malucha. Jego zdjęcia są wszędzie w naszym biurze. Nigdy go nie zapomnimy…

Sąsiedzi rodziny zeznali, że czterolate­k „dużo płakał” i krzyczał w nocy. 29-letnia kobieta nie zaintereso­wała się tym, bo uznała, że chłopiec miewa złe sny. Dzień po śmierci Daniela widziała jego matkę, jak poszła na zakupy i wróciła z torbami pełnymi jedzenia. – Nie było widać, żeby płakała – przypomina sobie.

Gill Mulhall, dyrektorka placówki, do której Daniel uczęszczał, przyznaje, że jego śmierć wstrząsnęł­a lokalną społecznoś­cią. Upamiętnić go ma specjalna ławka, obok której posadzono jabłoń: – Choć uczyliśmy go tu tylko przez sześć miesięcy, każdy kto go znał, będzie o nim pamiętał (…). To był cichy, skromny chłopiec, akceptowan­y i lubiany przez kolegów. Bardzo go tu brakuje – mówi ze smutkiem.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland